Finał plebiscytu „Piłki Nożnej”
To już ten czas! W innej formule niż zwykle, za to wciąż w ośmiu kategoriach wskażemy dorocznych laureatów tygodnika „Piłka Nożna”. Nie ma sensu ukrywać, plebiscyt ma wielkiego faworyta, ale w przypadku kilku kategorii dyskusje trwały długo.
Przed rokiem Galę tygodnika „Piłka Nożna” uświetnił komplet laureatów.
PRZEMYSŁAW PAWLAK
Pandemia wypaczyła obraz świata. Przede wszystkim liczy się bezpieczeństwo i zdrowie, tym razem zatem zapadła decyzja, że do wręczenia nagród nie dojdzie tradycyjnie w hotelu, choć sala była rezerwowana dawno temu. Gala tygodnika „Piłka Nożna” jest tyleż świętem naszym, co też środowiska piłkarskiego. Na wydarzenie zapraszaliśmy często ponad 500 osób w tym najważniejsze postaci polskiego futbolu. Rządowe obostrzenia połączone z obawą o ewentualną transmisję wirusa COVID-19 musiały wziąć jednak górę – gala w rozumieniu stricte się tym razem nie odbędzie. Zresztą pozostawały inne pytania, czy nawet gdyby była prawna możliwość zorganizowania imprezy na taką skalę, goście czuliby się komfortowo, czy ryzyko nie było zbyt duże? Decyzja mogła być tylko jedna.
Nowa definicja
To nie znaczy jednak, że plebiscyt „PN” nie będzie miał godnej oprawy – w tym miejscu ukłony w kierunku Polsatu, naszego wieloletniego partnera – wręcz przeciwnie, dział produkcyjny stacji i nie tylko, już od kilku tygodni uwijają się jak w ukropie, by przygotować atrakcyjny dla widzów produkt. Oczywiście nie możemy liczyć na osobistą obecność laureatów. Z dwóch powodów. Część z nich w dniu ogłoszenia wyników będzie rozgrywała mecze, a nawet gdyby nie rozgrywała – ryzykiem byłaby wizyta w studiu.
Wydarzenie zrealizowane zostanie w studiu Polsatu przy ulicy Łubinowej w Warszawie, kojarzącym się widzom z meczami Ligi Mistrzów, reprezentacji Polski czy magazynem „Cafe Futbol”. Jako że przestronny obiekt, zbudowany kosztem milionów euro, oferuje wiele możliwości technologicznych, stacja postarała się o przygotowanie nowego formatu.
– Schodzimy z obszaru, który mieliśmy rozpoznany, czyli z hotelu, ze sceny – mówi Łukasz Wiejak, ze strony Polsatu Sport spinający transmisję w całość. – Wchodzimy na nieznaną ziemię, chcemy plebiscyt zdefiniować na nowo, zbudować nieco inny jego wizerunek, poszukać rozwiązań, które na scenie hotelu nie zdałyby egzaminu. Jeszcze nie wszystkie możliwości studia zostały wykorzystane przy okazji innych wydarzeń, chyba nie przesadzę, gdy powiem, że ogranicza nas tylko wyobraźnia.
Program poprowadzą Aleksandra Szutenberg oraz Marcin Feddek, transmisja wystartuje w sobotę 13 lutego o godzinie 20 na kanale Polsat Sport. Na galowo!
But w drewnie
Meritum ceremonii będzie ogłoszenie wyników plebiscytu. Już przy nominacjach kilka spraw rzuca się jednak w oczy. Najlepsza wiadomość – nie mieliśmy problemów ze wskazaniem trzech kandydatów do tytułu Odkrycia Roku, co znaczy, że w Polsce rodzą się zawodnicy utalentowani i coraz częściej dostają możliwość zaprezentowania umiejętności. Martwi natomiast, że w ekspresowym tempie opuszczają Ekstraklasę. Już dwóch z trzech nominowanych w tej kategorii zawodników pożegnało się z polską ligą, kwestia czasu, gdy uczyni to kolejny. Co więcej, wśród kandydatów do tytułu Odkrycia Roku rozważaliśmy również Kamila Piątkowskiego z Rakowa Częstochowa, w trójce ostatecznie się nie znalazł, ale za kilka miesięcy i on opuści Ekstraklasę, obierając kierunek na Austrię.
– W trakcie kariery zbyt wielu wyróżnień indywidualnych nie otrzymałem, dlatego wybór na Odkrycie Roku doskonale pamiętam, podobnie jak pamiątkową tabliczkę z wyrzeźbionym w drewnie butem. I co z tego, że minęło blisko 30 lat? – pyta Marek Koźmiński, obecnie wiceprezes PZPN do spraw szkoleniowych, w 1992 roku jeden z laureatów plebiscytu „PN”. – Ważniejsza jest jednak odpowiedź na pytanie, dlaczego wówczas zostałem wyróżniony. Bo zrobiłem coś dla polskiego futbolu, bo dobrze zaprezentowałem się na igrzyskach olimpijskich w Barcelonie, bo zadebiutowałem w pierwszej reprezentacji, bo przeszedłem za 600-700 tysięcy dolarów, w tamtych czasach to była poważna suma, do wtedy najlepszej ligi świata Serie A. Jakub Moder co prawda medalu igrzysk olimpijskich nie ma w kolekcji, natomiast debiut w drużynie narodowej zanotował, został bohaterem najdroższego w historii transferu z Polski i trafił do Premier League. Niesamowity postęp. Dla mnie to oczywisty zwycięzca kategorii Odkrycie Roku. I jeszcze jedna uwaga ogólna – Polacy są pożądani przez kluby zagraniczne, nie jest z naszymi piłkarzami aż tak źle, jak niektórzy przekonują.
Nie jest jednak aż tak dobrze, jak chciałby Koźmiński. Dobitnie pokazują to nominacje w kategorii Pierwszoligowiec Roku – nie znalazło się miejsce dla żadnego Polaka. Co jasno pokazuje, że nie wyłącznie w Ekstraklasie, ale już nawet na jej zapleczu nie tylko zaczyna roić się od obcokrajowców, bo także zaczynają odgrywać tam wiodące role. Nie jest to więc dobre świadectwo dla naszej piłki – rzeczywiście każdy ligowy sezon kreuje nowe polskie gwiazdki, które szybko trafiają do klubów zagranicznych, natomiast wciąż mowa o jednostkach wchodzących i zaznaczających swoją obecność w dorosłym futbolu. Nie ma mowy o taśmowej produkcji zawodników, a przecież to powinien być cel. Także dla kandydata na stanowisko prezesa PZPN.
Oglądanie pleców Legii
W przypadku Ekstraklasy temat jest znany od dawna, kluby nie za wiele sobie z tego jednak robią, sprowadzając kolejnych ancymonów z zagranicy. Kilku podnosi poziom najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce, tyle że większość być może została stworzona do wielkich celów, ale akurat nie zalicza się do nich gra na dobrym poziomie w piłkę nożną. Wskazanie trójki nominowanych w kategorii Obcokrajowiec Roku nie było jednak przesadnym kłopotem, więcej – przyszło łatwiej, co ponownie zastanawia i smuci zarazem, niż wybór kandydatów do miana Ligowca Roku.
– Tytuł Obcokrajowca Roku powinien trafić w ręce Tomasa Pekharta – uważa Koźmiński. – Za Czechem stoją konkrety, czyli gole i tytuł mistrza Polski. Nie twierdzę, że to najlepszy pod względem umiejętności piłkarskich cudzoziemiec w Ekstraklasie, twierdzę natomiast, że ma za sobą najlepszy rok. Pedro Tiba? W gablocie pustawo. Dla takiego klubu jak Lech Poznań miejsce za plecami Legii Warszawa jest porażką, a w poprzednim roku Kolejorz oglądał głównie plecy Legii.
W związku z napływem obcokrajowców już pewien czas temu zdecydowaliśmy, że w kategorii Ligowiec Roku pod uwagę bierzemy wyłącznie Polaków. Kandydatury Modera oraz Piątkowskiego nasuwały się naturalnie, przy trzecim nazwisku mieliśmy jednak pewien kłopot – Paweł Wszołek z Legii nie oczarował jednak liczbami, Tymoteusz Puchacz z Lecha grał nierówno, dobrym kandydatem do pewnego czasu wydawał się Jakub Czerwiński, jesienią jednak Piast Gliwice długo szukał formy i punktów. Wybór padł więc na Artura Jędrzejczyka, mistrza Polski z klubem z Łazienkowskiej.
– Ja tego zupełnie nie rozumiem – bez ogródek podważa decyzję „PN” Koźmiński. – Artur to sympatyczny chłopak, ale czy zaistniał w reprezentacji w poprzednim roku? Mistrzostwo Polski to w tym przypadku za mało. Widziałbym natomiast w trójce Kamila Jóźwiaka. Co z tego, że w Ekstraklasie grał tylko pół roku, skoro był wtedy motorem napędowym Lecha i zapracował na transfer do Anglii? Zresztą, Jędrzejczyk czy Jóźwiak, nie robi to większej różnicy, bo jako Ligowca Roku wskazuje Modera. Dla każdego zawodnika występy w drużynie narodowej są ukoronowaniem formy prezentowanej w klubie, a ilu zawodników z Ekstraklasy może liczyć na powołania do reprezentacji Polski? Ilu ma szansę w niej grać? Nie ma pola do dyskusji. Przykład Modera utwierdza w przekonaniu, że nasze kluby muszą stawiać na polskich zawodników, z punktu widzenia ich interesu ekonomicznego i z punktu interesu reprezentacji Polski jest to oczywiste. Będę więc bronił przepisu o młodzieżowcu, nawet jeśli czasem młodzież gra na wyrost, w ostatecznym rozrachunku ma to sens, z kilku chłopaków skorzysta drużyna narodowa.
Podium Koźmińskiego
Jak w przypadku Ligowca Roku, tak również Trenera Roku wybieramy wyłącznie spośród Polaków. Ma to związek z tradycją wyborów. Kiedy pierwszy raz, w 1975 roku, redakcja wskazał laureata w tej kategorii, przyjęto taką zasadę, co prowadzi do wniosku, że szanse Paulo Sousy na ten tytuł nie będą duże. Mistrz Polski z Legią, Aleksandar Vuković, jest Serbem, ale posiada polski paszport, ukończył polską szkołę trenerów, więc przez chwilę zapowiadało się na redakcyjną debatę czy uznać Vuko za szkoleniowca polskiego, czy zagranicznego. Trener ułatwił nam jednak zadanie, bo Legia po przerwie w rozgrywkach spowodowanej wybuchem pandemii nie przekonywała, stała się beneficjentem przewagi w tabeli, którą wypracowała wcześniej. Przed rokiem zwyciężył Waldemar Fornalik, teraz też był bliski otrzymania nominacji, jednak jesień w wykonaniu Piasta, jak w przypadku Czerwińskiego, zepchnęła cenionego szkoleniowca z podium.
– Trener Roku to Marek Papszun, a Drużyna Roku Raków Częstochowa – wskazuje swoje typy Koźmiński. – Legia w europejskich pucharach wypadła blado, Lech skutecznie powalczył w kwalifikacjach Ligi Europy, tyle że już w fazie grupowej oglądaliśmy treningi w jego wykonaniu. I nikt mnie nie przekona, że styl porażki z Benfiką może mieć tu znaczenie. Raków zatem – za dokonanie największego postępu sportowego. A trener Papszun – za rozwijanie zawodników, intensywność pracy, nadanie grze drużyny charakteru, stylu.
Z dziennikarskiego obowiązku poprosiliśmy Koźmińskiego także o wytypowanie Piłkarza Roku: – Miejsce pierwsze: Robert Lewandowski. Miejsce drugie: Robert Lewandowski. Miejsce drugie i pół: Wojciech Szczęsny. Miejsce trzecie: Mateusz Klich. Kapitan reprezentacji Polski w 2020 roku nie miał konkurencji. Był poza zasięgiem.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (NR 6/2021)