LKE: W Norwegii bez bramek
Lech w pierwszym meczu rywalizacji z Bodo/Glimt chciał zagrać na zero z tyłu. To się udało, lecz „na zero” poznaniacy zagrali też z przodu. I to może już niepokoić sympatyków Kolejorza.
W pierwszej połowie dominowali piłkarze z Norwegii. Bodo/Glimt postawiło Lechowi trudne warunki, Kolejorz praktycznie przez całe 45 minut się bronił, choć trzeba uczciwie przyznać, że gospodarze nie stworzyli sobie żadnej stuprocentowej sytuacji. Poznaniacy bronili się solidnie, widać było jednak, że Bodo prezentuje naprawdę wysoką jakość w ofensywie. Z czasem mistrz Polski zaczął nieśmiale dochodzić do głosu, lecz były to raczej nieregularne, często średniej klasy kontry niż fragment poważniejszej dominacji. Gracze Johna van den Broma mieli problemy z przedostatniem się pod pole karne rywala. Na przerwę oba zespoły schodziły przy wyniku bezbramkowym.
Po zmianie stron obraz gry wyglądał podobnie. Problemem Bodo była nieskuteczność i nieumiejętność przekłucia przewagi w optycznej w jakościowe sytuacje. Lech natomiast miał spore trudności z kreacją gry w ofensywie. Trener przyjezdnych wprowadził na początku drugiej części spotkania Filipa Marchwińskiego, który szybko znalazł się w dogodnej sytuacji na strzelenie gola, lecz nie wykorzystał szansy. Kolejorz rzadko potrafił stworzyć zagrożenie pod bramką gospodarzy. Widać było, że nadrzędnym celem ekipy Johna van den Broma było zachowanie czystego konta i wyjechanie ze Skandynawii bez nadbagażu bramkowego. I to się udało, choć tak słaba postawa w ataku może martwić poznańskich kibiców.
Za tydzień rewanż w stolicy Wielkopolski. O promocję do następnej rundy Lech powalczy więc na własnym boisku, gdzie potrafi ogrywać wyżej notowanych rywali. Bezbramkowy remis w Norwegii to dobry rezultat, tym bardziej biorąc pod uwagę, że Bodo zdominowało drużynę mistrza Polski, który przez większość spotkania musiał odpierać ataki gospodarzy. Wszystko w nogach podopiecznych Johna van den Broma.
jkow, PiłkaNożna.pl