LE: Kanonierzy w końcu postrzelali
W końcu była dobra gra i kilka goli. Arsenal wykorzystał atut własnego boiska i rozbił na Emirates Stadium Rapid Wiedeń (4:1) gwarantując sobie pierwsze miejsce w swojej grupie Ligi Europy.
Arsenal nie dał Rapidowi żadnych szans na swoim boisku (fot. Reuters)
Kanonierzy nie rzucali ostatnio swoją formą na kolana i ich kibice mogli mieć obawę, jak ich pupile zaprezentują się w czwartkowy wieczór. Domowa porażka z Wolves w Premier League na pewno zachwiała pewnością siebie podopiecznych Mikela Artety, ale podczas meczu z Rapidem – po raz pierwszy od wielu miesięcy – mogli oni liczyć na wsparcie swoich kibiców na trybunach.
Tych na stadionie pojawiła się co prawda garstka, ale jak się okazało, od razu dodało to Arsenalowi skrzydeł. Efekt był taki, że już po nieco ponad kwadransie gospodarze mieli już dwa gole zaliczki i pewnie zmierzali po zwycięstwo.
W 10. minucie wynik spotkania efektownym uderzeniem z dystansu otworzył Alexandre Lacazette, a kilka chwil później na 2:0 podwyższył Pablo Mario, który po dośrodkowaniu z rzutu rożnego głową skierował piłkę do siatki.
Kiedy jeszcze przed przerwą trzeciego gola dołożył Eddie Nkethiah, było już pewne, że Arsenal nie odda zwycięstwa.
Po zmianie stron Rapid zdołał jeszcze złapać kontakt dzięki trafieniu Koyi Kitagawy, ale był to łabędzi śpiew gości na Emirates Stadium. Kanonierzy nie forsowali już bowiem tempa, ale było ich jeszcze stać na strzelenie czwartej bramki, którą zdobył Emile Smith Rowe.
Rezultat zmianie już nie uległ i to Mikel Arteta oraz jego podopieczni mogli się cieszyć z wygranej, które może poprawić nieco ponure ostatnio nastroje w szatni.
gar, PiłkaNożna.pl