Liga Europy: Warszawa czeka na cud?
Nie będzie łatwo Legii wyeliminować czwartkowego rywala. Spartak Moskwa to drużyna o większym budżecie, potencjale i doświadczeniu piłkarskim. Ale dopóki piłka w grze…
Na początku cofnijmy się o kilkanaście sezonów do roku 1996, kiedy oba zespoły rywalizowały ze sobą w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Legia – absolutny debiutant w tych rozgrywkach poradziła sobie nadspodziewanie dobrze, bo zajęła drugie miejsce w tabeli i razem ze Spartakiem awansowała do ćwierćfinałów. Grupowe mecze obu drużyn dostarczyły sporo emocji. Niestety oba spotkania ówcześni mistrzowie Polski przegrali – 1:2 na wyjeździe i 0:1 u siebie. Najbardziej dał się we znaki piłkarzom i kibicom Legii napastnik Sbornej i Spartaka Siergiej Juran, który poza umiejętnościami czysto boiskowymi demonstrował tajniki sztuki teatralnej, skutecznie upadając w polu karnym rywala. Obarczanie winą sędziego za obie porażki byłoby jednak niesprawiedliwością.
Po piętnastu latach oba zespołu znów stają naprzeciwko siebie, tym razem w mniej prestiżowych rozgrywkach Ligi Europy. I znowu na papierze lepiej wyglądają rywale, za którymi przemawia więcej atutów – rywalizacja na co dzień w lepszej lidze, posiadanie w składzie bardziej renomowanych zawodników, ogranie w Europie, lepsza marka… Legia nie stoi wprawdzie na straconej pozycji, ale postronni nie mają wątpliwości – warszawianie muszą zagrać lepiej niż poprawnie. W przeciwnym razie koszmar powróci; już nie o twarzy Jurana, ale – dajmy na to – Wellitona.
Brazylijczyk to jeden z groźniejszych zawodników Spartaka. Nie można lekceważyć umiejętności byłego króla strzelców ligi rosyjskiej oraz nie doceniać jego boiskowych walorów. A pomocników ma naprawdę godnych pozazdroszczenia. Inny gracz rodem z Kraju Kawy Ari to wielka indywidualność, natomiast znany z Celtiku Glasgow (niegdysiejszy partner Artura Boruca i Macieja Żurawskiego) Irlandczyk Aiden McGeady piłkarsko okrzepł, nic a nic nie zatracając atrybutów skrzydłowego.
Spartak nie jest idealną drużyną. Brak klasowego bramkarza oraz rozgrywającego z prawdziwego zdarzenia to największe zmartwienie trenera Walerija Karpina, który z powodu nie najlepszego startu podopiecznych w nowym sezonie podał się nawet do dymisji… Drużyna zaczęła się jednak powoli odbijać od dna i kryzys ma już chyba za sobą. Legia powinna więc liczyć tylko na siebie i przede wszystkim na powrót do zdrowia Danijela Ljuboi, który w ostatnim ligowym meczu z Górnikiem dwukrotnie trafił do siatki zabrzan. Gdyby tylko skopiował swój wyczyn w pucharowym boju ze Spartakiem… Warszawa potrzebuje lokalnego bohatera.
Konrad Wojciechowski, Piłka Nożna