Legia Warszawa żegna się z Ligą Mistrzów, ale nie żegna się z europejskimi pucharami. Mistrzowie Polski wygrali przy Łazienkowskiej 1:0 z Astaną, ale do awansu zabrakło jednego gola.
Foto: C. Musiał
– Oby strzelić im gola przed przerwą, później pójdzie z górki – słychać było w rozmowach kibiców przed meczem. Z biegiem czasu granica zdobycia pierwszej bramki była systematycznie przesuwana. Najpierw sześćdziesiąta, później siedemdziesiąta minuta, aż w końcu oczekiwanie fanów przerwał na kwadrans przed zakończeniem regulaminowego gry Jakub Czerwiński, który wykorzystał dośrodkowanie Sebastiana Szymańskiego z rzutu rożnego.
Do zdobycia gola gra Legii nie porywała. Trudno było doszukiwać się pomysłu w zespole Jacka Magiery na sforsowanie dobrze zorganizowanej kazachskiej defensywy. Najlepszym zawodnikiem w ekipie mistrzów Polski był Michał Kopczyński, który dwoił się i troił w środku pola, ale Kopa nie jest typem piłkarza, który potrafi niekonwencjonalnym podaniem rozmontować obronę rywali. Od takich zadań był duet Thibault Moulin – Guilherme, ale Francuz raczej spowalniał grę niż przyspieszał. Z kolei Guilherme w pierwszej połowie jednym z najbardziej aktywnych legionistów, starał się jak tylko potrafił, ale po przerwie trochę zgasł.
Inna sprawa, że w 69. minucie Guilherme został cofnięty na lewą obronę za Adama Hlouska, którego zastąpił Szymański. Czeski obrońca zagrał co najmniej poprawnie, ale większych fajerwerków nie było – może poza akcją z pierwszej połowy, kiedy świetnie dośrodkował na głowę Armando Sadiku, ale nowy snajper stołecznego zespołu zmarnował doskonałą sytuację i uderzył prosto w bramkarza rywali. Po raz kolejni fani zatęsknili za skutecznością Nemanji Nikolicia i Aleksandara Prijovicia, którzy nie zwykli takich okazji marnować.
Trener Magiera postanowił, że w 58. minucie za Sadiku wszedł Kasper Hamalainen. Fin kilka dni temu rozstrzygnął losy ligowego meczu z Sandecją, ale w starciu z Kazachami nie wniósł kompletnie nic. Operował za plecami Michała Kucharczyka, jednak niewiele z tego wynikało.
Kazachowie zdawali sobie sprawę, że awans mają na wyciągnięcie ręki, dlatego mniej więcej od 30. minuty nie za bardzo się spieszyli. Można nawet powiedzieć, że od około 60. minuty mieli problem z przygotowaniem fizycznym, gdyż co chwila jeden z piłkarzy ubranych w żółte koszulki leżał na murawie i prosił kolegów lub sztab medyczny o pomoc.
Legii ostatecznie zabrakło jednej bramki do wywalczenia awansu do IV rundy eliminacji Ligi Mistrzów. Błąd Krzysztofa Mączyńskiego z doliczonego czasu gry z meczu w Astanie okazał się kluczowy… Teraz przed mistrzami Polski walka w Lidze Europy. Rywala w ostatniej fazie eliminacji LE poznają w piątek. Bramy Champions League zostały zatem znowu zamknięte dla polskiego klubu. Mamy nadzieję, że nie będziemy musieli czekać kolejnych 20 lat na awans do najważniejszych piłkarskich rozgrywek na świecie…
Warto podkreślić kapitalną atmosferę, jaką w środowy wieczór stworzyli fani mistrzów Polski. Najpierw zademonstrowali efektowną oprawę nawiązującą do 73. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, a później przez pełne 90 minut wspierali swoich ulubieńców głośnym, a czasami wręcz ogłuszającym, dopingiem. Do pełni szczęścia jednak zabrakło awansu.
Z Łazienkowskiej,
Paweł Gołaszewski