Pożegnanie Bukowej. Koniec pewnej epoki w Katowicach
Piłkarze GKS-u Katowice zwycięsko pożegnali się ze swoim stadionem przy Bukowej. W prawdopodobnie ostatnim rozgrywanym na nim meczu ligowym pokonali Zagłębie Lubin 1:0. Ostatniego gola na starym stadionie zdobył Sebastian Bergier, a wiwatujący kibice jeszcze długo po końcowym gwizdku nie opuszczali trybun.
Jarosław Tomczyk
fot. Jarosław Tomczyk
Pod koniec lat 80-tych i na początku 90-tych ubiegłego wieku, stadion GKS-u w Katowicach przy ulicy Bukowej był tym, który przybliżał piłkarską Polskę do Zachodu. Po rozpoczętej wówczas i nigdy nie dokończonej przebudowie, obiekt stał się typowo piłkarskim, trybuny znalazły się blisko linii bocznych, a biegający po murawie zawodnicy zbliżyli prawie na wyciągnięcie ręki. Przeżywająca swój złoty okres Gieksa podejmowała tu Bordeaux, Benfikę, czy Bayer Leverkusen. Nawet reprezentacja uznała, że to miejsce, które można pokazać światu i zagościła trzykrotnie. Najpierw uległa towarzysko Austrii, ale potem w eliminacjach francuskiego mundialu pokonała Mołdawię i Gruzję.
SPRAWA POLITYCZNA
Przyszedł wiek XXI, Polska infrastruktura stadionowa poszła niewyobrażalnie do przodu, i stadion przy Bukowej, jedynie tu i ówdzie retuszowany nieudolnym makijażem – choć wciąż zachował swój mało już gdzie spotykany klimat, znaczony łuskanym słonecznikiem i zapachem smażonych kiełbasek – stał się najbardziej archaicznym w Ekstraklasie. Gdy w ubiegłym roku Gieksa, po 19. latach nieobecności, wróciła do krajowej elity, zakładano że zagra tu jedynie w rundzie jesiennej, bo nowy stadion, budowany dla niej przy autostradzie A4, był już na ukończeniu. Ostatecznie okazało się, że jeszcze w trzech wiosennych spotkaniach podopieczni Rafała Góraka gospodarzami będą na starych śmieciach. Oficjalna inauguracja nowego stadionu przy ulicy Nowej Bukowej, zaplanowana została na 30 marca na mecz z Górnikiem Zabrze. – Nie wiem jak to się uda. Przejeżdżałem wczoraj obok, tam jest ciągle plac budowy, nie ma jak zjechać z autostrady, a zostały już tylko trzy tygodnie – mówił przed meczem z Zagłębiem Lubin, współkomentujący je dla Canal + Marcin Baszczyński.
Powszechnie wyrażanych obaw jest więcej, ale wykonawca inwestycji zapewnia, że dojazd będzie na czas. Nie brak jednak głosów, że o ile mecz z Górnikiem, którego kibice są zaprzyjaźnieni z miejscowymi, raczej nie jest zagrożony, to na kolejne przyjdzie wrócić na Bukową, bo nieukończonych prac jest na nowym obiekcie więcej. – Na mecz z Górnikiem przenosimy się na nowy stadion i zamierzamy na nim zostać – mówił w kuluarach Krzysztof Nowak, prezes GKS-u, który jak mógł uciekał od dogłębniejszych pytań. – Inwestorem nowego stadionu jest miasto, ono podejmuje decyzje – tłumaczył. Tajemnicą poliszynela jest, że otwarcie nowego stadionu na koniec marca obiecał publicznie prezydent Katowic i od tego momentu sprawa stała się już kwestią jego politycznej wiarygodności.
ZIDANE PAMIĘTASZ?
Na pożegnanie z Bukową, które wypadło w dniu 63. urodzin, zmarłego niedawno, legendarnego napastnika GKS-u Jana Furtoka, organizatorzy przygotowali całą moc atrakcji. W specjalnym namiocie postawionym przy trybunie głównej można było zobaczyć wystawę kibicowskich szali oraz koszulek, w których przez lata występowali piłkarze Gieksy. Na ekranie prezentowano fragmenty dawnych spotkań przy Bukowej, a legendarni piłkarze klubu, Piotr Piekarczyk i Janusz Jojko pozowali do zdjęć i rozdawali autografy. Na trybunach zasiadło wielu innych dostojnych gości, przybył choćby, witany gromkimi brawami, były selekcjoner, ale także trener Gieksy – Adam Nawałka.
Atrakcji było więcej. Czas meczu z Zagłębiem odmierzał uruchomiony ponownie, stary, zabytkowy zegar. Kibicom wręczano pamiątkowe, okolicznościowe bilety, przed i w przerwie rapował im „Burdel”, wykonując swój przebój „Wiem, gdzie mój dom”, a na trybunach mogli znaleźć 20 specjalnych, dedykowanych koszulek. Sami fani, prawie wszyscy przyodziani na żółto, też stanęli na wysokości zadania, przygotowując na tzw. Blaszoku, efektowną oprawę, w której pytali m.in. Zinedina Zidane’a czy pamięta, że z boiska przy Bukowej schodził pokonany?
OSTATNI GOL
Mecz dla obu drużyn miał sporą stawkę. Dla gospodarzy nie tylko emocjonalną, bo w razie porażki mogli stracić komfort gry w środku stawki i zacząć nerwowo spoglądać w dół. Dla gości balansującej na granicy strefy spadkowej był kolejną próbą oderwania się od niej. Długo na murawie nie działo się zbyt wiele. Pierwsza, bezbramkowa połowa z lekkim wskazaniem na gości, którzy wygrywali rywalizację o środek pola, ale na dobre sytuacje niekoniecznie potrafili to przełożyć.
W drugiej odsłonie Gieksa podkręciła tempo i zaczęła częściej zagrażać bramce Dominika Hładuna, ale długo zanosiło się jednak na remis. Było wiadomym, że jeśli któraś z drużyn zdoła strzelić bramkę to pewnie okaże się ona zwycięską. Do końca regulaminowego czasu pozostawało 13 minut gdy Alan Czerwiński świetnym prostopadłym podaniem wypuścił w uliczkę Adriana Błąda, ten z prawej strony zagrał przed bramkę, tam najszybciej dopadł do niej Sebastian Bergier i z najbliższej odległości, ku eksplozji radości widowni, wpakował do siatki. Zagłębie próbowało odwrócić losy, ale nie miało na to argumentów i Gieksa wspierana fantastycznym dopingiem kibiców raczej spokojnie dowiozła do końca cenne trzy punkty.
Po meczu wykonano jeszcze pamiątkowe zdjęcia drużyny gospodarzy ze wszystkimi kibicami na trybunach i na tym historia piłkarzy Gieksy przy Bukowej, pisana od początku istnienia klubu, jak się wydaje dobiegła końca…