Przejdź do treści
To samo miejsce, inne realia

Ligi w Europie Liga Europy

To samo miejsce, inne realia

Inni piłkarze. Inny szkoleniowiec. Inne struktury. Inne potrzeby. Inne perspektywy. Występując w finale Ligi Europy cztery lata po jej wygraniu Manchester United tylko w teorii ponownie znajduje się w tym samym miejscu.



Marcus Rashford jest jednym z niewielu piłkarzy Manchesteru United, którzy wystąpili w finale Ligi Europy w 2017 roku i zrobią to również dzisiaj. (fot. Reuters)

W 2017 roku Czerwone Diabły mierzyły się i wygrały w Sztokholmie z Ajaxem. Dziś w Gdańsku staną w szranki z Villarrealem. Bardzo kusząco prezentuje się więc narracja, zgodnie z którą niewiele się u nich zmieniło. Jak mogło, skoro na mapie europejskiego futbolu klubowego drużyna znów jest w tym samym miejscu? A jednak trudno bardziej minąć się z prawdą. Oddać mocniej chybiony strzał. Na przestrzeni minionych czterech lat w klubie z Old Trafford zmieniło się bowiem niemal wszystko.

PERSONALIA

Najbardziej namacalny, widoczny gołym okiem dowód ewolucji stanowi kadra zawodnicza. We wspomnianym spotkaniu z Ajaxem w bramce Manchesteru United stał Sergio Romero. Defensywę tworzyli Antonio Valencia, Chris Smalling, Daley Blind i Matteo Darmian. W pomocy wystąpili Juan Mata, Marouane Fellaini, Ander Herrera, Paul Pogba oraz Henrikh Mkhitaryan. W ataku biegał Marcus Rashford. Na ławce rezerwowych mecz rozpoczęli David de Gea, Phil Jones, Timothy Fosu-Mensah, Jesse Lingard, Michael Carrick, Wayne Rooney i Anthony Martial. Trzech graczy spośród tamtej grupy jest już na piłkarskiej emeryturze. Dziewięciu opuściło klub (Carrick został, ale pełni rolę asystenta trenera). Pięciu za moment może pójść ich śladami. Jeden przebywa w drużynie bardziej duchem niż ciałem. Na boisku w Gdańsku pojawi się co najwyżej czterech, choć tylko dwóch można aktualnie uznać za etatowych członków wyjściowej jedenastki.

Między słupkami stanie Dean Henderson albo De Gea. Pominięty postara się latem o transfer. Boki obrony obsadzą Aaron Wan-Bissaka i Luke Shaw, zawodnicy znacznie bliżsi miana kompletnych niż ich poprzednicy. W sercu defensywy wystąpi Victor Lindelof oraz Eric Bailly lub Harry Maguire – zależnie od stanu zdrowia tego ostatniego. Blind mógłby z nimi konkurować jedynie w aspekcie operowania piłką, a i tak nie byłby skazany na sukces. Środek pola zabezpieczą prawdopodobnie Scott McTominay oraz Fred, którym do Herrery nieco jeszcze brakuje. Za dział kreacji odpowiadać będzie nie Fellaini, a Bruno Fernandes i Pogba. O dynamikę zadba Rashford, zaś wykańczanie akcji zostanie powierzone Edinsonowi Cavaniemu. W odwodzie pozostanie między innymi Mason Greenwood, choć nie sposób wykluczyć, iż dla Anglika jednak znajdzie się miejsce w pierwszym składzie.

Wyliczanka pokazuje, iż w większości sektorów boiska Czerwone Diabły mają obecnie więcej jakości niż cztery lata temu. Zespół jest też lepiej dostosowany do pomysłu na grę szkoleniowca. Tym nie jest już rzecz jasna Jose Mourinho, a Ole Gunnar Solskjaer. Pod względem osiągnięć i doświadczenia Portugalczyk bije Norwega na głowę. Plasuje się kilka półek wyżej. Mimo to, to były napastnik ekipy z Old Trafford jest przez wielu uznawany za najlepszego opiekuna drużyny od czasów Sir Alexa Fergusona. Za tego, który umożliwił częściowy powrót do korzeni – jeśli nie w kwestii sukcesów, to stylu gry (bardziej widowiskowego, bazującego na kontratakach, choć coraz mniej od nich uzależnionego), kultury i atmosfery zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz klubu.

 


 

Do zmian doszło i dojdzie także w strukturze zarządu. Ed Woodward, wicedyrektor wykonawczy, pociąga za mniej sznurków, a z końcem roku opuści Old Trafford. To dobre wieści dla klubu. Tak odpowiedzialne stanowisko powinna piastować osoba z odpowiednią wiedzą na temat futbolu, a nie tylko sprawny marketingowiec. Okres panowania Woodwarda nie będzie przez kibiców rzewnie wspominany. Anglika odciążają dziś John Murtough oraz Darren Fletcher – dyrektor sportowy i dyrektor techniczny. Obaj pełnią swoje funkcje od marca, więc na razie trudno ocenić efekty ich pracy. O ile więc Czerwone Diabły nadal nie zatrudniły kogoś pokroju Monchiego czy chociażby Edwina van der Sara, o tyle pion zarządczo-decyzyjny stopniowo przemienia się w bardziej stabilny i profesjonalny.

POTRZEBY

Na wielu poziomach zmieniły się personalia i nie inaczej jest z ich potrzebami oraz celami. W 2017 roku triumf w Lidze Europy stanowił warunek być albo nie być uczestnikiem fazy grupowej kolejnej edycji Ligi Mistrzów. Rozgrywki ligowe były w wykonaniu podopiecznych Mourinho bardzo nieudane. Ugrzęźli na szóstym miejscu, tracąc do czwartego w stawce Liverpoolu siedem punktów. Mistrz Anglii, którym została Chelsea, uzbierał od nich aż o 24 oczka więcej. Do Szwecji lecieli ratować sezon. Metaforyczny nóż był blisko gardła.

W Polsce zadaniem graczy prowadzonych przez Solskjaera będzie postawienie kropki nad j w słowie rozwój. Nad Wisłą zaprezentują się jako świeżo upieczeni wicemistrzowie kraju, którzy skrócili dystans do najlepszej drużyny Premier League do 12 punktów. Kampanii nie trzeba reanimować. Można ją ładnie zwieńczyć. Choć i to będzie celem zaledwie pośrednim.

Bezpośredni stanowi wykonanie kolejnego kroku w stronę budowy zespołu i jego poszczególnych części. Duża grupa piłkarzy nie sięgnęła w barwach Manchesteru United po żadne trofeum. Niektórzy nie zrobili tego także w poprzednich miejscach pracy. A takie doświadczenie może bardzo przysłużyć się czynieniu przez drużynę progresu, na co uwagę zwrócili McTominay i Solskjaer.

– Jeśli poznasz uczucie zwycięstwa, rozwiniesz się i zyskasz doświadczenie przydatne do gry w kolejnym finale. To oczywiste. Kto wie, może bezpośrednio wpłynie to na mentalność zespołu? – mówił Szkot w trakcie konferencji prasowej. Norweg przed dwumeczem z Romą stwierdził natomiast: – Wzniesienie w górę trofeum jako szkoleniowiec tego klubu będzie spełnieniem moich marzeń. Do tego dążymy. […] Ambicją drużyny i moją jest zdobycie trofeum i świętowanie sukcesu. Wiem, jak bardzo może to pomóc grupie w dalszym rozwoju.

Wygranie Ligi Europy byłoby dla Solskjaera równie istotne i wartościowe, co dla jego zawodników. Na razie w jego trenerskiej gablocie stoją dwa tytuły mistrza Norwegii i Puchar Norwegii. Jakkolwiek ważne – 48-latek sięgnął po nie na samym początku nowej futbolowej drogi – na najwyższym poziomie nie składają się one na wyjątkową wizytówkę. Nie gwarantują przepustki do panteonu gwiazd tej profesji. Triumf w Lidze Europy, będąc sportowym sternikiem tak wielkiej firmy, jak Manchester United, również nie. Ten dałby jednak Norwegowi dobitne potwierdzenie, że zmierza we właściwym kierunku. Że jego metody szkoleniowe działają. Że jego krytycy, których sukcesywnie ubywa, mają coraz mniej argumentów, by dyskredytować zasadność jego pracy na Old Trafford. Nikogo nie trzeba przekonywać, iż są to aspekty absolutnie bezcenne.

PERSPEKTYWY

Inne są wreszcie perspektywy Czerwonych Diabłów. Przy okazji poprzedniego finału europejskich rozgrywek jeszcze tego nie wiedzieli, ale byli wówczas bardzo blisko szczytu własnych możliwości. W erze The Special One coraz bardziej starzejący się skład osiągnął jeszcze tylko jeden sukces. W sezonie 2017-18 został wicemistrzem Anglii, co Portugalczyk określił swego czasu jako jedno z największych osiągnięć w karierze. Co ciekawe, trofeum przyznawane triumfatorom Ligi Europy nazwał najistotniejszym, ale prędko dodał, iż dlatego, że ostatnim. Nie był oczywiście świadomy, że taki stan rzeczy utrzyma się przez następne cztery lata, w których nie wygra nic ani z Manchesterem United, ani z Tottenhamem.

 


 

Ekipa z Old Trafford w wersji Anno Domini 2021 zrobi wszystko, by drugie miejsce na mecie sezonu Premier League i ewentualny sukces na Starym Kontynencie nie były szczytem, a jedynie półką, z której można startować jeszcze wyżej. – Nie jesteśmy w miejscu, w którym chcemy być. Mamy ambicję, by [w lidze – przyp. MS] awansować pozycję wyżej – przyznał przed rywalizacją z Wolverhampton Solskjaer. Wcześniej powiedział, że wicemistrzostwo to świadectwo dobrych występów, ale nie osiągnięcie. Harry Maguire, przepytywany przez Garry’ego Neville’a wypalił, że drugie miejsce nie jest wystarczająco dobre. Z kolei Bruno Fernandes przyznał w rozmowie ze Sky Sports: – Zwycięstwo w Lidze Europy byłoby dla nas sygnałem, że robimy postępy, ponieważ w poprzednim sezonie niczego nie wygraliśmy. Jeśli zdobędziemy trofeum, uczynimy progres, ale to dla nas wciąż za mało. […] Bądźmy szczerzy, kiedy grasz dla takiego klubu, standardy muszą być wysokie.

Co ważne, Czerwone Diabły mają narzędzia niezbędne do tego, by faktycznie wdrapać się jeszcze wyżej. Piłkarze są młodzi (liderem zespołu jest 26-letni Fernandes, nie 35-letni Zlatan Ibrahimović) i głodni sukcesów. W przeciwieństwie do dawnych mistrzów, jak Rooney, Carrick czy Ibra, mają sporo do udowodnienia, więc motywacji na pewno nie braknie. Posiadają duże umiejętności i wciąż się rozwijają. To samo można zresztą napisać o ich opiekunie. Gra drużyny stale ewoluuje. Nie jest ukończonym produktem. Niewykluczone, że obecni wykonawcy go nie sfinalizują, wszak ich miejsce zajmą jednostki gwarantujące jeszcze wyższą jakość. Jak Jadon Sancho. Jak Harry Kane. Jak Declan Rice. Klub ma pieniądze i nie zawaha się ich latem użyć.

Jeśli Manchester United pokona Villarreal, historia się zrymuje. Nazwa triumfatora będzie jednak jednym z nielicznych punktów wspólnych między rokiem 2017 i 2021. Narracja, zgodnie z którą na Old Trafford niewiele się zmieniło, nie wytrzymałaby zderzenia z faktami. Zmieniło się niemal wszystko.

Maciej Sarosiek

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024