Przejdź do treści
Co się stało z Leo M.?

Ligi w Europie Inne ligi

Co się stało z Leo M.?

Cristiano Ronaldo pojawiał się we wszystkich dyskusjach o Realu Madryt jeszcze dwa lata po odejściu z tego klubu, natomiast ostatnio złapałem się na tym, że rozmawiając regularnie w magazynie Canal+Sport poświęconym lidze hiszpańskiej „Hola La Liga” i na innych forach o Barcelonie od dawna nie użyłem nazwiska Leo Messiego, a inni dyskutanci też nie uznawali go za stosowne przywoływać, strzelam – od października. Cristiano bowiem walił dla Juventusu gola za golem po opuszczeniu Madrytu, natomiast Messi uskładał dotychczas w Ligue 1 raptem cztery dla PSG.



To co stało się z Messim po zmianie klubu jest, nie bójmy się tego określenia, zjazdem stulecia. Nagle piłkarz, który od trzynastu lat strzelał w każdym sezonie co najmniej 31 goli we wszystkich rozgrywkach teraz, na kilkanaście dni przed końcem obecnego cyklu 2021-22, ma ich 9 (cztery w lidze plus pięć w Champions)! Tego nie przewidywali najwięksi pesymiści i leosceptycy, od lat twierdzący, że Messi nadaje się tylko do grania w Barcelonie, bo skoro w reprezentacji Argentyny jest cieniem samego siebie z rozgrywek klubowych, to jest to dowód ostateczny jego ograniczeń. Leoentuzjaści, do których się zawsze zaliczałem, odpowiadali im, że to wina taktyk kolejnych selekcjonerów reprezentacji albiceletes i w ogóle prędzej niekorzystnych układów planet niż słabości samego asa. A tuż, masz ci los, wyszło na ich. Owszem, można bronić Messiego mówiąc, że w samej Ligue 1 ma 13 asyst, że obił słupki bramek rywali rekordowe w całej jej przebadanej przez Optę części historii dziesięć razy, ale, umówmy się, bronienie Leo Messiego przy użyciu takich argumentów bardziej mu uwłacza, niż go usprawiedliwia, sadzę, że sam Messi czytając takie adwokackie przemowy myśli sobie: a idź się gościu powieś.

Wytłumaczenie fenomenu, czy raczej antyfenomenu, fenomenu a rebours Messiego w Paryżu pewnie stanie się kiedyś przedmiotem poważnej rozprawy naukowej. Zdrowie przecież chłopu dopisuje, wiek ma młodszy niż Cristiano i równy Karimowi Benzemie, jest otoczony wybitnymi partnerami, ligę dostał do okiełznania zdecydowanie słabszą niż miał, na zdrowy rozum powinien zatem strzelać nadal. A nie strzela. Myślę, że pierwszym i największym jego problemem jest Kylian Mbappe. Młody Francuz, jak to mówią młodzi, wciągnął w tym sezonie Messiego nosem. Goli w lidze strzelił o dwadzieścia więcej, a i w asystach też prowadzi. Messi nigdy nie dał kolegom z zespołu argumentu przemawiającego za tym, by grali na niego, a nie na dotychczasowego asa. A od odejścia z Barcelony Ronaldinho w 2008 roku, La Pulga był w klubie tym bezdyskusyjnym liderem. Mógł robić co chciał. Tutaj zaś główne miejsce, w polu karnym, było zajęte, a jego właściciel nie zamierzał się posuwać. Messi powędrował więc gdzie indziej, czyli do tyłu, dzięki czemu jego permanentna ewolucja w konstruktora gry dobiegła szczęśliwego końca, bo nazywanie dziś Messiego napastnikiem PSG jest grubym nadużyciem.

Myślę, że nikt tak jak Messi nie ucieszy się z odejścia Mbappe do Realu. I dopiero jeśli to się stanie, w nowym sezonie definitywnie przekonamy się, czy Argentyńczyk nadaje się do gry poza Barceloną, czy się nie nadaje. Zostałby z Neymarem, dostałby do obróbki młodego Darwina Nuneza, znów mógłby poczuć się szefem, puto amo, jak mawiają Hiszpanie. Tego właśnie, poczucia, że jest puto amo, najbardziej Argentyńczykowi w Paryżu brakuje i z tego powodu nie potrafi rozwinąć skrzydeł. Ale ja bym Messiego przedwcześnie nie skreślał.

LESZEK ORŁOWSKI

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024