Przejdź do treści
Niespokojny awans spokojnych ludzi

Polska Reprezentacja Polski

Niespokojny awans spokojnych ludzi

– Baraży się nie gra, baraże się wygrywa – mówił selekcjoner Michał Probierz przed meczem. I właściwie na tym należy dyskusję zamknąć. To nie był spektakularny występ reprezentacji Polski. Przez 120 minut nie potrafiliśmy oddać w Cardiff celnego strzału, a pierwsze trafienia nastąpiły dopiero w konkursie jedenastek. Konkursie perfekcyjnym. Z tym że dobrych rzeczy było mimo wszystko nieco więcej.




Historię trzeba znać, ale żyć nią nie należy. Fakt, że raz tylko z Walijczykami przegraliśmy ponad pół wieku temu, że sześć razy z rzędu ostatnio wygraliśmy, był tylko ciekawostką. Niczym więcej, na pewno nie prognostykiem przed wtorkowym starciem.

Pytania więc się mnożyły, choć tak naprawdę wiele z nich powtarzało. Czy Estonia była miarodajnym tłem? Czy coś z tych czwartkowych, efektownych akcji biało-czerwoni będą potrafili przetransponować na stadion w Cardiff? Okażą się mięczakami czy podejmą walkę, bo bez tego rzekome przewagi jakościowe nad wyspiarzami mogły okazać się czysto umowne? Mocna ta Walia czy to jednak my faktycznie jesteśmy potęgami w „budowaniu” każdego rywala? Zmieni coś Michał Probierz, czy w wyjściowym garniturze pokazał się już w czwartek?
Nie zmienił. Uznał, że zespół, który gładko przejechał się po Estonii, zdoła wyszarpać awans w Cardiff. I uznał trafnie.

Drużyna od początku nieźle weszła w mecz. Nie było lęku, niewiele gapiostwa. Była odpowiedzialność, twarda walka, koncentracja, chłodne głowy i jednak spokój. On definiował przedmeczowego selekcjonera, być może udzielił się również drużynie. Brakowało nieco piłkarskiej sztuki i nie ma sensu tego ukrywać. Ryglowaliśmy, pressowaliśmy, podeszliśmy wysoko pod rywala na jego terenie, lecz fajerwerków nie pokazaliśmy. Tyle że cel był oczywisty – przepchnąć to. Było przy okazji kilka naprawdę jasnych postaci, na czele z rozgrywającym świetne i odpowiedzialne zawody Przemysławem Frankowskim. No i co ważne – żadnego odstawiania nóg. Grając z taką determinacją od początku eliminacji, pewnie od paru miesięcy czulibyśmy się finalistami Euro, dziś szlifując tylko formę w sparingach.
Piąty raz z rzędu weźmiemy zatem udział w finałach mistrzostw Europy. Ten trudny, mozolny awans jest niezwykle ważny, wprowadza spokój, stabilizację, nie wyrzuca nas na margines wielkiego futbolu. Pytań czy Probierz musi odejść – oczywiście nie będzie. On swoje zadanie wykonał. Podobnie jak Jerzy Brzęczek i Czesław Michniewicz, ale w przeciwieństwie do tamtych, jego nikt nie zwolni, nawet jeśli po meczu on sam rozbawiony żartował, że różnie z tym bywa…

– Zawsze jestem spokojny, emocje związane z piłką przeżywam dość łagodnie. Ten awans był naszym obowiązkiem od momentu losowania eliminacji. To, co działo się przez minione półtora roku, było nieakceptowalne – podsuwał w TVP Sport bohater meczu, Wojciech Szczęsny, który zatrzymał ostatnie uderzenie z wapna Walijczyków.

To prawda, było. Ale przecież o historii trzeba pamiętać, żyć nią nie warto… Niech Cardiff, wydarzenia boiskowe, spokój i pewność siebie w epilogu tej walki oraz wspólnie odśpiewany hymn z kibicami, zbudują w końcu tę drużynę.

Zbigniew Mucha

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024