Kończący się rok to nie tylko awans reprezentacji Polski do finałów Euro 2016, ale także współudział naszych piłkarzy w sukcesach ich zagranicznych zespołów. Niektórzy z nich mogą się nawet pochwalić więcej niż jednym trofeum wywalczonym w czasie ostatnich dwunastu miesięcy.
Wojciech Szczęsny pod koniec maja 2015 roku przekonał się jak smakuje zwycięstwo w Pucharze Anglii
27 maja Grzegorz Krychowiak został pierwszym polskim piłkarzem, który triumfował w Lidze Europy. Na dodatek stało się to po pierwszym finale ważnych międzynarodowych rozrywek klubowych jaki odbył się w Polsce. Na Stadionie Narodowym w Warszawie zasiadło 45 tysięcy widzów żądnych sukcesu Sevilli, w której wystąpił Krycha. Przed meczem mówił, że dla niego występ przed własną publicznością ma szczególne znaczenie, ale na pewno nie będzie miał z tego powodu tremy. Co potwierdził w 28 minucie, gdy strzałem zza pola karnego doprowadził do wyrównania 1:1, a widownia oszalała ze szczęścia. Zresztą polski pomocnik ambitnie walczył przez całe 90 minut, a mecz ostatecznie zakończył się zwycięstwem 3:2 zespołu z Andaluzji nad Dnipro Dniepropietrowsk. Najszczęśliwszy był właśnie Krychowiak, bo wprawdzie polscy piłkarze wcześniej zdobywali nawet cenniejsze trofea klubowe, lecz żaden nie miał możliwości uczynienia tego przed własną publicznością. Znalazł się w grupie najlepszych piłkarzy rozgrywek wytypowanej przez ekspertów UEFA. Jest dopiero trzecim polskim piłkarzem, który strzelił gola w finale europejskich pucharów. Wcześniej udawało się to tylko w nieistniejącym już Pucharze Zdobywców Pucharów – Stanisław Oślizło w 1970 roku zdobył bramkę dla Górnika Zabrze w Wiedniu w decydującym spotkaniu przegranym 1:2 z Manchesterem City, a czternaście lat później Zbigniew Boniek dla Juventusu Turyn w Bazylei w finałowej potyczce zakończonej wygraną 2:1 z FC Porto.
SZCZĘKA LEWEGO
Gdy Robert Lewandowski przechodził do Bayernu Monachium doskonale zdawał sobie sprawę, że ten zespół powinien seryjnie sięgać po mistrzostwo Bundesligi. W poprzednim sezonie udało się to osiągnąć już pod koniec kwietnia i miało być początkiem serii sukcesów całego zespołu, a kapitan biało-czerwonych miał realną szansę wywalczenia korony króla strzelców. Niestety, zaledwie kilka dni po zapewnieniu sobie mistrzostwa Niemiec Bayern nie dość, że w półfinale Pucharu DFB został wyeliminowany przez Borussię Dortmund, to jeszcze Lewy doznał urazu szczęki i potem przez pewien czas musiał grać w masce osłaniającej twarz. Na pewno przeszkadzała mu w występach przeciw Barcelonie w półfinale Champions League, na którym podopieczni Pepa Guardioli zakończyli pucharową przygodę. Polak przed feralnym występem przeciw BVB miał na koncie 16 goli w Bundeslidze, trzy mniej od prowadzącego w tej klasyfikacji Alexandra Meiera z Eintrachtu Frankfurt, dla którego z powodu kontuzji sezon zakończył się już na początku kwietnia. Niestety, w czterech ostatnich kolejkach polski napastnik zdobył w rozgrywkach ligowych już tylko jedną bramkę i go nie dogonił. Zatem zamiast czterech łupów Lewandowski w sezonie 2014-15 zdobył tylko jeden – po raz trzeci został mistrzem Niemiec, dwa poprzednie tytuły wywalczył – w 2011 i 2012 roku – jeszcze w barwach BVB.
Przez wiele lat w ojczyźnie futbolu wyżej ceniono zdobycie Pucharu Anglii niż triumf w rozgrywkach ligowych. Teraz jest inaczej, ale FA Cup dla tamtejszych kibiców ma ogromne znaczenie. W ostatnich dwóch sezonach trofeum powędrowało do gabloty Arsenalu Londyn, którego bramki w obu edycjach strzegli Polacy. W sezonie 2014-15 był to Wojciech Szczęsny. W kończącym się roku w barwach Kanonierów zaliczył wprawdzie zaledwie sześć występów, z czego tylko jeden w Premier League, ale pięć właśnie w Pucharze Anglii. Zagrał także 31 maja w meczu finałowym rozegranym w obecności 90 tysięcy widzów na londyńskim Wembley. Zachował czyste konto, jego zespół wygrał aż 4:0 z Aston Villą Birmingham. Był to zarazem także pożegnalny występ – przynajmniej na razie – naszego bramkarza w zespole Kanonierów. Latem został bowiem wypożyczony do Romy, ale tylko na ten sezon, więc możliwe, że wkrótce ponownie zamelduje się na Emirates Stadium. To pierwsze trofeum w karierze Szczęsnego, bo gdy rok wcześniej Arsenal sięgnął po Puchar Anglii, to on nie wystąpił w żadnym spotkaniu na drodze do sukcesu, więc nie miał prawa wpisywać do swojego CV tego cennego trofeum. Teraz już może.
Łukaszowi Załusce znudziło się kolekcjonowanie tytułów mistrza Szkocji z Celtikiem Glasgow za siedzenie głównie na ławce rezerwowych. W ten sposób w poprzednim sezonie po raz czwarty triumfował w Scottish Premier League. W rozgrywkach 2014-15 wystąpił w pięciu spotkaniach ligowych, ale łącznie przez sześć lat dla The Bhoys na tym poziomie rozegrał zaledwie 29 meczów. Nie okazał się więc godnym następcą Artura Boruca w tym zespole. Załuska tak polubił siedzenie na ławce rezerwowych, że w tym sezonie robi to w niemieckim Darmstadt SV, ale o kolejnych trofeach musi zapomnieć, bo to nie jest drużyna o wielkich aspiracjach.
PERSKIE OKO
Adrian Mierzejewski w Polsce grał w Polonii Warszawa, w Turcji w Trabzonsporze, ale nie tylko mistrzostwa, ale w ogóle jakiegokolwiek trofeum z tymi drużynami jednak nie zdobył. Tylko z Wisłą Płock udało mu się kiedyś sięgnąć po Puchar Polski, a dopiero po wyjeździe nad Zatokę Perską został mistrzem kraju. W maju 2015 roku ofensywny pomocnik przyczynił się do wywalczenia prymatu w Arabii Saudyjskiej przez drużynę Al Nassr Rijad. Polak został wybrany również najlepszym pomocnikiem ligi. Był też wielki apetyt na dublet, ale w spotkaniu finałowym krajowego pucharu zespół Mierzeja nie dał rady drużynie Al Hilal. Czwartą pozycję w saudyjskiej ekstraklasie zajął Al Ittihad Dżudda, gdzie rundę wiosenną spędził Łukasz Szukała. Nasz reprezentacyjny środkowy obrońca mógł się jednak cieszyć z wywalczenia w poprzednim sezonie tytułu mistrza Rumunii, bo jesienią ubiegłego roku rozegrał 16 meczów i strzelił cztery gole dla Steauy Bukareszt. Szukała w maju mógł więc sobie dopisać trzeci krajowy tytuł z tym klubem. Rzecz jasna nie zagrał w spotkaniu o Superpuchar, w którym na początku lipca Steaua niepodziewanie uległa drużynie ASA Tirgu Mures. W zwycięskim zespole debiutował akurat nasz prawy obrońca Paweł Golański, zaledwie kilka dni wcześniej sprowadzony z Korony Kielce.
Dla eksreprezentanta Polski jest to powrót do Rumunii, bo kilka lat wstecz w jego biografii pojawiła się właśnie Steaua. Sentyment do Bałkanów wynika również z tego, że żona Golańskiego pochodzi z sąsiadującej z Rumunią Bułgarii. A właśnie pod koniec maja ubiegłego roku krajowy puchar z Czerno More Warna wywalczył tam Marcin Burkhardt. W meczu finałowym jego drużyna na stadionie w Burgas okazała się lepsza od Lewskiego Sofia. Polski rozgrywający spędził na boisku pełne 120 minut, gdyż do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była dogrywka. To już trzeci krajowy puchar Burego, poprzednie dwa wywalczył w Polsce, najpierw z Legią Warszawa, a potem z Jagiellonią Białystok. Z Rumunią graniczą również Węgry, a w poprzednim sezonie po krajowy puchar sięgnął tam Ferencvaros Budapeszt, gdzie gra polski obrońca Michał Nalepa. Co prawda spotkanie finałowe wygrane z Videotonem Szekesfehervar musiał opuścić z powodu kontuzji, ale wcześniej występował regularnie i przyczynił się do awansu FTC do decydującej batalii Magyar Kupa. Z powodu wspomnianego urazu nie mógł zagrać także w wygranym kilkanaście dni później meczu finałowym Pucharu Ligi z Debreczynem. Ale w wygranym Superpucharze zakończonym pokonaniem Videotonu już jednak Nalepa zagrał, tyle że się nie popisał, bo ukarany czerwoną kartką musiał opuścić boisko pod koniec pierwszej połowy.
Łukasz Teodorczyk w poprzednim sezonie nie tylko ustrzelił dublet na Ukrainie, ale został mistrzem dwóch krajów, przecież rozgrywki 2014-15 zaczął w późniejszym naszym czempionie Lechu Poznań, dla którego rozegrał 4 mecze, strzelił trzy gole, a pod koniec letniego okna transferowego podpisał kontrakt z Dynamem Kijów. Tam nie zdołał przebić się do podstawowego składu i na dodatek pod koniec sezonu doznał poważnej kontuzji, ale pięć goli strzelił i pomógł drużynie odzyskać mistrzostwo. Z Dynamem zdobył również Puchar Ukrainy, tyle że z powodów zdrowotnych nie mógł na początku czerwca wystąpić w finale zakończonym zwycięstwem w rzutach karnych z Szachtarem Donieck, ale we wcześniejszej fazie rozgrywek jednak uczestniczył.
Nasi rodacy zdobywali w tym roku trofea również w innych krajach postsowieckich. I tak pomocnik Dariusz Łatka w wieku prawie 37 lat wywalczył swoje pierwsze trofeum w karierze. To Puchar Łotwy z FK Jełgawa po pokonaniu w meczu finałowym FK Ventspils. Boczny pomocnik Jakub Wilk sięgnął natomiast po Puchar Litwy z Żalgirisem Wilno po finałowym zwycięstwie nad Atlantasem Kłajpeda, ale potem postanowił wrócić do Polski. Teraz jest piłkarzem Zagłębia Sosnowiec, a Żalgiris już bez niego został mistrzem 2015.
RODZINNY INTERES
Na początku lipca w II rundzie eliminacyjnej Champions League zmierzył się świeżo upieczony mistrz Walii The New Saint FC z najlepszym zespołem Wysp Owczych za rok 2014 – B 36 Torshavn. Zatem peryferie europejskiego futbolu, ale dla polskich kibiców ta rywalizacja była jednak interesująca z jednego powodu. Otóż przeciwko sobie zagrali urodzeni w Gnieźnie bracia Cieślewiczowie – 27-letni Łukasz w B 36 i trzy lata młodszy Adrian z The New Saint. Z tym że dla młodszego był to specyficzny pojedynek, gdyż w ubiegłym roku rozegrał trzy mecze w barwach B 36 i razem z bratem miał prawo świętować mistrzostwo Wysp Owczych. Potem wrócił do Walii, gdzie grał wcześniej i w poprzednim sezonie w tamtejszej lidze rozegrał 28 meczów, strzelił 10 goli i przyczynił się do wywalczenia tytułu mistrzowskiego oraz do zdobycia Pucharu Walii, bo w wygranym spotkaniu finałowym z Newtown AFC wystąpił. Z kolei na początku października Łukasz już trzeci raz został mistrzem Wysp Owczych. W ekstraklasie farerskiej w sezonie 2015 zdobył 10 bramek, a grał w 23 meczach. Zatem familia Cieślewiczów miała niezwykle udany rok, bracia zostali czempionami swoich lig, a młodszy dołożył jeszcze do kolekcji krajowy puchar. Dodajmy, że ich tata Robert Cieślewicz, który w polskiej ekstraklasie grał w barwach Śląska Wrocław i Rakowa Częstochowa również ma w kolekcji mistrzostwo Wysp Owczych, a wywalczył je piętnaście lat temu grając w VB Vagur.
Jako ciekawostkę można dodać, że z tytułu mistrza Gibraltaru miał prawo się cieszyć kilka miesięcy temu młody napastnik Adrian Wójcik. W poprzednim sezonie zaliczył bowiem odosobniony występ w barwach Lincoln Red Imps, ale gdy drużyna świętowała triumf on już był zawodnikiem hiszpańskiego Cabacense. Bo w tym kraju się urodził i ma jego obywatelstwo. Posiada również polskie papiery i przed trzema laty został zaproszony na konsultację przez ówczesnego trenera reprezentacji Polski do lat 19.
Zbigniew Mroziński
„Piłka Nożna”
TEKST UKAZAŁ SIĘ W ŚWIĄTECZNYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”