Wśród czołowych klubów La Ligi trudno wskazać choćby jeden, który się ewidentnie wzmocnił. Wszystkie raczej doznały osłabień personalnych. Ale nie ma obawy – rywalizacja znów będzie się toczyła na nieosiągalnym dla innych lig poziomie, a hiszpańskie kluby pozostają faworytami europejskich pucharów.
Od lat nigdzie piłkarze nie biegają, a piłka nie krąży tak szybko jak za Pirenejami. Primera Division wciąż bowiem jest zasilana najlepszymi w świecie młodymi zawodnikami, znakomicie przygotowanymi technicznie i taktycznie do gry na najwyższym poziomie. W miejsce znanego zawodnika, który odszedł, przychodzi mniej znany, ale nie gorszy.
O mistrza
Najlepszym tego przykładem jest Real Madryt. Klub ten stracił Jamesa Rodrigueza (powędrował na wypożyczenie do Bayernu Monachium), ale za to pozyskał na jego pozycję Daniego Ceballosa z Betisu. Kibice Los Blancos postrzegają tę zmianę jako korzystną. Podobnie oceniają zastąpienie na lewej obronie Fabio Coentrao przez Theo Hernandeza, a na środku defensywy Pepe przez Jesusa Vallejo, który ogrywał się ostatnio w Bundeslidze. Są jedynie wątpliwości co do tego, czy Borja Mayoral będzie dawał na środku ataku równie dobre zmiany jak Alvaro Morata. Być może Zinedine Zidane już żałuje, że wobec odejścia Moraty nie zostawił Mariano Diaza – piłkarz z Dominikany strzelił przecież dwa gole w swym pierwszym ligowym meczu w Olympique Lyon. W zasadzie tylko obsada środka ataku stawia pod znakiem zapytania pozycję Realu jako faworyta rozgrywek. Mayoral to zawodnik niedający żadnych gwarancji na nic, a wiadomo, jak to jest z Karimem Benzemą: potrafi na długie tygodnie zaprzestać strzelania goli.
Jednak ten problem, który zresztą być może Real postara się jeszcze jakoś rozwiązać do końca okna transferowego, nie osłabia entuzjazmu fanów przed nowym sezonem. Real ma grać jeszcze lepiej niż w poprzednim i zdobyć jeszcze więcej trofeów, czyli dołożyć Copa del Rey. Wszystko poniżej sześciu pucharów będzie porażką. Takie nastawienie, tak wysoko zawieszona poprzeczka oczekiwań, może być ciężkim balastem dla Zidane’a i jego podopiecznych. Każda wpadka spowoduje bowiem nerwowość. Francuz przerabiał to już jesienią 2016 roku, gdy zespół zremisował kilka spotkań z rzędu. Wtedy zniósł krytykę ze spokojem i nie wykonywał nerwowych ruchów, ale jak zachowa się, gdy na przykład przyjdą porażki, a nie remisy?
Barcelona będzie atakowała z tyłu. Odejście Neymara oznacza utratę jednego z dwóch kół zamachowych drużyny. Istnieje obawa, że zespół bez Brazylijczyka będzie przypominał samolot z jednym skrzydłem, albo z drugim krótszym. Gerard Deulofeu akurat z pewnością nie jest zawodnikiem, który może po prostu zająć miejsce Neymara i grać tak jak on. Klub z pewnością jeszcze tego lata wyda sporą część owych 222 milionów wpłaconych przez Paris SG, ale nawet najlepsi nowi piłkarze będą musieli w biegu wkomponowywać się w team.
W meczach sparingowych ekipa Ernesto Valverde przypominała maszynkę do grania. Wydaje się, że zdołał on zrewitalizować przysypiające już ostatnio gwiazdy zespołu. Jeśli Barca dobrze zacznie sezon, jeśli na początku zanotuje passę zwycięstw, a Real dla odmiany się gdzieś potknie raz czy drugi, Katalończycy mogą złapać wiatr w żagle i pognać do mety niedościgli dla rywali.
W kadrze Atletico nie zaszły żadne istotne zmiany. Znów udało się ocalić wszystkie gwiazdy: Jana Oblaka (którego nadal jednak chce Paris SG), Diego Godina (już wyszedł z wieku, w którym chętni zabijają się o klasowego zawodnika), Koke i Antoine’a Griezmanna (Barcelona planuje go kupić za rok). Diego Simeone przedłużył kontrakt do 2019 roku, czym uciął spekulacje, że obecny sezon będzie jego ostatnim na… Wanda Metropolitano, gdzie zespół przenosi się z Vicente Calderon. Dzięki temu w drużynie nie zapanuje atmosfera tymczasowości. Jednak jeśli ostatecznie nie uda się sprowadzić Diego Costy i team Cholo zostanie z tymi napastnikami, których miał w poprzedniej kampanii, trudno wróżyć mu triumf czy to w La Lidze, czy w Champions. Oczywiście, trzeba pamiętać, że nawet teraz pozyskani zawodnicy mogą zostać uprawnieni do gry dopiero w styczniu, bo na klubie ciąży zakaz transferowy. Ale świadomość, że klasowa dziewiątka dołączy do ekipy na decydującą część sezonu, na pewno pomogłaby przetrwać jesień.
– Najważniejsze, że udało się wszystkich zatrzymać. Próbuję przekonać piłkarzy, że nawet bez wzmocnień są członkami najlepszej drużyny świata. Jeśli trener nie dostaje nowych piłkarzy, musi więcej wydobyć z tych, których ma – powiedział filozoficznie Diego Simeone. Argentyńczyk bardzo liczy na eksplozję formy Nico Gaitana, kupionego rok temu z Benfiki, który w poprzednich rozgrywkach zawiódł, ale ma olbrzymi potencjał.
O Ligę Mistrzów
Czy ktoś spoza wielkiej trójki może dostać się na podium? W poprzednim sezonie Atletico długo znajdowało się w tabeli za Sevillą, więc kandydaturę tego zespołu do medalu mistrzostw Hiszpanii trzeba rozpatrywać bardzo poważnie.
Pierwsze lato bez Monchiego z pewnością nie rozczarowało kibiców Sevilli. Następca legendy – Oscar Arias – sprowadził kwartet ofensywach graczy, który naprawdę może terroryzować rywali. Jesus Navas, Luis Muriel i Nolito to zawodnicy niezwykle szybcy, zaś Ever Banega potrafi zagrać bardzo dokładne podanie. Odejściem Samira Assiego i Stevana Joveticia nikt się wobec tego specjalnie nie przejmuje. Najboleśniejsza jest strata Vitolo. Ten zawodnik podpisał kontrakt z Atletico, a na pół sezonu został wypożyczony do Las Palmas. Martwią także inne odejścia: Vicente Iborry czy Mariano. W sumie więc Sevilla także nie jest silniejsza niż wiosną.
W Valencii znów zaczęło się zaciskanie pasa, chociaż ruchy kadrowe można też określić jako czyszczenie kadry ze złogów, piłkarzy, którzy dużo zarabiali, a słabo grali. Nadzieją na lepszy sezon jest przede wszystkim trener Marcelino, jeden z najlepszych fachowców w Hiszpanii, który odpoczywał rok po nieoczekiwanym zwolnieniu z Villarrealu.
Submarinos też oczywiście spróbują powalczyć o czwarte miejsce, bo zajęcie trzeciego pozostaje chyba poza ich ambicjami. Tym razem nie udało się zatrzymać lidera obrony Mateo Musacchio i ułożenie gry tej formacji bez Argentyńczyka będzie na pewno większym problemem niż skonstruowanie środka pola bez Jonathana Dos Santosa.
Krok do przodu spróbuje zrobić Real Sociedad. Jednak będzie o to trudno, gdyż w tym składzie personalnym, jaki grał wiosną, zespół osiągnął szczyt możliwości. Pozyskany z Manchesteru United Adnan Januzaj (ostatnio grał w Stoke) to zawodnik o olbrzymim talencie, ale budowanie potęgi w oparciu o niego jest pomysłem dosyć ryzykownym.
Pisząc o zawodnikach, jakich Primera Division straciła latem, nie wolno zapomnieć o Yurim Berchiche, którego z RSSS kupił Paris SG. W minionym sezonie był to jeden z najlepszych lewych obrońców rozgrywek. Boli także fakt, że za granicę, do niemieckiego Wolfsburga, wyjeżdża Nacho Camacho z Malagi, kolejny zawodnik od lat grający na wysokim poziomie. Ktoś ich na pewno świetnie zastąpi, ale mimo wszystko szkoda.
Athletic Bilbao stracił trenera. Kuko Ziganda, który zastąpił Ernesto Valverde, nie jest, delikatnie rzecz ujmując, sprawdzonym fachowcem. Ciekawe, jak poradzi sobie na stanowisku wymagającym specyficznych umiejętności – stałego wynajdywania w tych samych piłkarzach nowych walorów.
O Ligę Europy
Zajęcie przez któryś z zespołów spoza opisanej powyżej ósemki miejsca w strefie Ligi Europy byłoby sensacją. Każdy może świetnie wystartować, jak przed rokiem Las Palmas, każdy może zrobić karierę w Copa del Rey, jak Deportivo Alaves, ale utrzymać wysoką formę przez cały sezon to rzecz zupełnie inna. Nie udała się w poprzednim sezonie nawet Celcie Vigo. Teraz, kiedy odszedł Eduardo Berizzo, tym trudniej na to liczyć. Ale oczywiście Juan Carlos Unzue może okazać się odkryciem nadchodzącego sezonu w gronie trenerów. Nie wiadomo, ile nauczył się od Luisa Enrique (choć w kwestiach taktycznych to on podobno edukował byłego pryncypała) ani czy przejął od niego część charyzmy. W każdym razie Celta nie osłabiła się latem i zamierza co najmniej deptać faworytom po piętach.
Z Las Palmas natomiast, a jeszcze bardziej z Alaves, niewiele zostało. Z ekipy z Kanarów odszedł Roque Mesa, który nadawał mu ton, oraz trener Quique Setien, który wypracował jego styl. Alaves straciło natomiast nie tylko szkoleniowca, ale wręcz wszystkich, co do jednego, wyróżniających się piłkarzy. Finalista poprzedniej edycji Copa del Rey jest w tej chwili bardzo poważnym kandydatem do spadku.
Ambicje powalczenia o szóste miejsce zgłaszają natomiast Betis i Espanyol. Wspomniany przed chwilą Setien objął właśnie verdiblancos i ma być liderem projektu obliczonego na wiele lat. Betis ma grać futbol efektowny i skuteczny. Na razie Setien będzie musiał jednak radzić sobie bez dwóch czołowych – najefektowniejszego i najskuteczniejszego – zawodników z poprzedniego sezonu, czyli Daniego Ceballosa i Rubena Castro. Niemniej pozyskani latem Victor Camarasa, Andres Guardado, Cristian Tello oraz Sergio Leon naprawdę mogą nadać drużynie z Benito Villamarin pożądane przez szefów oblicze.
Espanyol poprowadzi Quique Flores, który zbudował w poprzednim sezonie solidny zespół. Teraz spróbuje zdobywać od początku tyle punktów, ile przed wakacjami udawało się dopiero wiosną.
O pozostanie w lidze
W gronie ekip marzących o Europie godziłoby się umieścić także Eibar. Bo skoro dwukrotnie udało się Jose Mendilibarowi zbudować bardzo groźny zespół, to czemu za trzecim razem nagle miałaby mu się ta sztuka nie powieść? Ale jednak, nawet mimo że udało się zatrzymać czołowych graczy, a doszedł skuteczny napastnik Charles, skazujemy Basków na walkę o utrzymanie. Po prostu cud nie może zdarzać się bez końca, siła personalna jest na poziomie beniaminków.
W dwóch z nich: Gironie i Getafe dokonywało się latem wielkie mieszanie w kotle, niemal codziennie ktoś przybywał, a ktoś się żegnał. Może z tego wyjść to, co wyszło przed rokiem Alaves, czyli bardzo porządny zespół, ale możliwa jest także totalna klapa. Jednak zajecie przez którykolwiek z tych teamów miejsca w górnej połowie tabeli na mecie sezonu wymykałoby się logice. Oba będą zadowolone z utrzymania. W Gironie, współpracującej z Manchesterem City, będą ogrywać się zawodnicy aspirujący do gry w tym klubie; Katalończyków można śmiało nazwać MC-C. Levante dla odmiany postawiło na zmiany kosmetyczne, jak przed rokiem Osasuna, która z hukiem zleciała…
Ciężkie czasy czekają chyba znów Deportivo. Pepe Mel nie jest bowiem solidnym trenerem, a skład ma równie słaby jak przed wakacjami. Najlepszych graczy (Camacho, Fornalsa, Kameniego, Sandro) pozbyła się Malaga, a że Michel też zaufania nie wzbudza, również kibice Boquerones powinni czekać na start sezonu z olbrzymim niepokojem. Tym większym, że trener prosi katarskiego właściciela klubu o nowych piłkarzy, a ten nie chce mu ich dać. Podobnie nie mogą być spokojni fani Leganes, ale ten klub ma przynajmniej na ławce fachowca (Asiera Garitano), który dowiódł, że potrafi ukręcić bicz z pasku, utrzymując zespół w Primera w poprzedniej kampanii.
I tak, mało w sumie zaskakująco, wygląda panorama, przed startem sezonu 2017-18. Trzy drużyny (Real, Barca, Atleti) chcą walczyć o mistrza, dla pięciu kolejnych (Sevilla, Valencia, Villarreal, Sociedad, Athletic) planem maksimum jest czwarte miejsce, a minimum – wywalczenie prawa gry w Lidze Europy. Trzy kolejne (Celta, Betis, Espanyol) po cichu liczą na szóstą-siódmą lokatę, dwie (Las Palmas, Alaves) chciałyby powtórzyć poprzednią, udaną kampanię, ale raczej im się to nie uda. Pozostałe (Getafe, Girona, Levante, Leganes, Malaga, Deportivo, Eibar) myślą tylko o utrzymaniu się w lidze.
Leszek Orłowski
TEKST UKAZAŁ SIĘ RÓWNIEŻ W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”