Już czterokrotnie w tym sezonie decydował o zwycięstwach Manchesteru City, strzelając gole w ostatnich minutach. Pep Guardiola go sobie ułożył, a teraz 22-latka doskonali. A jednak bywają dni, że w Anglii na Raheema Sterlinga wciąż wylewa się krytyka.
MICHAŁ ZACHODNY
„Łączy nas piłka”
Od momentu, gdy Sterling dostaje piłkę na prawym skrzydle, widać, jaki ma zamiar – zbiec do środka i uderzyć obok dalszego słupka. Robi kilka kroków, markuje strzał, ale wciąż ma przed sobą czterech rywali. Pewnie młody Anglik się temu nie dziwi, w końcu jest 95 minuta, a Southampton desperacko trzyma się remisu 1:1. Sterling musi krótko podać do Kevina De Bruyne’a, ale szybko dostaje zagranie zwrotne. Teraz ma czas, ma miejsce. Przyjmuje, robi krok i podkręca piłkę tak, że ta wpada w samo okienko. Kibice wybuchają radością tak, jakby był to gol na wagę tego, którego strzelił Sergio Aguero w maju 2012 roku, gdy Manchester City zdobywał mistrzostwo Anglii. Wtedy też była to piąta minuta doliczonego czasu.
Dziś nikt tak na to trafienie Sterlinga nie spojrzy, ale jeśli na koniec sezonu Manchester City będzie miał nad rywalami przewagę maksimum sześciu punktów, to największe podziękowania będą się należały właśnie jemu.
Spójrzcie: Sterling ratuje remis City z Evertonem w drugiej kolejce golem w 83 minucie. Pięć dni później trafia w siódmej minucie doliczonego czasu gry, a drużyna Guardioli wygrywa na wyjeździe z AFC Bournemouth. Z West Bromwich Albion to jego trzecie trafienie rozstrzyga kwestię pełnej zdobyczy punktowej dla City. Z Huddersfield na trzy dni przed wspomnianym wyżej meczem z Southampton znów nadszedł Sterling time – 84 minuta i 2:1 dla jego zespołu. A dodajmy do tego jeszcze rozstrzygnięcie z 88 minuty przeciwko Feyenoordowi w fazie grupowej Ligi Mistrzów – a jak, na wagę awansu do fazy pucharowej – by otrzymać pełen obraz najlepszej i wcale nie tak tajnej broni najpoważniejszego kandydata do mistrzostwa kraju.
A przecież jeszcze rok czy dwa lata temu Sterling był przez angielskie media nazywany nie inaczej niż rozpieszczony dzieciak, a tabloidy goniły za nim, niuchając skandalów towarzyskich lub przesadnie drogich zakupów. Mało w tym wszystkim było prawdziwej piłki, radości z gry i popisów na boisku.
HEJT ZAMIAST SZACUNKU
Ta postawa angielskich mediów zasługuje na dygresję. Jest powód, dla którego Guardiola chciał Sterlinga pozyskać, jeszcze będąc szkoleniowcem Bayernu Monachium – Raheem to po prostu cholernie utalentowany piłkarz. W większości europejskich krajów chłopak o takim potencjale byłby może nie utrzymywany w bańce mydlanej, nie chroniony przed krytyką, ale przynajmniej – przynajmniej! – nie deprecjonowany przez kibiców i dziennikarzy. Tymczasem w kontekście Sterlinga już wielokrotnie w Anglii sugerowano, że się zapomniał, zagubił i zatracił. Do tego stopnia, że sam piłkarz kilka miesięcy przyznawał, że „ma twarz, której kibice nie lubią oglądać”. Jeszcze wcześniej określił siebie mianem tego znienawidzonego.
Tak, Sterling żyje bajkowym życiem. Kilka godzin po powrocie z nieudanego dla Anglii Euro 2016 w sieci pojawiły się ujęcia z mediów społecznościowych, na których Raheem chwalił się kolegom swoim ferrari i range roverem. Zarabia ponad sto tysięcy funtów tygodniowo, otrzymał kilka milionów za sam transfer z Liverpoolu do Manchesteru City. Jednak jeszcze będąc piłkarzem klubu z Anfield, przysięgał, że nie jest chłopcem patrzącym wyłącznie na pieniądze. Wtedy odrzucił ofertę przedłużenia i trzykrotnego podniesienia kontraktu, ponieważ był przekonany, że gdzie indziej ma szansę na zdobywanie trofeów. – Oczywiście, że chodziło o lepszą możliwość rozwoju, ale też myślałem, że w City przestanę pojawiać się jako bohater informacji, gazetowych tytułów. Chciałem skupić się na piłce, by nagłówki były właściwe. Jest mi z tym trudno, ponieważ ludzie wyrobili sobie na mój temat opinię i niewiele mogę z tym zrobić – przyznawał w wywiadzie dla SkySports.
Smutnie brzmi ta wersja Sterlinga. W kraju, którego kibice co dwa lata domagają się sukcesu na międzynarodowych turniejach, jakby nie było możliwości, by normalnie, spokojnie rozwijał się największy talent. Zagląda mu się do sypialni i do portfela, wyciąga brudy ze śmietnika, wskazuje jako pierwszego winnego w razie porażek. Jego historia, zamiast być inspiracją, jest przedstawiana jako ostrzeżenie. Prawda, że smutna ta Anglia?
GWIZDY ZAMIAST OKLASKÓW
Tymczasem Sterling powinien być dumnym przykładem dla zawodników, których na łamach „Piłki Nożnej” opisywaliśmy kilka tygodni temu – zwycięzców młodzieżowych turniejów. Tam też grają utalentowani piłkarze, ale może nie zawsze tak zmotywowani jak on, nie zawsze tak przebojowi i tak uparcie stawiający na swoim. A przecież nazwisko Sterlinga było tym, które w ośrodku treningowym Liverpoolu wymawiano szeptem, jakby panował strach, że głośne pochwały zapeszą szansę na wypromowanie takiego talentu. Kilka lat później jeden z fanów tego klubu zaatakował Raheema po wygranym przez City finale Pucharu Ligi, szarpiąc go i krzycząc mu w twarz, że jest pieprzonym judaszem. Gdyby tylko takie zachowanie było napiętnowane przez tabloidy bardziej niż którykolwiek z luksusowych zakupów Sterlinga…
Jego historia powinna opierać się na sukcesie. Chłopca wychowującego się najpierw w kiepskiej dzielnicy stolicy Jamajki, a później w cieniu londyńskiego Wembley. Sterling jako 11-latek trafił do akademii Queens Park Rangers, po trzech latach grał w drużynie U-18, ponoć dzięki niemu na mecze juniorów przychodziło po 500 widzów. Połowa z nich to byli skauci. – Nie wierzyłem własnym oczom. Pod kilkoma względami był trochę „surowy”, ale i tak to największy talent, jaki widziałem. W każdym meczu pokazywał coś ekstra, pełnię swoich możliwości – opisywał Sterlinga dyrektor akademii Liverpoolu Frank McParland w książce „The Nowhere Men” Michaela Calvina. I ten klub zdecydował się wyłożyć milion funtów, choć Tottenham kilka miesięcy wcześniej nie zdecydował się na Sterlinga, mogąc go mieć za piątą część tej sumy.
To 22-latek, który już ma ponad 170 występów w Premier League, 35-krotnie reprezentował seniorską drużynę narodową, grał na mistrzostwach świata i Europy. A mimo to wciąż zdarza się, że kibice reprezentacji Anglii go wygwizdują. Ostatnim razem we wrześniu, gdy wchodził na ostatnich dziesięć minut meczu ze Słowacją (2:1). Kilka dni wcześniej został zdjęty w przerwie spotkania z Maltą, gdy Anglia bezbramkowo remisowała na wyjeździe. Zgrupowanie drużyny Garetha Southgate’a odbywało się tuż po meczach ligowych City, któremu golami Sterling zapewnił remis i zwycięstwo.
GOLE ZAMIAST KRZYKU
W domu ma Jose Mourinho, w klubie czeka na niego Guardiola. To pierwsze to oczywiście żart, który Sterling sam przedstawił w jednym z wywiadów. Tak mówi o swojej matce, Nadine, która samotnie wychowała jego i trójkę rodzeństwa. – Ona naprawdę myśli, że jest nim! Po każdym meczu dostaję wiadomości od znajomych i rodziny, ale od niej kilkanaście razy dostałem reprymendę: „Nie jesteś tak często w polu karnym, jak powinieneś. Musisz być bliżej bramki, by mieć łatwiej!”. A gdy miałem 17 lat, to nie wiedziała tak wiele, znała głównie zasady. Teraz wysyła mi uwagi dotyczące aspektów, które naprawdę staram się poprawić. I fakt, że ma rację, jest najbardziej irytujący! – śmiał się Sterling w rozmowie ze SkySports.
– Ale Sterling musi wiedzieć, co ma zrobić na boisku. To takie oczywiste: znajomość planu, struktury zespołu i tego, co drużyna ma do wykonania, co on ma w niej wykonywać. Widać postęp, zwłaszcza pod względem tego, gdzie biega, gdzie ma się znajdować. Przejrzysta filozofia Pepa mu sprzyja i go rozwija. Jest w tym sezonie niesamowity, strzelając gole, biorąc na siebie odpowiedzialność w takich meczach jak ten z Huddersfield. To on wygrał rzut karny, strzelił zwycięskiego gola – oceniał na żywo Thierry Henry, ekspert Sky i były piłkarz, który coś wie o wygrywaniu spotkań za cały zespół.
W tygodniu po golu strzelonym Feyenoordowi świat obiegło nagranie z treningu Manchesteru City: ruch Sterlinga w rozegraniu akcji bramkowej jest złączony z obrazkami, jak Guardiola ekspresyjnie tłumaczy piłkarzowi zachowanie na boisku w analogicznych sytuacjach. Podaj i wyjdź na pozycję. A chwilę wcześniej spójrz na to, co jest za tobą, gdzie możesz wbiec. I po prostu zrób to, wykończ akcję. Proste? Nie w tempie, które narzuca filozofia trenera, nie przy rywalach, którzy chętnie wykorzystają każdą niepewność, by wślizgiem wybić ci piłkę.
RELACJA ZAMIAST KONFLIKTU
Ich relacja jest w kontekście pracy Guardioli w Manchesterze naprawdę wyjątkowa, ponieważ Sterling to piłkarz dla Hiszpana idealny. Nie napastnik – Pep przyznaje, że napastników nie jest w stanie wyuczyć wykończenia – ale skrzydłowy, piłkarz, którego kreatywność nadaje sens wcześniejszemu długiemu i cierpliwemu tkaniu długich akcji. To zawodnikom takim jak Sterling mówi, jak mogą tworzyć przewagę, jak się powinni poruszać, jak gubić rywali, gdzie szukać kolegów… – On wie, że musi strzelać gole na swojej pozycji, jeśli ma wejść na wyższy poziom. W takich drużynach jak City nie przetrwa się bez dostarczania liczb – mówił publicznie Pep.
– Wreszcie cieszy go strzelanie goli, nie boi się podejmować ryzyka na boisku. Jego ostatnie podanie musi się poprawić. Mając więcej cierpliwości, by dostrzec małą przestrzeń, w którą powinno się zagrać, ci najlepsi piłkarze wybierają dobre rozwiązania – dodaje Hiszpan. W jego sztabie to Mikel Arteta jest kolejnym, który po zajęciach zostaje ze Sterlingiem i dodatkowo pracuje nad jakością podania, skutecznością wykończenia akcji, przyspieszeniem w odpowiednim momencie. – A Raheem chce się poprawić, chce więcej strzelać, podawać – mówi Guardiola.
Właśnie pod względem skuteczności Sterling poprawił się najbardziej. W poprzednim sezonie wcale nie strzelał rzadziej, nie trafiał mniej dokładnie… Teraz jest po prostu dwa razy skuteczniejszy. Czyli te uderzenia są mocniejsze, bardziej precyzyjne, piłkę posyła poza zasięgiem bramkarza. Czy nie jest to idealne odzwierciedlenie efektów powtarzalności z treningów? Niemal co trzeci strzał Sterlinga (32 procent) kończy się golem.
Jeszcze zanim nadszedł grudzień, Sterling przebił zeszłoroczny wynik bramkowy, jest najlepszym strzelcem w drużynie, przewyższa i Gabriela Jesusa, i Sergio Aguero. – To dla niego najlepszy okres w karierze – przyznaje Guardiola. – Wcześniej był dobrym zawodnikiem, robił fajne akcje, ale teraz wygrywa nam mecze. Jest silniejszy, nie traci tak wielu piłek. Prowokuje faule przeciwnika w sytuacjach jeden na jednego.
Dla menedżera, którego pierwszy, tak wyczekiwany w City sezon zakończył się bez trofeum, jest to może pierwszy znaczący symbol zmian. W świetny start nowego sezonu – trzynaście wygranych meczów i jeden remis – jeszcze niektórzy wątpią, jeszcze wyrokują kryzys w wyniszczającej zimie. Guardiola wątpliwości wobec swojego projektu zna doskonale: od czepiania się, że nie uczy wślizgów, do udowadniania, że jego zespół nie wygrywa drugich piłek, będąc zbyt skupionym na dokładnych podaniach. Można tę kwestię porównać do wątpliwości w stosunku do Sterlinga – jakby ich niepowodzenia napędzały biznes, powodowały triumfalizm ekspertów i kibiców przeciwnych filozofii Guardioli, przeciwnych charakterowi Raheema.
Dlatego latem Pep wziął 22-latka na rozmowę i powiedział mu, że dla niego jest to sezon z cyklu „teraz albo nigdy”. Zawzięli się obaj. – Statystyki Raheema Sterlinga pokazują, że Pep Guardiola nie rozwinął go jako piłkarz – brzmi tytuł artykułu „Daily Mail” z ostatniego dnia sierpnia. Wtedy trwała gorączka ostatnich godzin okienka transferowego, zapowiadano wymianę na linii MCity – Arsenal, w którą wchodzić miały pieniądze, Sterling i Alexis Sanchez. Do niczego nie doszło, dziś Sterling ma statystyki, Manchester City ma punkty, a Guardiola piłkarza, którego za nic by już nie oddał.
ARTYKUŁ UKAZAŁ SIĘ TAKŻE W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA” (49/2017)