Dramat. Wstyd. Kompromitacja.
Wstyd i kompromitacja. Tak w telegraficznym skrócie można napisać o występie reprezentacji Polski w Pradze. Biało-czerwoni po dramatycznym meczu przegrali z Czechami 1:3. Tak słabego występu polskiej kadry dawno nie oglądaliśmy, choć końcówka w ich wykonaniu wyglądała całkiem nieźle.
Nie tak to miało wyglądać. Reprezentacja Polski pod wodzą debiutującego Fernando Santosa przegrała w Pradze 1:3.
To, co wydarzyło się na samym początku meczu w Pradze, zapisze się w negatywnej historii polskiej reprezentacji. Po trzech minutach gry (!) Polska przegrywała 0:2 (!!!). Już w 30. sekundzie Ladislav Krejci wykorzystał szereg błędów w naszej obronie i skuteczną główką skierował piłkę do siatki. W 3. minucie gry na 2:0 podwyższył Tomas Cvancara. Piłkę w środku pola stracił Linetty, później świetny Jurasek wygrał pojedynek biegowy z Cashem i Cvancara dopełnił formalności, trafiając z bliskiej odległości.
W 9. minucie problemy się nawarstwiły. Matty Cash doznał kontuzji mięśniowej i gracz Aston Villi nie był w stanie kontynuować meczu. Zastąpił go Robert Gumny, który prezentował się elektrycznie. Był zagubiony na boisku i popełniał szereg błędów.
Jak zatem wyglądała pierwsza połowa? Przez pryzmat Polaków – bardzo źle. Graliśmy bez stylu, jakości i skuteczności. Przy kilku akcjach biało-czerwoni błysnęli ciekawym rozegraniem, w 20. minucie Lewandowski zainicjował dobrą akcję zakończoną strzałem Frankowskiego, ale to tylko łyżeczka miodu w ogromnej beczce dziegciu. Czesi byli zdecydowanie lepsi, skutecznie kontrolowali mecz i utrzymywali swoje prowadzenie. Polacy często próbowali uderzać z dystansu, ale nie przynosiło to żadnego efektu. Było źle i pierwsza połowa po prostu tragiczna.
Po przerwie Fernando Santos zdecydował się na dwie zmiany w składzie. Z boiska zszedł bardzo słaby do przerwy Karbownik i Bielik. W ich miejsce pojawili się odpowiednio Skóraś i Świederski.
Przez chwilę polska gra była nieco ożywiona. Polacy mieli przewagę w środku pola, ale kompletnie nic z tego nie wynikało. Nasi zawodnicy nabijali serię krótkich podań, ale nie przenosili ciężaru gry pod bramkę Czechów, którzy zwolnili tempo, ale cały czas mieli kontrolę meczem.
W 64. minucie było już w po meczu. Czesi z dziecinną łatwością zdobyli trzeciego gola. Alex Kral dostrzegł Jana Kuchtę przed polską bramką i czeski duet bez żadnego problemu ograł całą linie polskiej defensywny.
Do końcowego gwizdka nie działo się nic ciekawego na boisku. Optyczna przewaga należała do Polaków i tyle. Byliśmy flegmatyczni, bezpłciowi i nijacy. Nieco lepiej gra Polaków wyglądała w samej końcówce, w 87. minucie honorową bramkę zdobył Damian Szymański. Tym razem do Czesi popełnili błąd w defensywie i dość szczęśliwie piłka wpadła do siatki. Ożywieni Polacy szukali kolejnych goli, ale nie udało się wykonać zadania.
O tym meczu najchętniej wszyscy powinni zapomnieć, bo tak dramatycznego występu naszej kadry dawno nie oglądaliśmy. Fernando Santos ma kilka dni na wyciągnięcie wniosków z potężnej liczby błędów.
młan, PiłkaNożna.pl