Manchester United awansował do następnej rundy Pucharu Anglii. Czerwone Diabły w powtórzonym meczu 1/32 finału pokonały Wolverhampton (1:0).
Wilki tym razem nie były straszne piłkarzom Manchesteru United (fot. Reuters)
Pierwsze starcie tych drużyn na Molineux zakończyło się bezbramkowym remisem, a wszyscy ci, którzy pamiętają tamten mecz doskonale wiedzą, że nie należało ono do zbyt emocjonujących. Powtórka na Old Trafford miała stać na zdecydowanie wyższym poziomie, jednak fakt rozgrywania zawodów na boisku Czerwonych Diabłów wcale nie czynił z nich zdecydowanych faworytów do odniesienia zwycięstwa.
Jak się okazało, takie myślenie wcale nie było przypadkowe, ponieważ od pierwszych minut grę prowadzili goście, którym jeszcze przed upływem kwadransa udało się wyjść na prowadzenie. Po katastrofalnym błędzie Freda, który nabił rywala i pozwolił dojść do piłki Pedro Neto, ten ostatni znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem i trafił do siatki. Jak się jednak okazało, do akcji musiał wkroczyć VAR, który wykazał, że zawodnik Wolves zagrał futbolówkę ręką i dlatego trafienie zostało anulowane.
Podopieczni Nuno Espirito Santo grali to, do czego przyzwyczaili nas od początku sezonu. Wilki lubią atakować i absolutnie nie miało dla nich znaczenia, że grają na boisku tak utytułowanego przeciwnika, skoro ten miał problem z zawiązaniem składanego wypadu zaczepnego.
Im dalej w mecz, tym jednak coraz większą przewagę zaczął zyskiwać Manchester United, a gospodarze stworzyli sobie kilka niezłych okazji na zdobycie bramki. W bardzo dobrej formie znajdował się jednak John Ruddy, który przynajmniej w trzech sytuacjach ratował skórę swoim kolegom.
Po zmianie stron na boisku przez kilkanaście minut wiało nudą, a kibice zgromadzeni na trybunach i przed telewizorami musieli posiłkować się dobrą kawą, by nie zasnąć. Na przełom trzeba było nieco poczekać, ale miejscowi fani mogli stwierdzić, że było warto. W 68. minucie Juan Mata został wypuszczony na czystą pozycję i wychodząc na pozycję sam na sam z bramkarzem, pokonał go sprytną podcinką.
Obrońcy Wolves kontestowali jeszcze decyzję sędziego, uważając, że Hiszpan był na spalonym, jednak VAR bardzo szybko rozwiał wszelkie wątpliwości i okazało się, że gol został zdobyty zgodnie z literą przepisów.
Ole Gunnar Solskjaer zdecydował się wpuścić w drugiej połowie na boisko Marcusa Rashforda, jednak ten wytrzymał na placu boju zaledwie kilka minut. Anglik doznał kontuzji pleców i mógł kontynuować gry, schodząc z grymasem bólu na twarzy do szatni.
Wynik zmianie już ostatecznie nie uległ i po końcowym gwizdku, to gospodarze mogli wznieść ręce w geście triumfu. Jeśli zaś chodzi o wspomnianego Solskjaera, to ten po raz pierwszy w karierze zdołał pokonać Espirito Santo.
gar, PiłkaNożna.pl