Matteo Cancellieri, mówi Wam to coś? Nie? A powinno. W końcu to jeden z bohaterów ostatniej kolejki Ligi Mistrzów. A może antybohaterów?
TOMASZ LIPIŃSKI
Wiadomo było, że zostanie sławny. Rzymskie media nie mogły przecież przepuścić takiej okazji, jak odepchnięcie chłopca do podawania piłek przez napastnika Szachtara Facundo Ferreyrę, do stworzenia kolejnej miejskiej legendy.
BRUDNE GIERKI
Współczuły mu i użalały się nad tym, jak brutalnie i niesprawiedliwie został potraktowany podczas wypełniania obowiązków. Że piłkarzowi, w ogóle dorosłemu mężczyźnie, nie godziło się zaatakować chłopca: 16-letniego wychowanka klubu, który z powodu ran (stłuczenia ręki i kolana) poniesionych na posterunku mógł opuścić najbliższy mecz ligowy. Na pocieszenie od kapitana Daniele De Rossiego dostał koszulkę, mógł też o sobie poczytać w internecie, zobaczyć swoje zdjęcia w gazetach.
Z pewnością nie godziło się, ale krew by się wzburzyła i ręce zaświerzbiłyby nawet świętego. Była 75 minuta, trzeba było gonić wynik, ćwierćfinał się oddalał, czas uciekał, a jakiś smarkacz przechadzający się przed świetlnymi bandami reklamowymi (w myśl przepisów w ogóle nie powinno go tam być, jego miejsce było za, a nie przed) z jedną piłką przy nodze, z drugą pod pachą ani myślał którejś oddać. Zresztą już od dłuższego czasu trwała w najlepsze zabawa w chowanego na Stadio Olimpico. Jedni dobrze się bawili, drudzy dochodzili do granic wytrzymałości nerwowej. Jedni podpalili lont, więc nic dziwnego, że drudzy w końcu eksplodowali. Dlatego Komisja Dyscyplinarna UEFA niechybnie i słusznie nałoży też finansową karę na Romę.
Przy prowadzeniu gospodarzy 1:0 nawet nie musiał pójść żaden odgórny przekaz – chłopcy do podawania piłek działają z automatu: jak wynik jest neutralny, to jesteśmy poprawni i uważni, jak przegrywają nasi, to pełna mobilizacja i reagujemy szybciej niż zwykle, jak wygrywamy, stajemy się dziećmi zagubionymi we mgle, poruszającymi się w trybie slow motion i każdy udaje głupa. Piłka? Jaka piłka? Ja nie mam, może kolega?
To międzynarodowy sposób postępowania. Zdarzył się w Lidze Mistrzów, zdarza co weekend we wszystkich ligach świata. Choć według zaleceń International Board każdy z dziesięciu chłopców do podawania piłek, rozstawionych według ścisłych wytycznych (po trzech wzdłuż bocznych linii boiska i po dwóch za bramkami), powinien być wyposażony w piłkę, to nagle piłek zaczyna brakować. Albo nikną pod bandami reklamowymi, albo zostają spakowane do wora, albo cwany magazynier zawinie parę sztuk przedwcześnie do siebie. Co gorsza, wszyscy przymykamy oko na te brudne gierki, dajemy przyzwolenie na to bezczelne oszukiwanie, a kiedy zdarzy się taka sytuacja jak w Rzymie, to z obrzydzeniem patrzymy tylko na napastnika, kompletnie bagatelizując przyczynę jego afektu.
(…)
CAŁY TEKST MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (12/2018) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”