Mój mundial już się zaczął
Od meczu ze Szwecją upłynęły dwa tygodnie, więc rozmawiając z selekcjonerem reprezentacji Polski, czas już mówić o przyszłości – nawet tak dalekiej jak finały mistrzostw świata w Katarze. Jakie plany najbliższe, ale i odległe miał zatem Czesław Michniewicz? Tak sytuacja przedstawiała się 4 kwietnia, dwa dni przed smutną wiadomością – 6 kwietnia zmarł ojciec trenera.
PRZEMYSŁAW PAWLAK
Jak awans na mundial przyjął pana zagorzały kibic, czyli teściowa?
Ze wzruszeniem. Przed spotkaniem ze Szwecją spotkała sąsiada, szedł na transmisję, butelki pobrzękiwały w reklamówce. Ludzie czekali na ten awans – mówi Michniewicz. – Teściowa świetnie orientuje się w tematyce futbolowej, ogląda każdą kolejkę Ekstraklasy od deski do deski – bez różnicy czy ja akurat jestem trenerem ligowym. Niedawno zaczepiła grupkę młodych chłopaków, jeden z nich ubrany był w koszulkę Marcusa Da Silvy z Arki: – A pan to nie wygląda na Da Silvę – uśmiechnęła się. Małolaci mieli ubaw, że babeczka w wieku emerytalnym w ogóle wie, kto to jest Da Silva. Po powrocie z losowania grup mistrzostw świata zawiozłem teściowej porządne wino. Bardzo przeżywa każdy mój mecz, czyta wszystko, chciałem chociaż w taki sposób wynagrodzić jej nerwy.
Pana mecz ze Szwecją też sporo nerwów kosztował – ile kilometrów przeszedł pan wzdłuż linii boiska, bo chyba nawet na chwilę pan się nie zatrzymał?
Na pewno dużo – przecież na Stadionie Śląskim odległość między linią boczną a ławką rezerwowych jest znacząca. A że sztab na bieżąco wycina fragmenty meczu z kamery Roberta Musiołka do analizy wideo, które pokazujemy drużynie w przerwie, ale również służą nam do późniejszej pracy, kręciłem się w tę i z powrotem, by przekazać Kamilowi Potrykusowi, na co zwrócimy uwagę zawodnikom.
Ile nieodebranych połączeń miał pan po meczu o mundial?
Siedemset jedenaście! Mówiąc jednak poważnie, bardzo dużo. Przeoczyłem nawet telefon od premiera Mateusza Morawieckiego. Ale szybko udało się nam skontaktować, widzieliśmy się na kawie w zeszłym tygodniu. Rozmawiałem też z Adamem Nawałką, zresztą jesteśmy w regularnym kontakcie, po meczu ze Szwecją zadzwonił Jurek Brzęczek. Miło.
To już zupełnie merytorycznie – jaki najważniejszy wniosek na przyszłość płynie z meczu ze Szwecją?
Że drużyna może grać na wysokim poziomie, że może być zdyscyplinowana, że może imponować mądrością na boisku, że może w pełni wykorzystać potencjał. Przede wszystkim jednak to był taki mecz, w którym jeden zawodnik za drugiego rozbiłby się o ścianę. Nawet chłopcy odesłani na trybuny. Sprawdził się też fortel – w meczu ze Szkocją celowo kryliśmy indywidualnie przy stałych fragmentach, zresztą po rzucie wolnym straciliśmy gola, by Szwedzi pomyśleli, iż podobnie będzie w Chorzowie. Na Stadionie Śląskim broniliśmy jednak w strefie, rywal może raz stworzył zagrożenie po stałym fragmencie, bo przygotował rozwiązania pod krycie indywidualne. Czyściliśmy wszystko. Drużyna stanowiła jedność. Nie miało znaczenia, że ktoś gra w wyjściowej jedenastce kosztem kogoś. Mówiłem chłopakom, że w reprezentacji nieważne jest to, co znajduje się z tyłu koszulki, a to co z przodu. Nieważne jest kto gra, ważne dla kogo.
Jak po zerwaniu więzadeł krzyżowych ocenia pan szanse na występ Jakuba Modera w Katarze?
Kuba operację ma przejść we Włoszech, natomiast staraliśmy się, aby rehabilitacja przebiegała w Polsce. Proces rehabilitacji jest kluczowy dla możliwie szybkiego powrotu Kuby na boisko, a w naszym kraju mamy świetnych specjalistów. Rozmawialiśmy na ten temat z klubem Modera, wszystko jednak wskazywało na to, że zawodnik będzie wracał do zdrowia w Anglii. Gdyby proces wyprowadzania Kuby z kontuzji przebiegał pomyślnie, miałby szanse wrócić na boisko kilka tygodni przed rozpoczęciem mundialu, więcej – miałby szanse pograć w lidze. Ważne w przypadku Modera jest również, aby wykorzystał ten czas na pracę nad rezerwami, choćby nad zbudowaniem tkanki mięśniowej, aby po powrocie do zajęć z piłką był jeszcze mocniejszy. Krzysiek Piątek rehabilitował się w Poznaniu, co pewien czas wracał do Berlina na kontrolę, Niemcy nie mogli uwierzyć, że tak szybko robi postępy. Kamil Jóźwiak, który już jakiś czas temu podpisał kontrakt w Stanach Zjednoczonych, jeszcze w zeszłym tygodniu wracał do zdrowia pod okiem specjalistów z Poznania. Nie ma w tym przypadku.
Jak dużym osłabieniem reprezentacji Polski byłby brak Modera w finałach mistrzostw świata?
Poważnym. Kuba to piłkarz mogący grać w kilku systemach, może postraszyć strzałem z dystansu z obu nóg. Ma niesamowity potencjał.
(…)
Robert Lewandowski weźmie udział w czerwcowym zgrupowaniu?
Za wcześnie, by cokolwiek przesądzić, zapewne będzie to w pewnym stopniu uzależnione od tego, jak daleko Bayern Monachium zajdzie w Lidze Mistrzów. Będę z Robertem korygował plany na bieżąco. Wyobrażam sobie, że mógłby pomóc kadrze na przykład w dwóch meczach. To luźny pomysł, żaden konkretny plan, natomiast pewne jest, że Robert w optymalnej formie będzie potrzebny drużynie narodowej w listopadzie, więc jeśli dłuższa przerwa między sezonami miałaby mu pomóc, nie widzę przeszkód. Termin mundialu spowoduje, że większość lig wcześniej wznowi rozgrywki, terminarz będzie wyjątkowo napięty, mecz będzie gonił mecz. Wypoczynek między sezonami – fizyczny, ale też psychiczny, bo jak grasz w takim klubie jak Bayern, ogromna presja towarzyszy ci codziennie – odegra istotną rolę.
(…)
A co ze sztabem szkoleniowym – zostanie rozbudowany?
Życzyłbym sobie tego. Już po losowaniu grup długo rozmawiałem z Cezarym Kuleszą, przedstawiłem plany, prezes zapewnił, że czego drużyna i jej trener będą potrzebować, dostaną. Niemniej wymaga uargumentowania wyborów.
Kto mógłby dołączyć do sztabu?
Kandydatem jest Alessio De Petrillo, z którym pracowałem w Legii Warszawa. Na co dzień mieszka we Włoszech, a sporo zawodników, którzy nas interesują, występuje na boiskach Serie A i Serie B. Alessio mógłby więc być moimi oczami i uszami w Italii – porozmawiać z trenerami klubowymi zawodników, z samymi piłkarzami, obejrzeć ich mecze z trybun.
Kto, poza Hubertem Małowiejskim, odpowiadać będzie za rozpracowanie Meksyku bądź Arabii Saudyjskiej?
Zanim zdążyłem wrócić do domu z losowania grup, już miałem wytypowanego specjalistę od Meksyku. Nie wzbraniam się przed wiedzą z zewnątrz. To się nam sprawdza. Piłkarze byli pod wrażeniem informacji i sposobu ich przekazania przez sztab na temat Szwedów. Chcemy to kontynuować. Jeśli masz dużą wiedzę, odpowiesz zawodnikowi na każde pytanie, jeżeli nie masz, każde kolejne cię pogrąża – piłkarz zaczyna się zastanawiać czy coś wiesz, czy nie wiesz, czy tylko udajesz, że wiesz. Jak w szkole, nie znasz rozwiązania, kończysz z pałą. My zdaliśmy test u zawodników.
Co ze sferą przygotowania fizycznego?
Widziałbym w sztabie jeszcze jednego specjalistę od tego tematu. W Katarze będzie zdarzało się tak, że w jednym czasie zajęcia odbywać się będą o tej samej porze dla dwóch grup zawodników na dwóch boiskach. Dobrze byłoby, gdyby nad obiema z jednakową uwagą pieczę sprawowali specjaliści w tej dziedzinie. Sam Grzesiek Witt to za mało, Paulo Sousa też współpracował z dwoma ekspertami od przygotowania fizycznego. Co ciekawe, gdy okazało się, że mundial odbędzie się w Katarze, profesor Jan Chmura opracował interesujące badania wysiłkowe. Za pomocą komory sprawdzał reakcje organizmów zawodników na wysiłek w wysokiej temperaturze – odpowiedniej dla Kataru. Oczywiście w trakcie mundialu powinno być chłodniej, natomiast chętnie spojrzę na rezultaty badań Janka. Dlaczego miałbym zamykać się na dodatkową wiedzę? I nie wykluczam, że profesor mógłby pełnić rolę doradczą w kontekście przygotowania zespołu do turnieju. Zresztą, aklimatyzacja będzie ważna, znów – mówimy o innej porze roku, ale podczas wizyty w Katarze na losowaniu turniejowych grup zdążyłem odczuć wysokie temperatury. Choć w moim przypadku wiadomo, człowiek jest trochę grubaśny.
A czy ma pan grubą skórę?
Rozumiem, że zmierza pan do moich słów na temat dziennikarzy. Jestem w piłce od trzydziestu lat, blisko dwadzieścia zajmuję się trenowaniem drużyn na poziomie Ekstraklasy. Wiem, kto pyta o faktyczne zdarzenia, ale też wiem, kto mi stawia pytania z tezą i do czego mu to jest potrzebne.
Trudno jednak było doszukać się niechęci w pytaniu Jacka Kurowskiego z TVP.
Jeśli ktoś patrzy na to z boku, być może nie doszuka się tezy. Ale jeśli ja wiem, że ktoś od dłuższego czasu mnie atakuje, mogę widzieć to inaczej. W „Kanale Sportowym” użyłem mocnych słów, uznano, że zabrakło mi klasy, ale czy ja zostałem potraktowany z klasą? Gdy zostałem selekcjonerem, nikt nie chciałby wejść w skórę mojej rodziny.
Ale nie mógł pan być zaskoczony, że pojawiły się pytania o znajomość z Fryzjerem, ta sprawa musiała przecież wrócić i to nie jest kwestia prywatna, a właśnie zawodowa.
Zgoda. Tyle że narracja narzucana przez część dziennikarzy nie zgadzała się z rzeczywistością. Niektórzy próbują nauczać mnie moralności, ale czasem warto zacząć od siebie. Proszę bardzo, każdy może napisać, że znałem się z Fryzjerem, że rozmawialiśmy przez telefon, nie mam nic przeciwko temu. Ale nie zgadzam się, by robić ze mnie człowieka, który łamał prawo. Nie byłem świadkiem koronnym w aferze korupcyjnej w polskiej piłce, nikt nie postawił mi ani jednego zarzutu, tymczasem można było odnieść dokładnie odwrotne wrażenie. Co ja byłem nietykalny? Sąd mnie nie mógł skazać?
Awans do finałów mistrzostw świata to był odpowiedni moment na wywołanie tej dyskusji?
Oczywiście. Dla jasności jednak – ja nie chcę walczyć z dziennikarzami, ja nie chcę wygrać z dziennikarzami, ja z dziennikarzami nie gram meczu. Obok pewnych spraw obojętnie przechodzić jednak nie zamierzam.
CAŁY WYWIAD UKAZAŁ SIĘ W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA” (15/2022)