Przejdź do treści
Nie być tylko synem sławnego ojca

Ligi w Europie Liga Europy

Nie być tylko synem sławnego ojca

Ma 21 lat, legendarne nazwisko, a przed sobą wielkie perspektywy. Ianis Hagi przypomniał światu, jak ogromny drzemie w nim potencjał.
Ianis Hagi zawodnikiem Rangers FC jest od trzech tygodni. W tym czasie zdążył rozegrać sześć spotkań i strzelić już trzy gole (foto: Bruce White/Forum)


Rangersi przegrywali już 0:2 z Bragą na swoim stadionie. Wiele wskazywało na to, że szkocką drużynę czeka pożegnanie z Ligą Europy na etapie 1/16 finału. Wtedy Hagi pokazał, że jest zawodnikiem potrafiącym decydować o losach spotkań: najpierw zdobył kontaktową bramkę, świetnym strzałem umieszczając piłkę przy bliższym słupku, w końcówce natomiast trafił z rzutu wolnego, zapewniając gospodarzom zwycięstwo 3:2. Pierwszego gola strzelił lewą, drugiego prawą nogą. Potwierdził, że nie robi mu różnicy, którą z nich kopie piłkę. Trybuny Ibrox oszalały, a Rumun stał się nowym idolem niebieskiej części Glasgow.

– Ianis jest wybitnym talentem, a takie rozgrywki zostały stworzone dla niego – komplementował Hagiego menedżer Steven Gerrard. – To nie tylko talent, ale też walka. Ma ją w sobie. Chce wygrywać. Zapewnił nam magię oraz iskrę, dzięki której wróciliśmy do gry. Pierwsza bramka była znakomita: zdobył ją lewą nogą, którą według mnie ma słabszą, chociaż wciąż nie jestem tego pewien. A przecież ciążyła na nim duża presja, ponieważ jego tata był dzisiaj po raz pierwszy na trybunach Ibrox. Musiał być dumny.


Od tej postaci nie sposób uciec w niniejszej opowieści. Ianis musi mierzyć się nie tylko z rywalami na boisku, ale także z legendą własnego ojca. Gheorghe Hagi to najlepszy rumuński piłkarz w historii, jeden z czołowych zawodników świata przełomu lat 80. i 90. W 1994 roku doprowadził reprezentację do ćwierćfinału mundialu, a sam zapracował na czwarte miejsce w plebiscycie Złotej Piłki. Do listy osiągnięć Hagiego można też dopisać wychowanie potomka na świetnie zapowiadającego się gracza: Ianis uczył się w futbolu w akademii założonej przez Gheorghe. Szkółka Hagiego, której stworzenie kosztowało 11 milionów euro, jest dzisiaj jedną z największych i najnowocześniejszych w południowo-wschodniej części Europy.

– Noszenie nazwiska Hagi na koszulce niesie ze sobą presję. Jednak urodziłem się z nią, więc nie sprawia mi problemu – stwierdził syn słynnego ojca.

Ianis przyszedł na świat w 1998 roku w Stambule, w czasach, kiedy jego tata strzelał gole dla Galatasaray. Gheorghe był już u schyłku kariery i trzy lata później zawiesił buty na kołku. Rodzina wróciła do Rumunii, a Hagi senior poświęcił się pracy trenerskiej. W 2009 roku otworzył akademię, a wraz z nią Viitorul Constanta – klub będący miejscem promocji utalentowanych wychowanków szkółki. Właśnie taką drogę przebył Ianis, który premierowy występ w seniorskiej drużynie Viitorula zaliczył już jako 16-latek. Na boisko wpuszczał go ojciec, który w klubie jest człowiekiem-instytucją: zarządza nim (wspólnie z inną legendą rumuńskiego futbolu, Gheorghe Popescu), a od 2014 roku sprawuje także obowiązki trenera pierwszego zespołu.

W lidze rumuńskiej zdolny skrzydłowy (bądź ofensywny pomocnik) pograł tylko dwa sezony, w międzyczasie zostając nawet kapitanem drużyny. Ściągnęła go do siebie Fiorentina, jednak przeprowadzka do Włoch okazała się błędną decyzją. Ianis nie przebił się w kadrze seniorów, zdołał rozegrać zaledwie dwa mecze w Serie A. Minęło półtora roku i wszyscy zgodnie stwierdzili, że trwanie w tym układzie nie ma sensu: Viitorul odkupił od Violi swojego wychowanka za sumę o kilkaset tysięcy euro wyższą niż ta, za którą go sprzedawał. Opłacało się.

Młody Hagi wykonał klasyczny krok w tył, aby później zrobić dwa do przodu. W drużynie ojca grał na tyle dobrze, że zapracował na powołanie do kadry seniorów. W pierwszej reprezentacji zadebiutował w listopadzie 2018 roku w spotkaniu Ligi Narodów przeciwko Litwie.

Ubiegły rok był przełomowy w karierze Ianisa. Umocnił pozycję w drużynie narodowej, rozgrywając dziewięć meczów w eliminacjach Euro 2020. Paradoksalnie jednak więcej zyskał na występach w reprezentacji do lat 21: Rumuni okazali się rewelacją mistrzostw kontynentu, a gole Hagiego w meczach z Chorwacją i Anglią pomogły drużynie awansować do półfinału. Wtedy szersza publiczność po raz pierwszy dowiedziała się, że Hagi nie musi kojarzyć się już tylko z Gheorghe.

Krótko po zakończeniu młodzieżowego Euro po rumuńską gwiazdkę zgłosił się KRC Genk. Viitorul mógł oczekiwać już znacznie większych kwot niż skromne dwa miliony euro zapłacone przez Fiorentinę trzy lata wcześniej. Wynegocjował – według różnych szacunków – od ośmiu do nawet dziesięciu milionów plus procent od następnego transferu.

Jak zatem Hagi znalazł się w Szkocji? W barwach Genk szło mu tak sobie: grał regularnie, ale nie wywalczył stałego miejsca w jedenastce. Rundę jesienną bieżącego sezonu zakończył z trzema golami i czterema asystami w 14 występach. Ponadto zagrał w pięciu meczach fazy grupowej Ligi Mistrzów, lecz tylko raz od pierwszej minuty. Postanowił zmienić otoczenie, przynajmniej na jakiś czas. Z okazji skorzystali Rangersi, którzy wypożyczyli 21-latka na pół roku z opcją wykupu. Jeszcze kilka takich wieczorów, jak ten 20 lutego, a nikt w Glasgow nie będzie zastanawiał się nad sensem inwestowania w transfer definitywny.

Konrad Witkowski

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024