Przejdź do treści
Leszek Orłowski: Barca za słaba na cud

Ligi w Europie Liga Mistrzów

Leszek Orłowski: Barca za słaba na cud

Jeśli włoski futbol serwowany jest w najlepszym wydaniu, to zęby sobie na nim może połamać każdy. Zapewne nawet Barcelona w najlepszej formie miałaby olbrzymie kłopoty z pokonaniem choćby 1:0 takiego Juventusu, jaki zobaczyliśmy dzisiaj na Camp Nou, a co dopiero mówić o Barcelonie słabowitej i wygranej w rozmiarze co najmniej 3:0. Nawet najsilniejsza wiara, a tej wśród cules nie brakowało, nie każdą górę da radę przenieść. Tym razem nawet jej nie podważyła.
Foto: Łukasz Skwiot


Luis Enrique błysnął mówiąc na konferencji prasowej, że pierwszego gola strzelą jego piłkarze, drugiego wbije gościom Camp Nou, a trzeci wpadnie sam. Nie przypuszczał biedak, że najtrudniejsza będzie sprawa z tym niby najprostszym golem, pierwszym. Droga do bramki Juventusu przypominała labirynt z Knossos, a przecież na jej końcu stał jeszcze Buffonotaur, zdolny pożreć każdego, kto się do niego przedrze. Akurat tej nocy pójdzie spać głodny. 


Juventus, w którym najlepszy był Miralem Pjanić, bronił się perfekcyjnie. Barcelona oddała nawet sporo strzałów, ale wszystkie były wykonywane z trudnych pozycji; to, by trzy z nich zakończyły się golami, nie mieściło się w granicach prawdopodobieństwa. A graczom z Camp Nou tym razem nie chciał pomóc sędzia. Bjorn Kuipers używał gwizdka rzadko, a trafnie. Najbardziej u piłkarzy Luisa Enrique irytowało to, że mieli do Holendra wyraźne pretensje o właściwe prowadzenie meczu i słuszne decyzje; zachowywali się jak rozkapryszone dziecko, które oczekuje, iż będzie wiecznie faworyzowane przez rodziców.

Juve jest niezwykle silne. W składzie ma Daniego Alvesa, którym znudzono się w Barcelonie, Gonzalo Higuaina oddanego bez żalu z Realu i Mario Mandżukicia, za słabego na Atletico. W Turynie każdy z nich jest znakomicie działającym kółkiem w maszynie (choć Higuain zagrał akurat miernie). Czy zespoły hiszpańskie nie stają się zbyt kapryśne? I czy ktoś złamie ekipę z Turynu?

Barca na pewno się nie skompromitowała, zagrała na przyzwoitym poziomie. Szkoda, że nie było tak w Turynie. Luis Enrique wrócił do systemu 1+4+3+3 i w tym ustawieniu zespół odnalazł jako taką harmonię. Niemniej stale czegoś brakowało. Neymar kiwał się fenomenalnie, ale nie umiał podać ani uderzyć. Messi jak zwykle widział wszystko na boisku, ale piłka go słabo słuchała. Iniesta to pojawiał się, to znikał. Wszyscy zagrali na 3+. Na rywala z Piemontu to było zdecydowanie za mało. Nic nie pomogło nawet przestawienie Pique do ataku w końcówce. Nic nie mogło pomóc. Widelcem nie da się rozłupać skały. 


O tym, czy Barcelona Messiego się kończy, porozmawiamy po niedzielnym klasyku z Realem. 

Leszek Orłowski 

„Piłka Nożna”

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024