Przejdź do treści
Skarby Łodzi głęboko ukryte

Polska 2 Liga

Skarby Łodzi głęboko ukryte

2017 rok Łódź zakończyła jako 11. największe miasto w Europie, które nie ma zespołu piłkarskiego w najwyższej klasie rozgrywkowej. To jednak nie znaczy, że w Łodzi brakuje skarbów.


Trzecie pod względem liczby ludności miasto w Polsce skarbów ma co najmniej 15, bo tyle klubów z tego miasta występuje w seniorskich rozgrywkach piłkarskich. Odkryć te niekiedy lekko przykurzone, ale mające piękną historię, a innym razem świecące nowością skarby postanowiło trzech pasjonatów. Łukasz Cielemęcki, Adam Drygalski i Piotr Kucza od kilkunastu lat pracują w mediach, dwaj pierwsi są obecnie dziennikarzami ogólnotematycznych portali, a Kucza to jeden z najbardziej znanych polskich fotoreporterów sportowych. Wszyscy związani są z Warszawą, więc naturalnym stało się, że to w stolicy zaczną odkrywanie „Skarbów Miasta”. Tak zatytułowana jest ich książka, którą wydali w ubiegłym roku. Autorzy umieścili tam reportaże o każdym warszawskim klubie, metryczki zawodników i kilka wywiadów. Początkowo nie planowali jednak, iż publikacja będzie liczyła ponad 250 stron. – Adam mówiąc mi o tym pomyśle stwierdził, że klubów w Warszawie jest około 20, więc we dwóch poradzimy sobie z opisaniem każdego. Oczywiście, gdy zaczęliśmy liczyć zespoły, to okazało się, że jest ich znacznie więcej, bo 38 – śmieje się Cielemęcki.

Sędzia kalosz

Po sukcesie warszawskiej edycji „Skarbów Miasta” postanowili ich także poszukać w kolejnych miastach. Zaczęli od Łodzi, czego efekty można zobaczyć od 10 marca. W łódzkich „Skarbach” znalazły się reportaże, wywiady, metryki zawodników piętnastu klubów męskich i dwóch kobiecych oraz rozdział poświęcony sędziom. Przy nim zamiast tradycyjnego reportażu pojawia się rozmowa z Moniką Mularczyk, najlepszą polską sędzią. – Podobało nam się to, że sędziowie doskonale znali nasz projekt. Podeszli do niego także z dystansem, bo jeden z arbitrów przyszedł na sesję w koszulce z napisem „Sędzia kalosz” – opowiada Drygalski.

Sesje zdjęciowe okazały się zresztą polem rywalizacji między klubami. – Na Twitterze napisaliśmy, że UKS SMS Łódź pobił rekord, bo do fotografii ustawiło się aż 28 piłkarzy. Wynik ten chciała więc wyrównać Victoria Łódź, ale ostatecznie trzech graczy nie dotarło na sesję. Pozostali jednak byli do niej profesjonalnie przygotowani, świetnie nam się współpracowało. Olbrzymi szacunek dla nich za tak liczne stawienie się na miesiąc przed rozpoczęciem rundy w B klasie – komplementuje Cielemęcki.

Trening między ławkami

Problem pojawił się za to przy sesji upadającego Startu Łódź.- Jesienią mieli problem, żeby uzbierać jedenastu ludzi do gry w spotkaniach ligowych. Są zniechęceni faktem, że przed sądem przegrali walkę o teren, na którym działają. Rozgrzewają się w hali, w której w niedziele odbywa się giełda kwiatowa – opowiadają autorzy. – Biegają więc między stolikami i ławkami, na których co tydzień można kupić drzewko szczęścia. Szacunek jednak dla nich, że zrozumieli ideę, przyszli i utrwalili tę chwilę – dodaje Drygalski. Startowi nie pomoże już raczej nawet drzewko szczęścia, ale wciąż jest jednym z łódzkich „Skarbów Miasta”.

Niełatwo było także zorganizować sesję zdjęciową Polonii Andrzejów. – To była najtrudniejsza sesja, bo również mają mało liczną kadrę. Adam przekonywał trenera, żeby na potrzeby zdjęć wznowił karierę i stanął do fotografii jako zawodnik – opowiada Cielemęcki. – To jednak specyficzny klub, bo właściwie startuje w rozgrywkach głównie ze względu na tradycję. Od momentu powstania klubu w 1947 roku Polonia uczestniczyła w każdym ligowym sezonie, nie miała ani roku przerwy, ludzie w klubie chcą więc zachować ciągłość – dodaje.

Historia jest zresztą elementem wyróżniającym Polonię. Klub ma doskonale zarchiwizowane i opisane osiągnięcia do 2002 roku. Wówczas zmarł bowiem Ignacy Pietrusewicz, który od powstania klubu był jego kronikarzem. – Polonia przypomina mi Przyszłość Włochy, bo oba kluby mają opasłe księgi szczegółowo opisujące ich historie – zauważa Drygalski.

Ciekawą historię stworzył z kolei jeden z zawodników Metalowca Łódź. – Pozdrowienia dla zawodnika, który przyszedł na sesję w kominiarce. To duża rzecz, pierwszy raz w historii projektu – śmieją się autorzy „Skarbów Miasta”. Wspomniany zawodnik do zdjęcia stanął z odsłoniętą twarzą, ale tłumaczył, że „jest zimno, a gdy chodzi po lesie w kominiarce, to jest mu nieco cieplej”. Okazało się, że to jeden z tych „bardziej zaangażowanych kibiców” Widzewa.

Bramkarz bez ręki, ale z pistoletem

W ostatnich latach sporą popularność w internecie zyskało Coco Jambo Warszawa. Znani z zamiłowania do autoironii i niewielkich umiejętności piłkarskich zawodnicy są dobrze bawiącą się grupą kumpli, którzy co tydzień mogą spotkać się na meczu. W Łodzi nieco podobnie ma się sprawa z KS Nowosolna. – To klub z przedmieść, co jeszcze bardziej dodaje wyjątkowości, której mu i tak nie brakuje. To zespół powstały 19 lat temu, początkowo grał na terenach należących do koła łowieckiego. Założyciele musieli inspirować się historią bitwy pod Grunwaldem, bo zwykle rozgrzewali się w przylegającym do boiska lesie. „Tuż przed meczem wypadaliśmy spomiędzy drzew na rywali jak banda dzików – opowiadali założyciele klubu. – Tak, wiem, mieli nas za idiotów, ale my się świetnie bawiliśmy” – ze śmiechem przytacza historię Drygalski, który odwiedził dawne boisko Nowosolnej. Pomiędzy głębokim, zamarzniętym błotem znalazł tam zakopaną ciężarówkę, której zimą nie sposób było wyciągnąć.

Z KS-em Nowosolna wiąże się także inna dość specyficzna historia. Kilkanaście lat temu zespół ten rozgrywał wyjazdowy mecz przeciwko LKS-owi Wrzask. Na powitanie gościom wyszedł kapitan gospodarzy o nazwisku Kapusta. Gracze Nowosolnej zdziwili się nieco, gdy podczas przedstawiania i podawania rąk okazało się, iż Kapusta nie ma dłoni. Szok wywołał jednak dopiero fakt, że po rozgrzewce jednoręki kapitan stanął w bramce. – Do przerwy Nowosolna prowadziła jakimś kosmicznym wynikiem. Do szatni gości wpadł więc ten Kapusta i trzymając w jedynej dłoni pistolet zaczął grozić, iż jeśli Wrzask tego meczu nie wygra, to goście stąd nie wyjadą. Ostatecznie nic złego się nie stało, ale przy rewanżu graczom z Wrzasku za klubowy autokar służył stary Żuk. Kolega Kapusty szybko poinformował rywali, iż jeśli będą zbyt agresywni, to pod plandeką auta leży pałka bejsbolowa, z której goście mogą skorzystać. KS Nowosolna jest więc klubem prawdziwych historii, bo o ile np. Coco Jambo trochę kreuje rzeczywistość, o tyle ludzie z Nowosolnej naprawdę przeżyli te historie – opowiada Drygalski, który jest autorem rozdziału o KS Nowosolna.

Ciekawym tworem w niższych łódzkich ligach jest także Milan SC Łódź. Ten zespół opisał z kolei Cielemęcki. – Kilka lat temu w Łodzi szkółkę Milanu otworzył Bogusław Wyparło. Została rozwiązana, gdy były bramkarz ŁKS-u i Legii Warszawa nie opłacił licencji. Drużynę zlikwidowano , ale projekt przejął ktoś inny i założył zespół seniorów. Szybko okazało się, że prowadzenie go bez własnego boiska i bazy, to zbyt droga sprawa. Władze miasta po dotacje odsyłały go do Włochów, skoro miała to być akademia Milanu. Została więc ona zamknięta, a właściciel porozumiał się Milan Club Polonia – największym fanklubem Milanu poza Włochami. Od ubiegłego sezonu w B klasie gra więc Milan SC Łódź, który jest zespołem fanklubu. Jeden z kibiców gra nawet w tej drużynie, ale w większości występują tam wychowankowie szkółki – wyjaśnia Cielemęcki, który podkreśla, iż przy Milan SC tworzy się wspólnota, która jest solą amatorskiego uprawiania dyscypliny. – To fantastyczne, że klub ma swoją bazę, więc najpierw może rozegrać mecz B klasy, a kilka chwil potem wraz z kibicami wspólnie obejrzeć na przykład derby Mediolanu.

Lepiej się orientować

Czymś, co uderzyło autorów „Skarbów” jest za to brak pomocy klubom ze strony miasta, choć Drygalski i Cielemęcki nie ukrywali, że już postawą Warszawy byli rozczarowani. – Tutaj jest jednak jeszcze gorzej. Obowiązuje tu „punktologia” przez co wyżej cenione jest 38. miejsce mistrzostw Polski w biegach na orientację niż na przykład mistrzostwo województwa juniorów młodszych. Z całym szacunkiem dla biegaczy, ale jest to sukces nieporównywalny. Poza tym łatwiej o dotację drużynom, które nie są klubami miejskimi. Andrespolia Wiśniowa Góra otrzymuje na przykład około 200 tysięcy złotych dotacji, a Polonia Andrzejów nie dostaje nic, choć to kluby niemal sąsiadujące ze sobą. Pomiędzy nimi przebiega jednak granica miasta, która warunkuje kto otrzyma pieniądze, a kto nie. Miasto i urzędnicy trochę zapomnieli z czego jest znana Łódź. Powinni dbać o to, co przyciągało ludzi do miasta. Przez moment trzecie najludniejsze miasto w Polsce nie miało żadnej drużyny na szczeblu centralnym, co jest szokujące. – zżyma się Cielemęcki, który uważa, iż kluby powinny zakładać sekcje mało popularnych dyscyplin sportu, jak biegi na orientację, i wystawiać ich przedstawicieli w krajowych mistrzostwach. Pomogłoby im to zdobyć pieniądze na działalność całego klubu.

Tym razem autorzy nie mogli za to narzekać pomoc od wojewódzkiego związku. Przy pierwszej edycji Mazowiecki Związki Piłki Nożnej podarował im po proporczyku i długopisie. Od prezesa Łódzkiego ZPN-u otrzymali… po dwa długopisy, kubki i pendrive’y. – Ale oprócz tego w ŁZPN-ie bardzo pomogli nam w kontaktach z klubami. Po telefonach ze związku wszystkie drzwi stały przed nami otworem – wspominają Drygalski z Cielemęckim.

Wyzwaniem przy łódzkiej edycji „Skarbów Miasta” były jak zwykle najbardziej popularne kluby. – Najtrudniej pisze się o tych, o których w mediach jest mnóstwo informacji, codziennie nowych, więc trudno czytelnika zaskoczyć – podkreślają autorzy. Postanowili więc, że rozdział o ŁKS-ie będzie miał inną oprawę graficzną oraz zmienioną konstrukcję. Osobno potraktowano w nim każdą dekadę istnienia klubu. Strony poświęcone zaś Widzewowi, to opowieść o trenerach, którzy na nowo piszą historię klubu: od Witolda Obarka, przez Marcina Płuskę, Tomasa Muchcińskiego, Przemysława Cecherza, aż po Franciszka Smudę. Kibice dwóch najsłynniejszych łódzkich klubów mogą także zakupić książkę z okładką dedykowaną specjalnie ich zespołowi.

Nowosolna jak Barcelona

Podobnie jak w Warszawie, w Łodzi także autorzy będą pojawiali się na meczach, aby osobiście sprzedawać „Skarby Miasta”. – Można napisać książkę, wysłać wydawcy i niech on się martwi o resztę. Ale fajnie jest spotkać ponownie tych ludzi, tym razem zobaczyć jak grają. I spotkać też człowieka, któremu sprzedaje się książkę. Większość odbiorców widzisz na własne oczy. To zajebiste! – ekscytuje się Cielemęcki, który przypomina sobie także, dlaczego zdecydował się współtworzyć z Drygalskim ten projekt. – Przez lata pracy w prasie zajmowałem się robieniem tego typu publikacji. Widziałem jak to powstaje, wiedziałem jak to zrobić. Pomyślałem, że w sumie to nie jest wielka różnica, by zrobić z Nowosolną to, co wcześniej robiło się np. Barceloną. To jest fajne, że jak sam wydajesz książkę, to możesz napisać ile chcesz. Ja i Adam jesteśmy wydawcami, mamy nawet pieczątki, jesteśmy członkami zarządu. Robiąc te skarby kiedyś myślałem, że zmieniłbym to, to i to. Jako zwykły dziennikarz zwykle nie możesz przeforsować swojej wersji, zawsze decydują o tym względy ekonomiczne i inne – opowiada. – Chcemy na przykład, żeby „Skarby” były drukowane na dobrym papierze. Moglibyśmy to zrobić dwa razy taniej na gorszym, ale nie chcemy. Robimy rzecz, którą sami chcielibyśmy dostać – dodaje Drygalski. – Jeśli kiedyś zobaczycie którąś edycję „Skarbów Miasta” na słabym, cienkim papierze, to nie kupujcie, bo to znaczy, że już chcemy tylko na tym zarabiać albo sprzedaliśmy projekt – ze śmiechem kończą autorzy „Skarbów Miasta”.

Norbert Bandurski, PilkaNozna.pl

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024