Przejdź do treści
Les joueurs de Brest célčbrent la victoire avec leurs supporters FOOTBALL : Stade Brestois vs AS Saint Etienne - Ligue 1 - Journée 3 - 31/08/2024 BaptisteAutissier/Panoramic,Image: 903597867, License: Rights-managed, Restrictions: PUBLICATIONxNOTxINxFRAxBEL, Model Release: no, Credit line: Baptiste Autissier / imago sport / Forum

Ligi w Europie Liga Mistrzów

Jeszcze dalej niż Zachód

W Ligue 1 mają 19 punktów mniej od PSG, w Champions League aż 6 więcej od mistrza Francji. We wtorek bretońska rewelacja tych rozgrywek zmierzy się z Barceloną.

Zbigniew Mucha

Niedawno funkcjonowali na pograniczu profesjonalizmu i amatorstwa. Nie mają stadionu na Ligę Mistrzów, więc grają niby za miedzą, ale jednak w gościach – w każdym razie na mecz z Realem sprzedali już dawno wszystkie bilety. Mają 10 punktów w Champions League i bogatego właściciela, który jednak groszem nie szasta. Mają też pasję, ambicję i dumę. Są Bretończykami i piszą kapitalną historię.

FUTBOL W PORCIE

– A Bretania to region bardzo specyficzny – mówi Marek Jóźwiak, przez ponad cztery lata piłkarz EA Guingamp. – Jeśli Bretończycy wpuszczą cię już do swojego domu, jesteś dla nich jak rodzina, ale musisz zapracować na ich zaufanie. W pierwszym roku po przyjeździe do Guingamp organizowaliśmy urodziny mojego syna Łukasza, przyszło może pięć osób, najbliżsi koledzy ze szkoły. Kiedy zrobiliśmy urodziny po czterech latach pobytu, musiałem wynająć salę w klubie, bo pojawiło się 150 gości. Siła piłkarskiego Brestu, moim zdaniem, w ogromnym stopniu polega na znakomitej atmosferze wewnątrz klubu i szatni oraz właśnie dumie z reprezentowania miasta i regionu.

Bretania to kraina w północno-zachodniej Francji. Półwysep Bretoński oblewają od północy wody kanału La Manche, od południa Atlantyk. To kraina dość tajemnicza, inna od reszty Francji. Nie do końca odkryta, z dala od turystycznych szlaków, bez paryskiego klimatu, bez blichtru Lazurowego Wybrzeża. To mały region, raczej rolniczy. Sporo zieleni i natury w najczystszym wydaniu. Brest, za którym już właściwie tylko woda, to jeden z jej najważniejszych ośrodków. To najdalej na zachód wysunięte miasto francuskie tej wielkości. Nie przesadnej co prawda, bo liczy tylko 150 tysięcy mieszkańców, jest więc mniejszy od Radomia, ale historycznie to istotny punkt na mapie. Położenie nad Oceanem Atlantyckim sprawiało, że był liczącym się portem – zarówno w czasach rzymskich, jak i późniejszych.

Podczas II wojny światowej bazę miały tam niemieckie U-Booty, więc jej okolice były silnie bombardowane przez aliantów. Dziś pozostaje największym wojennym portem Francji, stacjonują tam okręty podwodne o napędzie atomowym (pierwszą bazę francuskiej marynarki stworzył tamże kardynał Armand Jean Richelieu!), jest również ostatnim przystankiem kursujących z centrum kraju pociągów TGV.

To region, gdzie ceni się ciężką pracę. To także region całkiem silny piłkarsko. Wielkich klubów w nim nie ma, lecz obecność na tak niewielkim obszarze Brestu, Lorientu, Guingamp, Rennes czy Nantes musi budzić szacunek. Inna rzecz, że klubowe gabloty w Bretanii nie pękają od nadmiarów trofeów. Kilka Pucharów Francji i piękne okresy w dziejach Nantes, kiedy Kanarki bywały najlepsze w całym kraju – to właściwie wszystko. Dziś wizytówką jest Stade Brestois, który jeszcze niedawno ocierał się o futbol amatorski, a w pięć lat przebył drogę z Ligue 2 do trzeciego miejsca w Ligue 1 i w konsekwencji do Champions League.

Z ZIEMNIAKAMI DO WIELKIEJ PIŁKI

W lipcu 2016 roku drużyna zakończyła grę na zapleczu L1 mniej więcej w środku stawki. Na pewno bliżej jej było do trzecioligowych zmagań pod szyldem Championnat National niż do skoku o szczebel wyżej, nie mówiąc już o Champions League, wspominki o której w kontekście tego klubu po pierwsze nikomu nie przyszłyby do głowy, a jakby przyszły, to wyglądałyby wówczas na głupi żart. W tej sytuacji przybycie nowego i bogatego właściciela, Denisa Le Sainta, było dość nieoczekiwane. W dodatku ten z miejsca oświadczył, że zamierza skończyć z bylejakością, chce by jego piłkarze grali z najlepszymi we Francji. O Europie skromnie nie wspomniał.

Teoretycznie powinno nagle zacząć się na północnym-zachodzie piłkarskie Eldorado. Le Saint, nazywający sam siebie „sprzedawcą ziemniaków”, to współwłaściciel – z bratem Gerardem, którego akurat bardziej zajmuje zarządzanie kobiecą drużyną Brest Bretagne Handball, z której uczynił krajową potęgę – rodzinnego przedsiębiorstwa założonego w 1958 roku przez ich rodziców. Początkowo firma zajmowała się tylko handlem świeżymi owocami i warzywami, z czasem rozszerzyła profil o mięso i ryby. Dostarcza je do francuskich supermarketów, notując kilkaset milionów euro rocznych obrotów. To druga największa firma francuska działająca w tym segmencie. Mimo znacznego majątku, pan Le Saint dość oszczędnie prowadzi piłkarski biznes. Budżet Stade Brestois w tym sezonie wystrzelił w górę, ale i tak szacowany jest na ledwie 48 milionów euro, należy więc do najniższych w Ligue 1, do której Bretończycy awansowali w 2019 roku.

Le Saint najpierw postanowił poszukać zaufanego człowieka, który od strony administracyjno-sportowej zarządzałby klubem. Znalazł go wśród zawodników. Doświadczonemu Gregory’emu Lorenziemu zakomunikował po prostu, by ten skończył z kopaniem piłki, a krótkie gacie zamienił na garnitur. Lorenzi był zaskoczony, ale wyzwanie podjął. Zastanawiał się jednak, w jaki sposób ma przekonać piłkarzy, których chciał skaptować, do przyjazdu do Brestu. Finansowo – niekoniecznie, prestiżowo – tym bardziej. W dodatku to ani Paryż, ani Monte Carlo, ani słoneczna Marsylia czy nowoczesny Lyon. To Brest. Tam niemal zawsze jest pochmurnie, tam nie ma ciężkich zim, ale i lata są takie sobie. Klimat oceaniczny, sporo opadów.

JAK NAMÓWIĆ PIŁKARZY?

Jest taki komediowy film francuski „Jeszcze dalej niż Północ”. Naczelnik poczty z Prowansji za karę zostaje przeniesiony do Bergues, miasteczka na dalekiej północy kraju, tuż przy belgijskiej granicy. To już naprawdę koniec Francji. Ta Północ wydaje mu się początkowo, jak każdemu przybyszowi z Południa, niczym Syberia, jak miejsce zesłania i koniec świata. Z czasem przekonuje się, że jest inaczej. Mówiąc pół żartem, pół serio, z futbolowym Brestem jest podobnie. Lorenzi więc daje radę. Sprowadza piłkarzy nieoczywistych, szuka czasem daleko, często jednak w okolicy. Klub słynie z tego, że zatrudnia ludzi na lata całe, bardzo często związanych z miastem bądź departamentem.

Zbyt wiele dyrektor zaoferować nie może. Średni roczny kontrakt wynosi w Breście 0,6 mln euro. Do Paryża (około 11 mln) nie ma sensu się porównywać, ale nawet lokalni sąsiedzi mają większe możliwości – Rennes 1,5 mln, Nantes – około 1 mln, Lorient – 0,7.

Przegląd najwyższych transferów w historii klubu również jest wymowny. Najwyższe przychodzące: Franck Honorat – 5 mln, Steve Mounie – 5, Mama Balde – 4,5. Najwyższe wychodzące: Romain Faivre – 15, Ibrahim Diallo – 12, Romain Perraud – 12, Honorat i Nolan Roux – 8.

Jedną z najlepszych decyzji Lorenziego był wybór aktualnego trenera. Za wyniki odpowiada bowiem zatrudniony w styczniu 2023 roku Eric Roy. Były futbolista, między innymi Lyonu, Marsylii czy Nicei, od ponad dziesięciu lat pozostawał poza zawodem. Zresztą nawet gdy wcześniej szkolił, to ledwie przez rok w Nice. Kręcił się wokół piłki, dyrektorował tu i ówdzie (między innymi w Anglii), był ekspertem telewizyjnym. Propozycja Lorenziego była zaskoczeniem, ale kiedy już zaskoczenie minęło – przyjął ją. Dokończył sezon, a potem zrobił coś, co nie śniło się nikomu. Z przeciętną kadrą, najstarszą w Ligue 1, w dodatku bez jednego z liderów, czyli sprzedanego za 8 mln do Borussii Honorata, zdobył brązowy medal. Wyprzedził wielkie francuskie marki, bazując na podstawach – zaangażowaniu, atmosferze, prostej i skutecznej piłce oraz mocnej, wyraźnie poprawionej defensywie.

Przy okazji jednak wykreował nieco gwiazdek. Dotychczas niekoniecznie zauważani, nagle znaleźli się na ustach piłkarskiej Francji. Mowa o takich jednostkach jak choćby Pierre Lees-Melou. Doświadczony pomocnik grał tak dobrze, że pojawiły się propozycje transferowe – między innymi z Rennes, które dawało 15 mln euro. Roy nie ma wątpliwości, że jego zawodnik zasłużył nawet na powołanie do reprezentacji.

– Lees-Melou to serce i płuca drużyny, jest fantastyczny, na szczęście przekonali go w klubie, by jeszcze poczekał z transferem – potwierdza Jóźwiak. – Brest prezentuje ogromną intensywność w grze, zaangażowanie zawodników jest niebywałe. Natomiast Kenny Lala, tłumacząc niedawno przyczyny sukcesów, nie miał wątpliwości, że za wszystkim stoi jedność, że nikt w lidze nie ma takiej atmosfery w drużynie jaka panuje w Brest.

POPROSZĘ CZAPKĘ TRENERA

Roy zdobył szacunek piłkarzy, sympatię kibiców i zaufanie właściciela. Fani w pewnym momencie wykupili w klubowym sklepiku wszystkie czarne czapki z daszkiem (– Każdy chciał czapkę słynnego trenera – zapewniał klubowy specjalista od merchandisingu), identyczne, jakich używa ich trener. Tak samo charakterystyczne dla niego, jak niebieskie dla Marka Papszuna.

Tych podobieństw z Rakowem jest więcej. Bretończycy nie grają przekombinowanej piłki. Zawsze starają się opierać na silnej dziewiątce. W poprzednim sezonie był kimś takim Mounie (odszedł wybierając słaby klub w Bundeslidze miast perspektywy gry w Lidze Mistrzów), dziś Ludovic Ajorque.

Liga Mistrzów zaskoczyła wszystkich zwłaszcza na polu organizacyjnym. Do inauguracji nowego stadionu droga jeszcze daleka. Wiekowy Stade Francis-Le-Ble nie nadaje się do poważnej piłki. UEFA szybko dała znać, że Brest musi szukać sobie innego boiska. Z czterech trybun dopuszczona przez europejską federację do użytku w LM została tylko jedna. Konstrukcje rurowe to nie jest standard wymagany przez UEFA (nawiasem mówiąc, podczas niedawnego huraganu wiatr zerwał blaszany dach na jednej z trybun…). Nie zgadzało się jednak więcej rzeczy – parkingi, miejsca dla VIP-ów i mediów, oświetlenie.

Latem nastała konieczność znalezienia boiska tymczasowego (jak Raków w Sosnowcu…). Powszechnie sądzono, że klub dogada się z Nantes, wybór Guingamp zszokował. Nie chodziło o odległość 70 kilometrów, ale fakt, że Guingamp to zaciekły rywal Brestu. Mecze między nimi to gorące regionalne derby. Tymczasem właśnie Stade de Roudourou stał się nowym domem Piratów. Co więcej, nawet kibice obu klubów na czas Ligi Mistrzów zawiesili wrogą działalność, więc na nowym boisku piłkarze Brestu czują wyłącznie wsparcie.

– Fani są niesamowici. Wybrali się ostatnio dużą grupą do Pragi na mecz LM ze Spartą. Kiedy na lotnisku w Nantes okazało się, że jest strajk, szybko zaczęto organizować transport zastępczy. Prosto z Nantes pociągami, z przesiadkami, albo samochodami bądź busami, ruszyli do Pragi. Zdążyli. Na meczu wspierało Piratów bodaj 1400 kibiców. Tacy są Bretończycy!

Brest to Departament Finistere. Finistere – jak koniec ziemi albo świata. Geograficznie pasuje jak ulał. Pod innym względem też. Dwa punkty przewagi nad Lille w poprzednim sezonie, 6 nad Niceą, 8 nad Lyonem, 11 nad Marsylią – przed Brestem rozgrywki zakończyły tylko Monaco i PSG. W Lidze Mistrzów wygrane ze Sturmem, Salzburgiem, Spartą i remis z Leverkusen, w efekcie czwarte miejsce po czterech kolejkach. To, co piłkarze Brestu wyczyniają w Europie, to właśnie przysłowiowy: „koniec świata”.

guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Wbudowane opinie
Zobacz wszystkie komentarze

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 49/2024

Nr 49/2024