Przejdź do treści
Oskar Rybicki – Z bramki Arki do HSV

Polska Reprezentacja Polski

Oskar Rybicki – Z bramki Arki do HSV

Oskar Rybicki przygodę z futbolem rozpoczął w Arce Gdynia, skąd jak twierdzi dzięki szczęściu trafił do Hamburgera SV. Choć do występów w lidze niemieckiej mu jeszcze daleko, młodzieżowy reprezentant Polski wierzy, że zdoła zrobić karierę za granicą. Zawodnik z młodzieżowej Bundesligi w rozmowie z PilkaNozna.pl opowiedział o życiu w Niemczech.

Oscar Rybicki ciężko pracuje i marzy o swojej szansie w HSV

Ekstraklasa: Jak grały „młode wilki”? (2) – KLIKNIJ!

– Masz niespełna 19 lat, ale u naszych zachodnich sąsiadów mieszkasz już od dwóch lat. Jak to się stało, że wyjechałeś zanim usłyszeli o tobie kibice w Polsce?
– Podczas jednego z pobytów w Niemczech z Arką Gdynia rozegraliśmy dwa sparingi z HSV i Sankt Pauli. Drużyny te były od nas zdecydowanie lepsze przez co miałem sporo okazji do wykazania się. Robiłem co mogłem, ale i tak oba mecze wysoko przegraliśmy. Mimo to zostałem doceniony przez przedstawicieli HSV, którzy pół roku później przysłali mi do Arki zaproszenie na testy. Byłem bardzo tym faktem zaskoczony, ale nie zastanawiając się długo postanowiłem spróbować i przyjechałem do Hamburga na pięć dni. Na początek wziąłem udział w treningu, w którym uczestniczyli tylko testowani zawodnicy. Łącznie było nas dwunastu, z czego tylko połowę stanowili Niemcy. Następnie przez dwa dni uczestniczyłem w zajęciach zespołu HSV do lat 19, co wówczas budziło we mnie ekscytacje, ponieważ byłem dwa lata młodszy. Mimo różnicy wieku chyba nie wypadłem najgorzej, bo na koniec testów odbyłem rozmowę ze sztabem trenerskim, który zapewnił mnie, że niebawem się odezwie. Niespełna miesiąc później do Gdyni wpłynęła oferta dla mnie. Miałem szczęście, gdyż obowiązująca mnie z Arką umowa juniorska zbliżała się ku końcowi, dzięki czemu nie było żadnych przeciwwskazań dla mojego transferu. W ten oto sposób zostałem graczem Hamburgera.

– W kadrze drużyny z Imtech Arena nie ma jednak twojego nazwiska…
– Obecnie trenuje w drużynie U-23, a gram w zespole U-19, która występuje w młodzieżowej Bundeslidze. Rozgrywki te podzielone są na trzy regiony. Do mojego regionu przynależą między innymi takie kluby jak Werder Brema, Wolfsburg, Energie Cottbus czy Sankt Pauli. Poziom tych drużyn jest naprawdę wysoki, dzięki czemu nie ma nudnych meczów.

– Bundesliga pod względem frekwencji na stadionach należy do ścisłej czołówki. Czy młodzieżowe rozgrywki także cieszą się dużym zainteresowaniem kibiców?
– Mecze średnio ogląda około 500 osób. Czy to dużo czy mało nie wiem, bo nie mam porównania. Fajne jest natomiast to, że na większości spotkań pojawiają się trenerzy z Bundesligi, trochę rzadziej piłkarze. Ci jednak kilkukrotnie odwiedzili nas także w szatni po końcowym gwizdku. To wszystko to z pozoru szczegóły, które tak naprawdę dla młodych piłkarzy są bardzo istotnymi sprawami. Ogólnie w Niemczech jest chyba znacznie większe zainteresowanie piłką nożną niż w Polsce. W Niemczech o futbolu rozmawiają wszyscy i wszędzie. Nawet babcie w autobusie. W Polsce kibice mają problemy z wypełnieniem stadionów…

– Kolejnym etapem twojej przygody będzie zespół U-23?
– Drużyna U-23 tak naprawdę jest zespołem rezerw. W Niemczech drużyny te występują w trzeciej lub czwartej lidze niemieckiej, a tworzą je zawodnicy, którzy z różnych powodów nie łapią się do pierwszego zespołu.

– Jak zatem przyszłość rysuje się przed tobą?
– W grę wchodzi przedłużenie umowy z HSV. Patrząc obiektywnie, póki co mam niewielkie szanse, aby stanąć w bramce HSV w Bundeslidze, ponieważ konkurencja jest ogromna. Najbardziej prawdopodobny wariant to zatem wypożyczenie do klubu z III ligi niemieckiej, który gwarantowałby mi regularną grę. W Niemczech panuje taki zwyczaj, że piłkarz, który kończy wiek juniora jest wypożyczany właśnie do trzeciej ligi np. na dwa lata. Przez cały ten czas jest oczywiście obserwowany przez swój klub, by potem do niego powrócić i powalczyć o miejsce w kadrze pierwszego zespołu. Jak będzie ze mną to się jeszcze okaże. Nie chciałbym na razie spekulować na ten temat.

– Bierzesz pod uwagę powrót do Polski?
– Nie chce wracać do Polski, bo naprawdę wierzę że mogę coś osiągnąć w Niemczech. Mam tylko nadzieję, że sytuacja nie zmusi mnie do tego, żebym zmienił zdanie. Jeżeli miałbym wracać do ojczyzny to ewentualnie na zakończenie kariery.

– Jak odnajdujesz się w Niemczech po dwóch latach spędzonych na obczyźnie?
– Pierwszy rok spędziłem w internacie, natomiast obecnie wynajmuje mieszkanie z kolegą z drużyny. Mieszkamy tuż przy bazie treningowej, w pobliżu jest także wspomniany internat. W nim oprócz pokojów mieszkalnych znajdują się liczne biura, w których pracują ludzie, którzy się nami zajmują. Mamy zwracać się do nich w każdej sprawie, a oni natychmiast nam pomogą. Wszystko to po to, żebyśmy mogli się skupić na treningach.

– A szkoła?
– W poniedziałek, środę i piątek chodzę na kurs niemieckiego. We wtorki i czwartki przebywam w gimnazjum, które jest odpowiednikiem szkoły średniej w Polsce. Różnica polega na tym, że u mnie nie ma czegoś takiego jak plan lekcji. W Niemczech samemu wybiera się przedmioty, które chce się zaliczać, a odbywa się to w formie kursu.

– Czy w natłoku obowiązków szkolnych i piłkarskich znajdujesz czas na inne przyjemności?
– Największą przyjemnością jest dla mnie piłka nożna. Poza treningami, meczami i szkołą mam niewiele czasu wolnego. Plan dnia wygląda mniej więcej tak, że o 10 mam trening, potem od 12 do 15 jestem w szkole i o 18 mam kolejny trening. Wolne mam więc wieczory i czasem niedzielę. Czas poświęcam na czytanie książek i kontakt z najbliższymi. Czasem też oglądam telewizję.

– W Hamburgu mieszkasz już dwa lata. Zdążyłeś poznać kogoś z pierwszej drużyny HSV?
– Treningi zespołu rezerw, w których uczestniczę odbywają się często „boisko w boisko” z zajęciami pierwszego zespołu. Bardzo dobry kontakt mam z Artjomsem Rudņevsem, z którym mogę rozmawiać po polsku. Fakt, że w pobliżu biega Rafael van der Vaart czy Rene Adler na pewno motywują do jeszcze intensywniejszej pracy. Z tym drugim mam przyjemność co jakiś czas pracować na treningu bramkarskim Muszę przyznać, że zajęcia z nim były lepszą nauką niż jakikolwiek dotychczas rozegrany przeze mnie mecz. Oprócz Adlera poznałem także kilku innych zawodników podczas wspólnych treningów. Pamiętam, że kiedyś Dennis Aogo tak mnie „wkręcił w ziemię”, że chłopaki śmiali się, że przez trzy dni się „nie odkręcę”, bo usiadłem na tyłek i wstałem chyba ze trzy razy, a on jeszcze podciął nade mną piłkę (śmiech).

– Myślisz, że kiedyś na stałe możesz stać się częścią pierwszej drużyny?
– Czas pokaże. Nie wybiegam tak daleko w przyszłość. Póki co liczy się dla mnie to, abym grał jak najczęściej. Bardzo zależy mi też na grze w reprezentacji Polski u trenera Marcina Sasala. Na powołanie do kadry trzeba jednak zasłużyć, dlatego mam jeszcze większą motywacje do pracy. Wierzę że prędzej czy później oczekiwane efekty przyjdą.

rozmawiał Szymon BARTNICKI
foto: Facebook

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024