Pierwsza porażka Ancelottiego w Evertonie
Carlo Ancelotti zanotował bardzo dobry start w ekipie Evertonu – pod jego wodzą drużyna z miasta Beatelsów wyszła zwycięsko z dwóch kolejnych konfrontacji. Hat-tricka zwycięstw włoski szkoleniowiec jednak nie zaliczy. „The Toffies” przegrali z Manchesterem City 2:1.
Carlo Ancelotti zaznał pierwszej porażki odkąd został trenerem Evertonu (fot. Reuters)
Pierwsza część sezonu dla Evertonu to ciągłe pasmo niepowodzeń. Zespół z niebieskiej części Liverpoolu fatalnie poczynał sobie pod wodzą Marco Silvy. Doszło nawet do tego, że „The Toffies” znaleźli się w strefie spadkowej, kiedy to boleśnie przegrali 2:5 w derbach z Liverpoolem. Wtedy to właśnie decydenci klubu postanowili dokonać roszady na stołku trenerskim. W rolę strażaka tymczasowo wcielił się Daniel Ferguson, który radził sobie nad wyraz dobrze (w konfrontacjach z Chelsea, Manchesterem United i Arsenalem zanotował zwycięstwo i dwa remisy). Gdy Ancelotti został zwolniony z włoskiego Napoli, włodarze Evertonu postanowili skorzystać z jego usług.
I z pewnością póki co są zadowoleni z podjętej decyzji. Zespół Evertonu bowiem pod jego wodzą odmienił swoje oblicze. Dwa pierwsze spotkania rozegrane od momentu zakontraktowania włoskiego szkoleniowca to dwa zwycięstwa (1:0 z Burnley i 2:1 z Newcastle). Dwóch wygranych z rzędu piłkarze Evertonu nie zanotowali od ponad pół roku – ostatni raz tej sztuki dokonali na przełomie marca i kwietnia. Co więcej, jeśli brać pod uwagę tylko dwa wspomniane mecze, zawodnicy „The Toffies” najwięcej razy spośród wszystkich drużyn Premier League strzelali na bramkę przeciwników. Magia wielkiego nazwiska robi swoje. Jednak pierwszy poważny test dopiero na nich czekał. To w starciu z Manchesterem City Everton miał zademonstrować, na co tak naprawdę go stać z Ancelottim u steru.
Pierwsza połowa upłynęła w pełni pod dyktando Manchesteru City. Podopieczni
Josepa Guardioli wyraźnie dominowali w każdym aspekcie nad zespołem „The Toffies”, jednak aktualni mistrzowie Anglii nie potrafili zmaterializować swojej przewagi w postaci strzelonego gola. Albo piłkarze „The Citizens” prezentowali rozregulowane celowniki, albo defensywa Evertonu skutecznie odpierała ataki, a jeśli obrońcy dali się przedrzeć któremuś z atakujących, na straży stał dobrze dysponowany
Jordan Pickford.
Najbliżej tej sztuki „Obywatele” byli w 12. minucie spotkania. Wtedy to po długo konstruowanej zespołowej akcji Joao Cancelo zagrał w poprzek pola karnego, a zamykający akcję Phil Foden z łatwością skierował z bliskiej odległości piłkę do bramki. Długo jednak radość młodego Anglika nie trwała. Po dokonaniu wideo-weryfikacji VAR okazało się, że kilka chwil przed bramką uczestniczący w akcji Riyad Mahrez znajdował się na pozycji spalonej, dlatego też arbiter nie uznał trafienia.
Dopiero po zmianie stron piłkarze prowadzeni przez Guardiolę udokumentowali swoją wyższość nad rywalem. Pięć minut po wznowieniu gry po przerwie Ilkay Gundogan posłał prostopadłe podanie w kierunku wychodzącego na wolne pole Gabriela Jesusa. Brazylijski napastnik, niewiele się zastanawiając, finezyjnie uderzył na bramkę Pickforda, któremu pozostało nic innego, jak rozpaczliwie się rzucić, łudząc się jednocześnie, że jakoś uda mu się sparował piłkę.
Siedem minut później na stadionowym telebimie pod herbem Manchesteru City pojawiła się cyfra „dwa”. A to wszystko za sprawą ponownie Gabriela Jesusa, który po raz kolejny wpisał się na listę strzelców. Młody napastnik znalazł się w dogodnej sytuacji w polu karnym i zdecydował się na strzał z bliskiej odległości w kierunku bliższego słupka. Interweniujący Pickford znów niewiele mógł zrobić.
O wiele więcej za to mógł zrobić Claudio Bravo w 71. minucie. Wówczas chilijski golkiper pomylił się podczas wyprowadzenia piłki spod własnej bramki, co skrzętnie wykorzystali piłkarze Evertonu, a konkretniej Richarlison, który wpakował futbolówkę między słupki. Była to, jak się później okazało, jedyna odpowiedź, na jaką zdobyli się zawodnicy Carlo Ancelottiego, dla którego jest to pierwsza porażka od momentu podjęcia pracy w Evertonie.