Czy rzeczywiście Barca już odpadła, a Real awansował?
Na takie rozstrzygnięcia w przyszłotygodniowych rewanżach wskazuje logika. Tyle że tegoroczna edycja Ligi Mistrzów obfituje w wydarzenia zaprzeczające jej prawom, czy też pokazujące, że logika piłki nożnej ma niewiele wspólnego z tą obowiązującą w innych dziedzinach życia.
(foto: Ł. Skwiot)
Moim zdaniem jest jednak tak, że Barca już odpadła, natomiast Real jeszcze nie awansował.
„Juve to nie PSG, Allegri to nie Emery, a liga włoska to nie liga francuska” – napisała jedna z gazet po 0:3 Barcy w Turynie. Tak, szansę na powtórkę wspaniałej remontady są nikłe także z tych przyczyn. Ale jeszcze ważniejsze są powody związane z sytuacją wewnątrz zespołu. Nie chodzi nawet o to, że trudno wierzyć, by cud mógł zdarzyć się raz jeszcze. Mógłby – bo Messiego, Neymara i spółkę stać na wszystko – gdyby porażka z Juve nie wyrządziła ciężkich i tym razem chyba nieodwracalnych szkód na psychice graczy Barcelony. Luis Enrique wściekał się na zawodników podczas meczu, klął jak szewc. A po spotkaniu też wyżył się na podopiecznych podczas konferencji prasowej. Inaczej zachowywał się po klęsce w Paryżu. Wtedy zdołał się opanować, przyznał się do winy, wziął 0:4 na klatę. Tym razem zabrakło mu już sił, by to zrobić. To jest koniec dobrych relacji między Lucho a zawodnikami. Jak sadzę, jedynym sposobem na to, by z Włochami choćby powalczyć na Camp Nou, byłaby natychmiastowa zmiana trenera i powierzenie drużyny Carlosowi Unzue.
„Sport” dał po meczu niesamowitą okładkę: Luisa Enrique stojącego z wzniesionymi do góry rękami i tytuł „Ukrzyżowani”. Ale bardziej pasowałby inny: „Ukrzyżowany” mianowicie. Bo dokładnie to piłkarze zrobili ze swoim trenerem na Juve Stadium.
Wydaje się, że Bayern będzie dla Realu o wiele groźniejszym rywalem niż Barcelona dla Juve. Los Blancos zagrali wczoraj wyśmienicie, ale tylko w drugiej połowie. O pierwszej Zinedine Zidane powiedział, że ucieszyło go jej zakończenie przy wyniku tylko 0:1. Przyznał też, że rozczarowało go zwycięstwo zaledwie 2:1 w sytuacji, kiedy jego drużyna tak długo grała w przewadze. To oznacza, że Zizou boi się rewanżu, boi się, że Bayern zagra w nim tak, jak na Allianz Arena do przerwy. A gol dla gospodarzy padł w 25 minucie po… szóstym bitym przez nich rzucie rożnym.
Robert Lewandowski w ogóle nie zagrał, Javi Martinez dostał czerwoną kartkę, Cristiano jeszcze raz, być może ostatni w tak spektakularny sposób, wdrapał się na strzelecki tron, Arturo Vidal zmarnował karnego. Taki splot wydarzeń doprowadził do zwycięstwa w Monachium. On się jednak raczej w Madrycie nie powtórzy, natomiast można obstawiać w ciemno, że… Manuel Neuer zagra jeszcze lepiej. Nie będzie więc łatwo obronić przewagę przywiezioną z Niemiec.
Nie wierzę, by Hiszpania miał trzech przedstawicieli w półfinałach Ligi Mistrzów. Natomiast mimo wszystko spodziewam się tam dwóch.
Leszek Orłowski
„Piłka Nożna”