2:3 z Mołdawią – jak to w ogóle brzmi… Ten mecz to oczywista i historyczna kompromitacja biało-czerwonych, ale dlaczego do niej doszło? Cezary Kucharski napisał na Twitterze: „Mecz przegraliśmy w sferze mentalnej”. Pewnie też, ale to i tak wszystkiego nie tłumaczy. Nie tłumaczy apatii, chaosu, właściwie niczego.
Niewytłumaczalna klęska biało-czerwonych (fot. Piotr Kucza / 400mm.pl)
A przecież innego scenariusza niż pewne zwycięstwo w Kiszyniowie nie zakładaliśmy. Na luzie, swobodnie, ze sporą liczbą okazji wykreowanych. Tak miało być. I przez ponad 45 minut wydawało się, że będzie. Mołdawianie wyglądali wówczas na drużynę przeraźliwie słabą i bezradną, niezdolną do wymiany trzech-czterech podań na naszej połowie, a i na własnej mieli z tym problem. Była nasza kontrola nad przebiegiem wydarzeń, dominacja, ustawienie meczu według własnego gustu i przepisu. Z jednej strony niedawni pogromcy Niemców (tak, ok, po bardzo średniej i szczęśliwej momentami grze, ale zawsze), z drugiej reprezentacja ze 171. miejsca rankingu FIFA – dwie pozycje przed reprezentacją Bermudów, ale dwie za ekipą z Saint Lucia. Europejski outsider kontra zespół złożony w wyjściowym składzie z zawodników takich klubów: Juventus – PAOK, Southampton, Arsenal (wicemistrz Anglii) – Lens (wicemistrz Francji), AEK (mistrz Grecji), Feyenoord (mistrz Holandii), Napoli (mistrz Włoch), Roma (finalista Ligi Europy) – Juventus, Barcelona (mistrz Hiszpanii).
I na boisku ta jakość i wyższość biało-czerwonych była widoczna, zwłaszcza po zdobyciu pierwszej bramki. Janusz Michallik w pierwszej połowie twittował: „Gramy z kompletnymi amatorami”. Wypadało się z nim zgodzić. Ale skoro tak, to kim my w takim razie jesteśmy i gdzie my jesteśmy w tym futbolowym światku?! Po ostatnim gwizdku piłkarski Twitter zapłonął. Złość, szydera, śmiech przez łzy – wszystko się mieszało. I od razu myśl: co by było z Brzęczkiem lub Michniewiczem po takim popisie?
Wiadomo co by było. Otwarte pozostaje inne pytanie: co się zepsuło, w jaki sposób pozwoliliśmy nakręcić się gospodarzom i uwierzyć w sprawienie sensacji? Czyżby po przerwie Polacy włączyli zespołowo tryb urlopowy? Chyba tak, zresztą sugerował to przed kamerą TVP Sport Bednarek. Słusznie w pewnym momencie Mateusz Borek powiedział: „Niepotrzebnie daliśmy im oddychać”. Oni nie tylko złapali oddech, oni nas zdusili. Pasją, ambicją, siłą, skutecznością, animuszem, a nawet do pewnego stopnia kreatywnością. A gdy do tego doszła strata Zielińskiego, błąd Kędziory, a w końcu babol Szczęsnego – kompromitacja stała się faktem. A najgorsze, że w żaden sposób nie potrafiliśmy wrócić do meczu z drużyną jakościowo zdecydowanie gorszą. Eliminacje będą ciekawsze, ale czy na pewno zakończą się dla nas szczęśliwie? Trzy punkty po trzech meczach w takiej grupie – to nie mieści się w głowie.