Fiorentinie nie sposób odebrać klasy i formy, ale żaden inny ćwierćfinał rozegrany w czwartek w Lidze Europy i Lidze Konferencji Europy nie zakończył się tak dużym wynikiem. Porażka 1:4 na własnym boisku praktycznie zamyka przed mistrzem Polski bramę do wymarzonego półfinału. Być może różnica klasa dzieląca obie drużyny był tak duża, że przegranej nie dało się uniknąć, ale jej rozmiary mogły i powinny być niższe.
Sporo cierpkich słów za swoją postawę w bramce zebrał Filip Bednarek. Latem van den Broma zawiódł Artur Rudko, a teraz nie popisał się 30-letni Polak. Bednarek więcej przepuścił niż obronił. W meczu z tak klasowym rywalem jak Viola golkiper musi pomagać, a o bramkarzu Lecha nie można tego powiedzieć.
U bramkarza zawsze szuka się winy po wysokiej porażce, ale i defensywa zasługuje na cięgi. Pewnym usprawiedliwieniem może być brak lidera obrony, czyli Bartosza Salamona. Zastępujący go Lubomir Satka wyglądał jakby wyszedł na boisko prosto z urlopu. Letnie eksperymenty z Maksymilianem Pingotem dawały lepsze rezultaty. W drugiej linii brakowało jakości i spokoju. Kolejorz miał wykorzystać swoje skrzydła, a ponownie okazało się, że piłkarze grający na bokach w Lechu są aż nadto chimeryczni. Michał Skóraś chyba momentami za bardzo chciał. Filip Marchwiński był tłem dla ruchliwych i zgranych rywali.
Mikael Ishak powinien zebrać burę za sytuację z pierwszej połowy, kiedy przy stanie 0:1 szukał karnego, i być może kartki dla rywala, zamiast po prostu strzelić. Szwed odkupił część win asystując przy honorowym trafieniu Kristoffera Velde.
W rewanżu nie ma co liczyć na cud. Fiorentina jest lepsza od Lecha i zasługuje na awans. Być może brak presji w rewanżu sprawi, że Kolejorz nawiąże do swoich najlepszych występów w trakcie bądź co bądź pięknej pucharowej przygody.
PilkaNozna.pl