Dominacja i konsekwentny marsz Liverpoolu ku pierwszemu od trzydziestu lat tytułowi mistrzowskiemu nie wpływa negatywnie na poziom zainteresowania i emocji związanych z angielską ekstraklasą między innymi dlatego, że piłkarze Jurgena Kloppa wciąż mają sporo do udowodnienia. Kolejny punkt z ich listy celów może zostać odhaczony już w ten weekend.
Czy The Reds pokonają odwiecznego rywala? (fot. Reuters)
Ten upłynie pod znakiem dwudziestej trzeciej serii gier Premier League, w której nie mogło zabraknąć szlagieru. Z historycznego punktu widzenia nie jest to jednak tylko spotkanie dwóch wielkich klubów a prawdziwy klasyk. Największy z największych, jeśli chodzi o brytyjski futbol, i jeden z najdonioślejszych w aspekcie globalnym.
RODZYNKI W NIEDOPIECZONYM CIEŚCIE
Mowa rzecz jasna o starciu Liverpoolu i Manchesteru United, a więc najbardziej utytułowanych marek w dziejach angielskiej piłki. I o ile goście nie są w stanie powstrzymać odwiecznego rywala przed zdobyciem kolejnego trofeum, o tyle mogą pozostać jedynymi, którzy nie ugną się pod naporem przyszłego mistrza.
Ten zanotował najlepszy start sezonu – jeśli takim mianem można określić dwadzieścia jeden kolejek – w historii pięciu najsilniejszych lig Starego Kontynentu. Na owym dystansie Sadio Mane i spółka uzbierali sześćdziesiąt jeden punktów, ogrywając prawie każdego, z kim przyszło im się zmierzyć (West Ham wciąż czeka na wyrok tudzież sprawienie sensacji). Prawie, bo w ich bilansie widnieje jeden remis.
Za ten odpowiedzialne są Czerwone Diabły, które w październiku ubiegłego roku nie tylko przerwały zwycięską passę rywala, ale też niemalże pozbawiłyby go szans na powtórzenie sukcesu The Invincibles. Do pełni (nie)szczęścia zabrakło pięciu minut podstawowego czasu gry i zatrzymania Adama Lallany. Trafienie Anglika dało ówczesnym gościom punkt, potwierdzając tym samym, na jak wielu zawodników może w krytycznym momencie liczyć Jurgen Klopp. Występ podopiecznych Ole Gunnara Solskjaera wstydu jednak nie przyniósł. Wręcz przeciwnie, w końcu ci nadal pozostają jednymi ligowcami, którzy powstrzymali potwora z Anfield, istnymi rodzynkami w niedopieczonym z perspektywy nietykalnego lidera stawki cieście o nazwie Premier League.
Na jak długo? W niedzielnym starciu w czerwonej części Merseyside to gospodarze będą faworytem. Ich dyspozycja sportowa będzie dodatkowo poparta determinacją, by zwyciężyć z United, co stanowi cel sam w sobie. Jeśli bowiem nieuchronne sięgnięcie po tytuł może smakować jeszcze lepiej, to tylko dzięki zostawieniu odwiecznego rywala w pokonanym polu.
CZY GRAJĄ Z NAMI OBROŃCY?
Zupełnie inne ambicje kierować będą graczami Tottenhamu, którzy zmierzą się z drużyną Watfordu. Oprócz standardowej chęci wzbogacenia się o trzy oczka, Jose Mourinho pragnie zachowania czystego konta. W przeciwnym razie, po raz pierwszy w karierze szkoleniowej Portugalczyka, na którą składa się ponad dziewięćset spotkań, jego zespół straci gola w dziesiątym kolejnym meczu. Misja Kogutów jest jednak znacznie łatwiejsza do przedstawienia, aniżeli do wypełnienia.
Od przejęcia sterów przez Nigela Pearsona, a więc od szóstego grudnia ubiegłego roku, Szerszenie przegrały bowiem zaledwie jedno spotkanie i tylko dwukrotnie nie przechytrzyły defensywy przeciwnika. Angielski menedżer kompletnie odmienił oblicze ekipy z Vicarage Road, którą wyciągnął ze strefy spadkowej i wpoił ofensywne usposobienie (średnia bramek zdobywanych w lidze wzrosła z 0.6 za kadencji Quique Sancheza Floresa do 1.6 obecnie). W tym prym wiodą Troy Deeney, Gerard Deulofeu oraz Ismaila Sarr. A skoro do tej pory udało im się zaskoczyć między innymi Manchester United i Wolverhampton, czemu do niniejszej listy nie mógłby dołączyć Tottenham?
WYKLUCZYŁ SIĘ LIDER, NIECH ŻYJE LIDER?
Od momentu przyjścia Pierre’a-Emericka Aubameyanga do Arsenalu żaden piłkarz nie zdobył dla Kanonierów więcej goli od Gabończyka. Tylko w tym sezonie 30-latek był odpowiedzialny za 48% trafień londyńczyków na poziomie Premier League, dzięki czemu ma uzasadnione prawo, by myśleć o obronie Złotego Buta. W wyniku brutalnego faulu na Maxie Meyerze przyjdzie mu jednak opuścić najbliższe trzy kolejki.
Jak z brakiem kapitana i lidera poradzi sobie zespół? – Skoro Aubameyang jest niedostępny, pozostali zawodnicy muszą dać z siebie więcej. Chcę zobaczyć ich reakcję. Strata jednego z najważniejszych piłkarzy nigdy nie jest mile widziana, ale mamy graczy, którzy mogą wystąpić na jego pozycji i postaramy się być na tyle konkurencyjni, na ile to możliwe – zapowiedział Mikel Arteta. Problem w tym, że Lacazette nie wpisał się na listę strzelców w meczach ligowych od piątego grudnia, Martinelli błyszczał głównie w Lidze Europy, a Pepe wciąż przystosowuje się do nowych warunków. Gdyby tego było mało, w sobotę Kanonierom przyjdzie stanąć naprzeciwko golkipera z największą liczbą czystych kont w bieżącym sezonie Premier League – Deana Hendersona. I jak tu wejść w buty wykluczonego lidera?
ZDROWIE NIE SŁUGA
Kłopotów z siłą rażenia nie ma natomiast Manchester City. Przed tygodniem Sergio Aguero stał się najskuteczniejszym obcokrajowcem w dziejach angielskiej ekstraklasy i z pewnością nie spocznie na laurach. Wielce prawdopodobne, iż jego kolejną ofiarą stanie się Crystal Palace, które nie może pochwalić się najszczelniejszą defensywą. Z drugiej strony, jak mogłoby być inaczej, skoro kluczowi członkowie bloku obronnego Orłów spędzili ostatnie tygodnie w gabinetach lekarskich i salach rehabilitacyjnych?
Zdrowia brakuje również piłkarzom Newcastle, spośród których aż jedenastu boryka się z bardziej lub mniej poważnymi urazami. Najbardziej brzemienna w skutkach jest nieobecność Sainta-Maximina, który przed odniesieniem kontuzji był dla Srok tym, kim – zachowując odpowiednie proporcje – dla Chelsea zwykł być Pulisić. Różnica polega na tym, iż w kadrze The Blues drzemie na tyle dużo jakości, iż nieobecność Amerykanina na St James’s Park nie podważa statusu faworyta gości.
NA DWÓCH BIEGUNACH
Jeszcze do niedawna identyczna relacja istniałaby w zestawieniu Southampton oraz Wolverhampton, lecz ostatnie tygodnie przyniosły gwałtowne zmiany w dyspozycji obu drużyn. Tabela (na razie?) tego nie pokazuje, lecz Święci i Wilki znajdują się na zupełnie różnych biegunach, jeśli chodzi o formę. Pierwsi nie przegrali od ponad miesiąca, drudzy konsekwentnie zbliżają się do miesiąca… bez wygranej.
Kluczowym czynnikiem różnicującym sobotnich rywali zdaje się być zarządzanie siłami piłkarzy przez ich menedżerów. O ile Ralph Hasenhuettl umiejętnie szafuje kondycją kluczowych podopiecznych i daje im możliwość regeneracji, co procentuje choćby popisami Danny’ego Ingsa, o tyle Nuno Espirito Santo nie może sobie na to pozwolić, mimo że Wolverhampton jest jedną z najbardziej zapracowanych angielskich drużyn. Wąskość kadry zbiera żniwo. Czy skorzysta na tym także Jan Bednarek i spółka?
NAJGORSI Z NAJGORSZYCH
Przyzwyczaili do ofensywnej, efektownej gry, a zdobywają niemal najmniej bramek w stawce. Mieli zapewnić sobie spokojny byt w elicie, a walczą o utrzymanie. Sytuacje Norwich i Bournemouth są tyleż porównywalne, co trudne. Z tego powodu ich najbliższa potyczka będzie spotkaniem z gatunku tych o sześć punktów.
Nawet taka ilość nie wystarczyłaby jednak ostatnim w tabeli Kanarkom do opuszczenia strefy spadkowej. Na ratunek wezwano wprawdzie Ondreja Dudę oraz Lukasa Ruppa, lecz zimowe inwestycje rzadko kiedy mają znaczący wpływ na poprawę gry zespołu. Tym bardziej takiego, w którym nie funkcjonuje nic oprócz pracującego na transfer do większego klubu Todda Cantwella.
Wisienkom do znalezienia się ponad kreską może starczyć jedno zwycięstwo. Tak niewiele, a tak wiele, biorąc pod uwagę fakt, że podopieczni Eddiego Howe’a nie sięgnęli po pełną pulę od sensacyjnego triumfu nad Chelsea w połowie grudnia. – Sądzę, że martwienie się ryzykiem spadku w niczym nie pomoże. Nie rozmawiamy o tym, ponieważ wzbudziłoby to poczucie, iż może do tego dojść naprawdę. […] Znalezienie się w strefie spadkowej może nam w pewnym sensie pomóc, ponieważ zrozumieliśmy, co może nas czekać i zdajemy sobie sprawę z tego, że musimy coś z tym zrobić. Musimy jak najszybciej zdobyć punkty – stwierdził opiekun Bournemouth. Mimo wszystko, trudno oprzeć się wrażeniu, że starcie na Carrow Road może przynieść dwóch rannych i żadnego wygranego.
***
W pozostałych meczach dwudziestej trzeciej kolejki Premier League wciąż bezpieczne Brighton podejmie trzecią od końca Aston Villę, cierpiący z powodu absencji Łukasza Fabiańskiego West Ham zagra z pnącym się w górę tabeli Evertonem, zaś pogrążone w marazmie Burnley zmierzy się z byłym już wiceliderem – Leicester.
Choć w zbliżającej się serii gier interesujących zestawień nie brakuje, wszystko kręci się wokół niedzielnych derbów Anglii. Nie można jednak wykluczyć, iż te nie spełnią oczekiwań. Czy w takim wypadku któreś z pozostałych spotkań wyjdzie z ich cienia?
***
Watford – Tottenham
Typ PN: 1
Arsenal – Sheffield United
Typ PN: x
Brighton – Aston Villa
Typ PN: 1
Manchester City – Crystal Palace
Typ PN: 1
Norwich – Bournemouth
Typ PN: x
Southampton – Wolverhampton
Typ PN: 1
West Ham – Everton
Typ PN: 2
Newcastle – Chelsea
Typ PN: 2
Burnley – Leicester
Typ PN: 2
Liverpool – Manchester United
Typ PN: 1
MACIEJ SAROSIEK