Przejdź do treści
GLIWICE 27.02.2024
MECZ 1/4 FINALU FORTUNA PUCHAR POLSKI SEZON 2023/24 --- 1/4 FINAL OF POLISH CUP FOOTBALL MATCH: PIAST GLIWICE - RAKOW CZESTOCHOWA
JAKUB CZERWINSKI
FOT. JAKUB ZIEMIANIN /400mm.pl

Polska Ekstraklasa

Nigdy nie dążyłem do opaski [WYWIAD Z JAKUBEM CZERWIŃSKIM]

Przenosząc się z Legii do Piasta, nie przypuszczał, że zostanie na Górnym Śląsku tak długo. A minęło już sześć i pół roku. Kapitan, jeden z liderów drużyny, od niedawna również najstarszy zawodnik w gliwickiej szatni. – Jestem zżyty z ludźmi, z miastem. Bardzo zależy mi na tym niepotężnym, ale wyjątkowym dla mnie klubie – przyznaje Jakub Czerwiński.

Konrad Witkowski

fot. jakub ziemianin/400mm.pl

Rozmawiamy w Opalenicy, miejscu doskonale panu znanym. Po 15 latach sentyment pozostaje?

Za każdym razem, gdy tu wracam, towarzyszą mi pozytywne odczucia. Jak gramy spotkanie w Poznaniu, to właśnie jest miejsce naszych przedmeczowych zgrupowań. Natomiast na obóz przyjechałem tutaj po raz pierwszy. Przed momentem podszedł do mnie pracownik hotelu i pokazał książkę wydaną na stulecie Promienia Opalenica. Jedno ze zdjęć pochodziło z okresu, w którym tu występowałem. Miło spotkać ludzi, z którymi wtedy miałem styczność, a którzy wciąż tutaj są i wpływają na wyjątkowość tego miejsca. Dużo się zmieniło przez te kilkanaście lat, powstała fantastyczna baza. Za moich czasów hotel był dopiero w trakcie budowy.

Jak do tego doszło, że znalazł się pan niemal 600 kilometrów od rodzinnych stron?

W Opalenicy funkcjonowała akademia, w której szkolili się między innymi Bartłomiej Pawłowski, Miłosz Przybecki czy Filip Kurto. Wybrałem się na testy, przeszedłem je pomyślnie. Jako 17-latek występowałem w Promieniu na szczeblu trzeciej ligi. Tak się rozpoczęła moja przygoda z – powiedzmy – większą piłką. Miałem okazję porozmawiać teraz również z właścicielem obiektu. Sporo zawdzięczam Bartoszowi Remplewiczowi, stworzenie tutaj szkółki piłkarskiej było jego pomysłem.

Z jakim nastawieniem jechał pan do Gliwic w styczniu 2018 roku?

Zamierzałem się odbudować, to był podstawowy cel wypożyczenia do Piasta. Nie planowałem długiego pobytu, jednak z czasem zacząłem zmieniać zdanie. Pomimo trudnej sytuacji w tabeli coraz bardziej podobało mi się w klubie. Do ostatniej kolejki nie byliśmy pewni utrzymania, uniknąć degradacji pozwoliła nam wygrana 4:0 z Termaliką. Po tym spotkaniu Piast podjął decyzję o aktywowaniu klauzuli pierwokupu. Czułem się w drużynie ważny i potrzebny, grałem regularnie, wobec czego z przyjemnością podpisałem kontrakt.

I tak uzbierało się już ponad 200 występów. Było w tym czasie wszystko: od mistrzostwa, przez europejskie puchary, po walkę o pozostanie w Ekstraklasie. Jakie emocje dominują, kiedy zsumuje pan gliwickie doświadczenia?

Zdecydowanie te dobre. Zdarzały się trudne okresy, bo mimo że jesteśmy ambitnymi ludźmi i ciężko pracujemy, sprawy nie zawsze układają się zgodnie z naszym planem. Jednak więcej było pozytywnych chwil i to one w pierwszej kolejności przychodzą mi do głowy. Jestem szczęśliwy, że mogę tu być i pracować. Czuję zaufanie ze strony klubu. To obustronna korzyść.

Przez sześć i pół roku ewoluowała pańska rola w zespole. W którym momencie poczuł pan, że staje się istotną postacią w szatni?

Podczas sezonu mistrzowskiego. Może nie jego początek, ale już środkowa część to był czas, kiedy nabrałem pewności, uświadomiłem sobie, że odgrywam znaczącą rolę w drużynie. Wtedy tworzyliśmy taki zespół, że każdy mógł czuć się ważny i potrzebny, wyniki temu sprzyjały. Nigdy nie dążyłem do opaski, podobne pomysły nawet nie przychodziły mi do głowy, gdy kapitanem był tak świetny facet jak Gerard Badia. Jego osobowość, podejście, chęć pomocy wszystkim dookoła stanowiły inspirację. Miało się przeświadczenie, że to właściwa osoba do tej funkcji. Przyszedł czas, że Gerard grał coraz mniej, wtedy następny w kolejności był Jakub Szmatuła, a po nim ja. Kiedy obaj odeszli z drużyny, opaska kapitana Piasta na stałe przypadła mi. Czuję się swobodnie w tej roli. Odpowiedzialność jest duża, lecz każdym dniem treningowym koledzy pokazują, że mogę na nich liczyć. Parę razy słyszałem od postronnych osób, że kilku byłych zawodników Piasta określało mnie „wzorem kapitana”, i był to dla mnie piękny komplement. Bo noszenie opaski to nie tylko fajne sprawy; również te mniej miłe, aczkolwiek często nawet ważniejsze, a z których kibice nie do końca zdają sobie sprawę.

Fot. Irek Dorożański

Zdążył pan przywyknąć do statusu najstarszego gracza w kadrze?

Jestem o paręnaście dni starszy od Jorge Felixa, więc to miano należy do mnie. Absolutnie nie wpływa to na moje podejście do pracy. Czuję się bardzo dobrze, nie widzę, żebym odstawał od reszty zespołu w aspektach fizycznych. Jeżeli to zauważę, powoli zacznę myśleć o tym, kiedy i w jaki sposób zakończyć grę w piłkę. Nikogo nie będę na nic naciągał. Przy czym zaznaczam: dbam o siebie, znam swój organizm, mam dobre, utrzymujące się od lat na podobnym poziomie wyniki motoryczne. Nie będę więc zdziwiony, jeśli pociągnę do czterdziestki. A jak to jest być najstarszym? Człowiek zaczyna zdawać sobie sprawę z upływu czasu, jak ta kariera piłkarska naprawdę szybko mija. Dopiero co do Ekstraklasy wprowadzał mnie Jarosław Fojut, a teraz…

Dla młodszego o 12 lat Ariela Mosóra jest pan w pewnym sensie mentorem?

Potrafię postawić się w jego sytuacji. W Termalice początkowo grywałem u boku doświadczonego Jana Ciosa, następnie w Pogoni tworzyłem duet z Jarkiem. W Szczecinie nie byłem już bardzo młody, ale to były moje początki w Ekstraklasie. Jarek sprawił, że łatwiej zaaklimatyzowałem się w drużynie, pomógł mi zapoznać się z ligą. Miałem się od kogo uczyć. Próbuję w podobny sposób zachowywać się w stosunku do Ariela – żeby jak najwięcej czerpał z mojego doświadczenia, korzystał z podpowiedzi. W grze oraz zachowaniach Mosóra dostrzegam ogromny postęp względem jego początków w Piaście. Nie mam wątpliwości, że Ariel jest gotowy na kolejny krok w karierze. Jest dużo lepszy niż może się wydawać. To zawodnik, którego wolisz mieć w swojej drużynie niż grać przeciwko niemu.

Trzy-cztery lata temu wyrażał pan otwartość na spróbowanie sił w zagranicznej lidze. Dlaczego do tego nie doszło?

To był moment, kiedy dobiegała końca moja umowa z klubem. Po udanych sezonach pojawiało się zainteresowanie z różnych krajów, a ja chciałem wyjechać. Raz nawet było blisko transferu na Bliski Wschód, lecz w dniu, gdy nadeszła oferta, doznałem kontuzji i wypadłem na trzy miesiące. Później Turcja, z której szybko się wyleczyłem, Łudogorec i kilka innych opcji. Brałem pod uwagę aspekty finansowe, byłem już w takim wieku, że musiałem o tym myśleć. Jednak determinacja, zaangażowanie, sposób rozmów o nowym kontrakcie, a także wizja przyszłości Piasta spowodowały, że po długich rozważaniach wspólnie z żoną postanowiliśmy zostać. Stwierdziliśmy, iż Gliwice będą już naszym domem. Mamy dwójkę dzieci, potrzebowaliśmy stabilizacji, zatem uznaliśmy to za najodpowiedniejszy krok. Byłem ciekawy, jak to byłoby w zagranicznym klubie, w nowym kraju i mieście, jednak trzeba być mężczyzną. Skoro tu mamy szczęśliwy dom, moja ciekawość nie mogła przesłonić racjonalnego podejścia do życia.

Sezon 2023-24 czymś wyróżnił się spośród tych, które spędził pan w Piaście?

Określiłbym minione rozgrywki mianem trudnych. Po wspaniałej rundzie wiosennej, którą zaliczyliśmy po przyjściu trenera Aleksandara Vukovicia, oczekiwania były spore. Sami od siebie wymagaliśmy ekstra sezonu – czułem, że celujemy co najmniej w puchary. Analizując na chłodno, nasze oczekiwania względem siebie były za wysokie. Nie radziliśmy sobie, kiedy coś szło nie po naszej myśli: na przykład po szybko straconej bramce mieliśmy problem z odwróceniem losów meczu. Albo gdy seryjnie marnowaliśmy stuprocentowe okazje, przez co byliśmy liderem, ale w tabeli punktów oczekiwanych. Jednak były także pozytywy. Przede wszystkim to, że w końcówce sezonu, gdy sytuacja w tabeli stawała się niebezpieczna, pokazaliśmy charakter i zdołaliśmy wygrać kluczowe spotkanie z Zagłębiem Lubin. Przełamaliśmy się, później było już znacznie łatwiej.

W szatni zrobiło się nerwowo, kiedy po dziewięciu wiosennych meczach w lidze mieliście na koncie tylko jedno zwycięstwo?

Rozpoczynaliśmy rundę od potyczki z Górnikiem Zabrze, arcyważnego spotkania dla klubu i całych Gliwic. Zaprezentowaliśmy się bardzo słabo. Z perspektywy czasu myślę, że byliśmy trochę zbyt pewni siebie. Kolejne mecze bez wygranej nakręcały nas negatywnie. Doskonale pamiętam moment, gdy usiedliśmy w gronie bardziej doświadczonych zawodników i powiedzieliśmy sobie: panowie, w tej chwili to od nas zależy najwięcej, to my mamy pomóc młodszym chłopakom, biorąc na swoje barki odpowiedzialność. Kiedy nie strzela się goli a punktów nie przybywa, łatwo jest narzekać, szukać winy u kogoś. A to grozi rozbiciem grupy. Koniec końców zapanowaliśmy nad sytuacją. Potwierdziło się, że siłą tej drużyny są osobowości, a także trener wraz ze sztabem.

Mniej bramek stracił tylko Śląsk Wrocław. Czy w związku z tym ma pan sobie, jako liderowi defensywy, niewiele do zarzucenia?

Nie prezentowałem poziomu, którego sam od siebie oczekuję. Tylko niektóre mecze wyszły tak, jak chciałbym grać co tydzień. Zabrakło utrzymania wysokiej dyspozycji przez całą rundę. Miano drugiej defensywy w lidze jest efektem działania kolektywu. Pochwały zbierają bramkarz oraz linia obrony, lecz to zasługa całego zespołu. Trener wymaga, aby defensywa zaczynała się od napastników. Chcemy grać wysokim pressingiem, co ofensywnych zawodników kosztuje mnóstwo energii i poświęcenia. Mam do chłopaków, którzy pracują tam z przodu, duży szacunek.

Po remisie można odczuwać ulgę albo niedosyt. Co częściej towarzyszyło Piastowi w poprzednim sezonie?

Każdy podział punktów inaczej waży. Zero po stronie strat zawsze jest kluczowe, z drugiej strony nasza skuteczność pozostawiała wiele do życzenia. Pod tym względem mamy do siebie zastrzeżenia. Nawet ja znalazłem się w kilku stuprocentowych sytuacjach, których nie zamieniłem na gole. Mogłem skończyć ten sezon z dorobkiem sześciu-siedmiu bramek.

W jakiej atmosferze przygotowujecie się do nadchodzących rozgrywek?

Przede wszystkim chcielibyśmy, żeby unormowała się sytuacja klubu. W ostatnim czasie wiele było zawirowań, jeśli chodzi o kwestie właścicielskie. To, co dzieje się na górze, nie powinno nas bezpośrednio dotyczyć – jesteśmy od tego, by trenować, pracować nad formą sportową. Mimo wszystko rozmawiamy między sobą na ten temat, ma to na nas wpływ. Nie pomaga zespołowi. Życzę całemu klubowi, drużynie oraz sobie, aby sprawy wyjaśniły się jak najszybciej. Wtedy będziemy mogli spokojniej przygotowywać się do sezonu. Czerpiąc naukę z poprzednich rozgrywek, nie będziemy przesadnie wybiegać w przyszłość przy wyznaczaniu sobie zadań. Powinniśmy obierać krótkoterminowe cele, koncentrować się na tym, co tu i teraz. To właściwa droga, aby Piast osiągnął sukces. 

guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Wbudowane opinie
Zobacz wszystkie komentarze

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024