Przejdź do treści
WIDZIANE Z KRAKOWA: Właściwie nic nie stało się

Ligi w Europie Liga Europy

WIDZIANE Z KRAKOWA: Właściwie nic nie stało się

Właściwie to było jak sto lat temu. W lipcu 1924 roku Rapid też przyjechał do Krakowa zagrać z Wisłą. Pokazowo, bo Ligi Europy nikt jeszcze nie wymyślił. Też wygrał jak się spodziewano, też 2:1 i też publiczność rozczarował.

Jarosław Tomczyk

FOT. GRZEGORZ WAJDA

Po meczu Przegląd Sportowy napisał: „Spodziewaliśmy się, że ujrzymy w Rapidzie prawdziwych wirtuozów w opanowaniu piłki, posiadających niewyczerpany zapas pięknych pociągnięć kombinacyjnych i trików meczowych. Sądziliśmy, że ujrzymy mocarną drużynę bojową, posiadającą umiejętność strzelania z każdej, choćby najtrudniejszej pozycji, a tymczasem zobaczyliśmy zespół na ogół słaby, grono kilku dobrych zresztą, ale starszych i wyczerpanych graczy, których wielkość, zda, się minęła”. Współczesny dziennikarz w zasadzie mógłby zrobić kilka drobnych korekt, lekko zmienić styl, kopiuj – wklej i robota gotowa.

Właściwie Wisła wcale nie musiała przegrać. Słupki na własnym boisku powinny pomagać gospodarzom, a nie gościom. Tymczasem parę minut po przerwie najpierw jeden zagrodził drogę do bramki główce Zwolińskiego, a zaraz potem dwa po drugiej stronie zrobiły wszystko, by piłka po uderzeniu Seidla z dystansu do siatki się wkręciła co przechyliło szalę.

Właściwie skoro Rapid wizualnie wyglądał, wypisz wymaluj jak Śląsk w Rydze, to z niżej notowanym rywalem mógł też tak zagrać. Ale nie zagrał. Na zimno, z wyrachowaniem zrobił co do niego należało, choć miał mniej czystych okazji bramkowych, a żadnymi innymi statystykami też nie zaimponował.

Właściwie to Wisła nic w tym meczu nie musiała, bo sto procent pucharowej normy wypracowała w spotkaniach z kosowskim Llapi. Każdy kolejny punkcik dla Polski w rankingu UEFA za jej sprawą będzie wartością dodaną i raczej nieoczekiwaną. Tyle, że na boisko wychodzi się nie po to żeby ładnie przegrać tylko wygrać, choć my w Polsce wolimy chyba to pierwsze, dlatego raczej więcej będzie teraz pochwał za postawę niż żali nad tym, że grając całą drugą połowę w jednego więcej, należało Rapidowi utrzeć nosa.

Właściwie wydaje się, że jest po dwumeczu. Ale prawie pięćdziesiąt lat temu Wisła też pojechała do Wiednia uświetnić Rapidowi święto, a wygrała 2:0 i je zepsuła. Jedną z bramek strzelił wtedy Kazimierz Kmiecik. Teraz w roli asystenta trenera Moskala do Wiednia też pojedzie, a piłka nie takie już rzeczy widziała.

guest
2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Wbudowane opinie
Zobacz wszystkie komentarze
Zbyszek
Zbyszek
25 lipca, 2024 22:24

Brawo za determinacje i walkę. Zabrakło Wiśle skuteczności a to posiadają klasowe zespoły a Wisła jest na drodze takiego klasowego zespołu który powróci do Ekstraklasy.

Piotrek
Piotrek
26 lipca, 2024 10:49
Odpowiedz  Zbyszek

Wisła jest teraz na dobrej pozycji – nic nie musi, wszystko może. Widać, że jest w tym zespole wola walki – oby tej woli walki nie brakło do końca sezonu…

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024