Przejdź do treści
Ostatnia przeszkoda na drodze Liverpoolu

Ligi w Europie Premier League

Ostatnia przeszkoda na drodze Liverpoolu

Po świąteczno-noworocznym maratonie ponad tydzień bez Premier League był dla jej fanów niczym odwyk. Wprawdzie rozgrywano w tym czasie mecze pucharowe, ale to nie to samo. Owy okres dobiega jednak końca. Przed nami dwudziesta druga seria zmagań.



Czy Jose Mourinho zdoła ponownie pokrzyżować plany Liverpoolu? (fot. Reuters

 

Ta startuje w piątek i potrwa do niedzieli. Biorąc pod uwagę harmonogram spotkań i stosując terminologię gastronomiczną, można dojść do następujących wniosków: albo deser zostanie podany wcześniej, albo najbardziej kunsztowne będzie danie główne, albo coś, co jawi się jako wisienka na torcie, okaże się odgrzewanym kotletem. Wydarzenie kolejki zaplanowano bowiem na sobotę.

DEMON PRZESZŁOŚCI

Jest nim rzecz jasna starcie Tottenhamu z Liverpoolem. Gdyby nie osoba menedżera gospodarzy, być może byłoby inaczej. W końcu obie drużyny dzieli przepaść punktowa, a w kwestii aktualnej dyspozycji sportowej Koguty nie dorastają The Reds do pięt. Kurnikiem opiekuje się jednak Jose Mourinho. Ten sam Jose Mourinho, który stanął na drodze ekipy z Anfield w trakcie gdy ta ostatnim razem zmierzała autostradą ku upragnionemu tytułowi mistrzowskiemu.

27 kwietnia 2014 roku był bez wątpienia jednym z najgorszych dni w sportowej karierze Stevena Gerrarda. Do tego momentu sezonu ówczesny kapitan zespołu z czerwonej części Merseyside dumnie prowadził swoich kolegów do chwały, która wydawała się na wyciągnięcie ręki. Na trzy kolejki przed końcem rozgrywek Liverpool miał pięć oczek przewagi nad wiceliderem ze Stamford Bridge oraz sześć nad piłkarzami z Etihad Stadium, którzy mieli do rozegrania zaległy mecz. Porażka w domowej potyczce z defensywnie usposobioną i skupioną na Lidze Mistrzów Chelsea odwróciła jednak wszystko do góry nogami.

Antybohaterem widowiska stał się właśnie angielski pomocnik, który w doliczonym czasie gry pierwszej połowy źle przyjął piłkę – a będąc precyzyjnym, wcale jej nie odebrał – poślizgnął się i wyświadczył przysługę Dembie Ba. Senegalczyk przejął futbolówkę, popędził w kierunku pola karnego, a następnie pokonał Simona Mignoleta. Gerrard był zdewastowany, lecz nawet w najczarniejszych scenariuszach nie mógł przewidzieć, co wydarzy się potem. Po przegranej z The Blues, podopieczni Brendana Rodgersa zremisowali z Crystal Palace mimo trzybramkowego prowadzenia, a wygrana z Newcastle była marną odpowiedzią na cztery zwycięstwa The Citizens z rzędu. To właśnie oni sięgnęli ostatecznie po tytuł, w czym znacznie pomogła im Chelsea (jej barw bronił wówczas między innymi Mohamed Salah!), prowadzona przez nikogo innego, jak właśnie Mourinho.

Portugalczyk jest więc dla The Reds istnym demonem przeszłości. Jeśli nie on, to prawdopodobnie już nikt i nic nie powstrzyma zawodników Jurgena Kloppa przed kolejnym, wielce wyczekiwanym sukcesem. Wobec dyspozycji i składu personalnego Tottenhamu należy się jednak zastanowić, czy 56-latek ma w ogóle odpowiednie narzędzia, by ponownie namieszać.

UTRZYMAĆ TREND

Cztery mecze, dwa zwycięstwa, remis i porażka. Bilans Arsenalu pod wodzą Mikela Artety nie rzuca na kolana, lecz wyniki nie do końca oddają wpływ Hiszpana na drużynę. Nie ukazują przecież schematów w grze, które funkcjonują coraz lepiej. Nie dają właściwego oglądu na progres poszczególnych piłkarzy, jak Mesut Oezil, Lucas Torreira czy nawet Nicolas Pepe. Nie pokazują również tego, jak sprawnie i kompleksowo były kapitan Kanonierów trafia do swoich podopiecznych. A że potrafi to robić wiemy choćby z ostatniego spotkania pucharowego z Leeds, które absolutnie zdominowało pierwszą połowę starcia na Emirates Stadium, a które po zmianie stron i naradach w szatniach nie miało praktycznie nic do powiedzenia i ostatecznie przegrało.

 


 

W sobotę Aubameyanga i spółkę czeka w teorii nieco łatwiejsze zadanie. Wprawdzie Crystal Palace to obecnie dziewiąta siła Premier League, lecz swoją pozycję Orły zawdzięczają w dużej mierze bardzo dobremu początkowi rozgrywek. Ostatnie trzy mecze to natomiast dwa remisy w lidze (z Southampton oraz Norwich), a także porażka z Derby County w Pucharze Anglii. Gdyby tego było mało, z mniejszymi lub większymi problemami zdrowotnymi zmaga się aż dwunastu zawodników Roya Hodgsona. Chcący reanimować swój sezon Arsenal zwyczajnie musi wykorzystać słabości rywala i utrzymać pozytywny trend. Na jego fali Kanonierzy mogą wpłynąć nawet na siódme miejsce w stawce.

WSZĘDZIE DOBRZE, ALE W DOMU NIEKONIECZNIE

Na pierwszy rzut oka starcie z piętnastym w tabeli Burnley nie powinno stanowić dla Chelsea przesadnie wielkiego wyzwania. Podobnie wydawało się jednak przed potyczkami The Blues z West Hamem, Bournemouth i Southampton, a mimo to, podopieczni Franka Lamparda polegli w każdej z nich. Co łączy je z meczem z The Clarets? Stamford Bridge.

To nie jest w tym sezonie twierdzą. Z dziesięciu ligowych spotkań domowych Tammy Abraham i spółka wygrali zaledwie cztery, tyleż samo przegrywając i dwa remisując. Jest w tym wprawdzie wyraźny element niefartu, albowiem londyńczycy zdobywają u siebie zdecydowanie mniej bramek (11), niż wskazywałby na to współczynnik expected goals (22,21) i tracą więcej (10) niż liczy ich expected goals against (8.49). Nie zmienia to jednak faktu, iż rola gospodarza nie jest dla Chelsea szczególną przewagą. W tym wypadku ściany ewidentnie nie pomagają.

Odmienienie niekorzystnej statystyki w najbliższej kolejce będzie o tyle trudne, że od powrotu do ekstraklasy w 2014 roku Burnley doznało tylko jednej porażki na Stamford Bridge. Z drugiej strony, z kim się przełamać, jak nie z zespołem, który poległ w trzech poprzednich kolejkach z rzędu?

MANCHESTER KONTRA OUTSIDER RAZY DWA

Kurz po derbach opadł szybciej niż się wzniósł, pora na powrót do ligowej rzeczywistość. W tej zaś zarówno Manchester United, jak i Manchester City zmierzą się z ekipami walczącymi o byt w elicie.

Ciut lepsze rezultaty osiąga rywal The Citizens – Aston Villa. Na tę chwilę The Villans znajdują się poza strefą spadkową, lecz margines błędu wynosi zaledwie punkt i po dwudziestej drugiej serii gier raczej się nie zwiększy. Drużyna Pepa Guardioli odzyskała bowiem wigor, znów zachwyca i ponownie jest nieprzewidywalna. Tego, że na Old Trafford Katalończyk pośle w bój cztery (!) fałszywe dziewiątki nie spodziewał się nawet najznamienitszy futbolowy myśliciel, nie licząc rzecz jasna samego autora pomysłu. Efekt był piorunujący, a przygotowania wcale nie takie skomplikowane – Kevin de Bruyne wyznał po czasie, iż przetrawienie taktyki zajęło zespołowi piętnaście minut…

 


 

Na Czerwone Diabły w zupełności wystarczyło. – Okres od straty bramki otwierającej wynik do końca pierwszej połowy, to najgorsze momenty naszej gry od dnia, w którym przejąłem drużynę. Nie potrafiliśmy zareagować na boiskowe wydarzenia. Spuściliśmy głowy. Podejmowaliśmy złe decyzje – stwierdził po spotkaniu z City Ole Gunnar Solskjaer. Wygrana z zamykającym tabelę Norwich nie zaleczy odniesionych ran, lecz trzeba ją osiągnąć.

BIAŁO-CZERWONI NA TLE REWELACJI

Leicester nie zwalnia tempa i konsekwentnie zmierza ku Lidze Mistrzów, beniaminek z Sheffield, pomimo dwóch ligowych porażek z rzędu, radzi sobie po awansie o niebo lepiej niż ktokolwiek się spodziewał. Teraz obu rewelacjom przyjdzie stanąć naprzeciwko zespołom, które znajdują się na wyraźnej fali wznoszącej.

Tak się składa, że barw tychże bronią Polacy – Jan Bednarek oraz Łukasz Fabiański. Southampton po raz ostatni poległo blisko miesiąc temu, notując od tego czasu cztery zwycięstwa i remis. Obrońca znad Wisły zaliczył w tym okresie kilka udanych występów i niezmiennie pozostaje mocną kartą w talii Ralpha Hasenhuttla. Nie gorszą pozycję w kadrze odziedziczonej przez Davida Moyesa ma Fabian, który wrócił po wyleczeniu urazu i na przestrzeni dwóch meczów zaliczył dwa czyste konta. O ile jednak 34-letni golkiper ma spore szanse na zatrzymanie ofensywy The Blades, o tyle byłemu defensorowi Lecha Poznań będzie bardzo trudno powstrzymać Jamiego Vardy’ego i spółkę. Wiosną starcie obu ekip zakończyło się przecież słynnym 0:9.

Co poza tym czeka nas w ten weekend na angielskich boiskach?

Podminowany porażkami z Manchesterem City oraz Liverpoolem Everton podejmie grające w kratkę Brighton, mocno sfatygowane Wolverhampton zmierzy się z pogrążającym się w marazmie Newcastle, a lekko podbudowane pucharowym zwycięstwem Bournemouth stanie na drodze odrodzonego Watfordu.

Czy Liverpool odgoni demona przeszłości? Czy Arsenal utrzyma pozytywny trend? Czy Chelsea przełamie niemoc na własnym boisku? Jak po derbach Manchesteru poradzą sobie ich uczestnicy? Co przyniosą mecze z udziałem Polaków? Niebawem poznamy odpowiedzi na wszystkie nurtujące pytania.

***

Sheffield United – West Ham
Typ PN: x

Crystal Palace – Arsenal
Typ PN: 2

Chelsea – Burnley
Typ PN: 1

Everton – Brighton
Typ PN: x

Leicester – Southampton
Typ PN: 2

Manchester United – Norwich
Typ PN: 1

Wolverhampton – Newcastle
Typ PN: 1

Tottenham – Liverpool
Typ PN: 2

Bournemouth – Watford
Typ PN: 2

Aston Villa – Manchester City
Typ PN: 2

MACIEJ SAROSIEK

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024