Old Trafford ma nowego idola
Za wszystkimi trzema golami, które padły w pierwszej połowie dzisiejszego meczu w Manchesterze, w większym lub mniejszym stopniu odpowiedzialny był Bruno Fernandes. Z tak grającym Portugalczykiem United może marzyć o ostatecznym triumfie w Lidze Europy.
Bruno Fernandes wyrasta na lidera Manchesteru United. (fot. Reuters)
– Mecze pucharowe bywają nieprzewidywalne. Nie możesz polegać na ich wynikach. Tym bardziej, że w Lidze Europy gra obecnie wiele dobrych drużyn – stwierdził na przedmeczowej konferencji prasowej Ole Gunnar Solskjaer. Norweg wysłał tym samym jasny sygnał: w kwestii walki o powrót do Ligi Mistrzów stawiamy na ścieżkę ligową.
Mimo to, w rewanżowej potyczce z Club Brugge świeżo upieczony 47-latek posłał na boisko całkiem silny zespół. W tym znaleźli się między innymi Harry Maguire, Aaron Wan-Bissaka, Luke Shaw, Fred, Daniel James oraz Bruno Fernandes. I to właśnie ostatni z wymienionych skradł dzisiejszego wieczora show.
Portugalczyk już w 3 minucie powinien był cieszyć się z trafienia. Na jego uderzenie z dystansu dobrze zareagował jednak Simon Mignolet, który zbił piłkę na słupek. Kilka chwil później Belg znów miał pełne ręce roboty, choć tym razem pomocnik Czerwonych Diabłów strzelił prosto w niego.
Bruno dopiął swego w 27 minucie. Wtedy to pewnie wykorzystał rzut karny, podyktowany za intencjonalne zagranie ręką Simona Deliego, które sędzia wycenił na czerwony kartonik. Były gracz Sportingu Lizbona stał się tym samym pierwszym Portugalczykiem od 2012 roku, który zdobywał bramki dla United w dwóch kolejnych występach. Wówczas owej sztuki dokonał Nani.
Mimo że Czerwone Diabły wjechały na autostradę prowadzącą do awansu, Fernandes ani myślał zwalniać tempa. Kilka chwil po otwarciu wyniku zaprezentował kapitalne podanie do Juana Maty, który zaliczył asystę przy golu Odiona Ighalo, zaś w 41 minucie odebrał piłkę w okolicy szesnastki gości, zagrał do Freda, a ten zanotował finalny pass przy trafieniu Scotta McTominaya. Dzięki temu, gospodarze udali się do szatni z trzybramkowym prowadzeniem.
Po powrocie na murawę tempo spotkania nieco spadło. United miało satysfakcjonujący je wynik, z kolei Brugge nie potrafiło nawiązać walki. W 65 minucie swój występ zakończył Bruno, którego zastąpił Jesse Lingard. Anglik zdążył jeszcze wziąć udział w akcji bramkowej, wszak niespełna kwadrans po jego wejściu rezultat starcia podwyższył Fred. Brazylijczyk był również autorem trafienia, które w 93 minucie ustaliło rezultat.
Podopieczni Solskjaera zameldowali się w ⅛ finału w zaskakująco komfortowym stylu. Z drugiej strony, z tak grającym Fernandesem zwyczajnie nie mogło być inaczej. 25-latek wyrasta nie tylko na lidera zespołu, ale też nowego idola Old Trafford.
sar, PiłkaNożna.pl