El. ME: Demonstracja siły Anglików
Drugi mecz, drugie zwycięstwo. Anglicy pokonali w poniedziałkowy wieczór na wyjeździe Czarnogórę (5:1) i umocnili się na pozycji lidera w swojej grupie eliminacyjnej.
Anglicy odnieśli cenne wyjazdowe zwycięstwo (fot. Reuters)
Więcej szans na zwycięstwo dawano przed pierwszym gwizdkiem gościom, ale nie mogło być inaczej. Naszpikowana młodymi i utalentowanymi zawodnikami reprezentacja Anglii rozbiła na inaugurację eliminacji Czechy i chciała pójść za ciosem, od razu ustawiając się z roli zdecydowanego przodownika swojej grupy. Wiadomo jednak było, że Czarnogórcy nie zamierzają w tym spotkaniu występować w roli chłopców do bicia, tym bardziej, że jeszcze nigdy nie przegrali oni przed własną publicznością z Wyspiarzami.
Od pierwszych minut Anglia przejęła kontrolę nad wydarzeniami na boisku. Gospodarze mieli problem z tym, by przekroczyć linię środkową boiska i wszystko wskazywało na to, że bliżej otwarcia wyniku są podopieczni Garetha Southgate’a.
Jak się jednak okazało miejscowym wystarczyło pół okazji, by całkowicie odmienić losy meczu. W 17. minucie znakomitą akcją popisał się Marko Vesović z Legii Warszawa, który przypuścił szarże, poradził sobie z dwoma rywalami i niespodziewanie znalazł się w polu karnym Anglików i mógł oddać strzał. Przymierzył idealnie i Jordan Pickford nie miał nic do powiedzenia. Nic, zupełnie nic nie wskazywało na to, by to właśnie Czarnogóra mogła wyjść na prowadzenie.
Kiedy Anglicy otrząsnęli się z szoku po utracie gole, zaczęli wracać – powoli, a jednak – na właściwe tory. W 30. minucie udało się im doprowadzić do wyrównania po trafieniu Michaela Keane’a, który wykorzystał dośrodkowanie z rzutu wolnego i głową posłał piłkę do siatki.
Półfinaliści ostatniego mundialu poszli za ciosem i jeszcze przed przerwą to oni wyszli na czoło. Ostro na bramkę Czarnogóry uderzał Callum Hudson-Odoi, a tuż przed bramkarzem do piłki dopadł Ross Barkley, który z bliska nie mógł się pomylić. Wszystko wróciło więc do normy po trzęsieniu ziemi, które wywołał gol Vesovicia.
Jeśli Czarnogórcy chcieli po zmianie stron ruszyć do ataków i powalczyć o odrobienie strat, to ich plan bardzo szybko posypał się niczym domek z kart. W 59. minucie w polu karnym gospodarzy szarżował Raheem Sterling, któremu udało się wyłożyć – po lekkim rykoszecie – piłkę na środek pola karnego. Tam dopadł do niej Barkley, który dopełnił formalności.
Anglicy złapali wiatr w żagle, podczas gdy z Czarnogórców kompletnie uszło powietrze. Efekt? Rozluźnienie w obronie, strata na rzecz Sterlinga i rajd skrzydłowego Manchesteru City, który już w polu karnym wyłożył piłkę do Harry’ego Kane’a, a ten mając przed sobą jedynie bramkarza zrobił to co do niego należało.
Gościom wciąż jednak było mało i kiedy tylko nadarzyła się okazja, dołożyli na swoje konto jeszcze jedną bramkę. Sterling został obsłużony świetnym prostopadłym podaniem od rezerwowego Jordana Hendersona i w sytuacji sam na sam skierował piłkę do siatki między nogami golkipera Czarnogóry. Nokaut w Podgoricy.
***
W innym meczu tej grupy Kosowo podzieliło się punktami z Bułgarią (1:1).
gar, PiłkaNożna.pl