Przejdź do treści
Newcastle United FC v Manchester City FC Newcastle United Manager Eddie Howe and Newcastle United defender Dan Burn 33 after the match during the Newcastle United FC v Manchester City FC English Premier League match at St.James Park, Newcastle, England, United Kingdom on 28 September 2024 Editorial use only. All images are copyright Every Second Media Limited. No images may be reproduced without prior permission. All rights reserved. Premier League and Football League images are subject to licensing agreements with Football DataCo Limited. see https://www.football-dataco.com Copyright: x/EveryxSecondxMediax ESM-1143-0305,Image: 914819052, License: Rights-managed, Restrictions: , Model Release: no, Credit line: IMAGO / imago sport / Forum

Ligi w Europie Premier League

Zgadzają się tylko wyniki. Co się dzieje z Newcastle United?

Nawet najlepszy punktowo początek sezonu od blisko trzech dekad nie pozwolił Newcastle United zakłamać ponurej rzeczywistości, w której niewzmocniony w letnim oknie transferowym zespół prezentuje się na boisku źle, a czołowi pracownicy klubu toczą między sobą zimną wojnę.

Maciej Sarosiek

fot. imago sport / Forum

Umożliwił jedynie odłożenie w czasie konsekwencji tych czynników i uniknięcie kryzysu absolutnego. Gdyby bowiem na St. James’ Park nie zgadzały się wyniki, nie zgadzałoby się nic.

WIĘCEJ SZCZĘŚCIA NIŻ UMIEJĘTNOŚCI

Sroki zainaugurowały zmagania ligowe zwycięstwem z Southampton. Tydzień później zremisowały z Bournemouth. Ogranie Tottenhamu oraz Wolverhampton poprzedziły wyeliminowaniem Nottingham Forest z krajowego pucharu. Pierwszy raz od kampanii 2000-01 górowały nad przeciwnikami w obu premierowych występach w randze gospodarzy. Po czterech kolejkach należały do liczącego pięć ekip grona niepokonanych. Zajmowały trzecie miejsce w tabeli. Miały w dorobku dziesięć oczek – mniej tylko od bezbłędnego Manchesteru City, więcej niż na analogicznym etapie któregokolwiek z minionych 28 sezonów. W erze Premier League zaledwie dwukrotnie weszły w rozgrywki lepiej, za owianej legendą pierwszej kadencji Kevina Keegana, gdy jego podopiecznych nazywano Zabawiaczami.

Pozytywne rezultaty potwierdziły poczynione przed startem rywalizacji założenie, że Newcastle będzie silnym pretendentem do uzyskania kwalifikacji do europejskich pucharów, włącznie z Ligą Mistrzów. Jego gra pozostawiała jednak wiele do życzenia. Nie przekonywała ani ekspertów, ani kibiców, ani postronnych obserwatorów. Najbardziej krytyczni z nich dostrzegali w osiągnięciach Bruno Guimaraesa i spółki więcej szczęścia niż umiejętności. Niebezpodstawnie. Southampton (przez ponad godzinę operujące w przewadze jednego zawodnika) i Tottenham ich zdominowali, ale nie wykorzystali stworzonych okazji bramkowych. Bournemouth do dziś nie potrafi zrozumieć, dlaczego sędziowie uznali, iż oddając uderzenie na wagę niedoszłego zwycięstwa, Dango Ouattara pomógł sobie ręką. Nottingham Forest poległo dopiero w serii rzutów karnych.

Piłkarze i szkoleniowiec nie próbowali zmienić odczuć publiczności słowami. – Nie wznieśliśmy się na wyżyny z zeszłego sezonu, lecz znajdujemy sposoby, by wygrywać, co jest ważne – stwierdził Harvey Barnes po spotkaniu z Wolverhampton. – Możemy grać dużo lepiej. Wspaniale, że notujemy dobre wyniki, ale musimy zachowywać większą stabilność w trakcie meczów. Chcemy wejść na wyższy poziom – wtórował w tym samym momencie Fabian Schaer. – Wiemy, że nasz występ nie był perfekcyjny. Wiemy, iż możemy radzić sobie lepiej. Jestem zachwycony, że wygrywamy, nie grając na miarę posiadanego potencjału. Aby zwyciężać regularnie musimy jednak się poprawić, mamy do tego spore pole. Zwyciężanie rodzi pewność siebie, a nic innego nie podnosi jakości twoich występów tak jak ona. Mam nadzieję, że triumfowanie pomimo kiepskiej gry stanowi dla nas dobry omen na resztę sezonu – oznajmił Eddie Howe po starciu z Tottenhamem. Przed potyczką z Fulham dodał: – Często zdarza się, iż wygrywasz, nie korzystając z piątego biegu, a z trzeciego czy czwartego.

Problem w tym, że zamiast prędkość zwiększyć, Sroki ją zredukowały. Na tle The Cottagers wypadły jeszcze gorzej niż w zestawieniu z wcześniejszymi oponentami i poniosły pierwszą porażkę. Zachodząca rdzą kosa trafiła na kamień. Odpowiedź na tkwiące w głowach fanów pytanie „Skoro zwyciężamy, grając źle, co będzie, kiedy zaczniemy grać dobrze?” na razie nie padła. Lepsza postawa w spotkaniu z Manchesterem City przyniosła remis.

ZGUBIONA TOŻSAMOŚĆ

Newcastle dokuczają niedostatki w każdym z fundamentalnych elementów futbolu. Broniąc, zezwala rywalom na oddawanie zbyt dużej liczby strzałów, celnych i groźnych, czego świadectwem współczynnik traconych goli oczekiwanych, zaś skutkiem faktycznie tracone gole oraz brak czystych kont z wyjątkiem tego zachowanego w meczu z Southampton. Błąd goni błąd. Kuleje krycie, utrzymywanie wyznaczonej pozycji, ograniczanie przeciwnikom wolnej przestrzeni, pressing. Po spowodowanej urazem, długiej przerwie od gry Nick Pope nie gwarantuje regularności w zatrzymywaniu lecących w jego kierunku piłek, raz ratuje drużynę, innym razem ją pogrąża. Na bokach defensywy rotują Tino Livramento z Kieranem Trippierem i Lloyd Kelly z Lewisem Hallem – żaden nie błyszczy. W środku widać nieobecność Svena Botmana, który upora się z kontuzją dopiero na przełomie roku.

Rozgrywając i atakując, podopieczni Howe’a są nieprecyzyjni lub wręcz niechlujni. Stąd mnogość niedostarczonych podań i trudności z kreowaniem dogodnych szans bramkowych. Mało kontaktów z futbolówką w polu karnym oponenta i rzadkie uderzenia w niebezpieczny dla niego sposób. Guimaraes – noszący od niedawna opaskę kapitańską – zawodzi. Odizolowani i pozbawieni należytego serwisu Anthony Gordon oraz Alexander Isak też. Tylko Barnes się wyróżnia, trafiając do siatki z imponującą skutecznością.

Generalnie ekipie z St. James’ Park brakuje energii, intensywności w działaniach z piłką i bez niej, niezmordowanego przypierania rywali do muru. Tego, co cechowało ją w rewelacyjnym sezonie 2022-23, zwieńczonym kwalifikacją do Ligi Mistrzów. – Gdzie zgubiliśmy naszą tożsamość? Na czym polega plan taktyczny? – dociekają zaniepokojeni kibice. Bezowocnie.

ZAKUPOWE NIEPOWODZENIE

Swoje piętno odcisnęło niewątpliwie trudne, nieudane okno transferowe. Nad rzekę Tyne mieli przybyć nowi stoperzy (preferencyjnie Marc Guehi i Tosin Adarabioyo), prawoskrzydłowy (najlepiej Michael Olise, ale Anthonym Elangą nikt by nie pogardził) i rezerwowy bramkarz (priorytetem był James Trafford). Przybyło dwóch golkiperów treningowych (John Ruddy i Odysseas Vlachodimos), obrońca potrafiący grać w środku i z boku (Kelly) oraz napastnik przejawiający nie lada potencjał, ale niegrzeszący doświadczeniem (William Osula). Kadra nie została realnie wzmocniona ani choćby poszerzona. I o ile nie można przesądzić, że sprowadzenie wymarzonych zawodników pozwoliłoby uniknąć wszystkich przedstawionych wyżej kłopotów, o tyle należy założyć, iż przynajmniej części owszem.

Przyczyny zakupowego niepowodzenia były dwie – konieczność podporządkowania się zasadom finansowym Premier League i awersja do przepłacania. W pierwszych oknach transferowych w erze obecnych właścicieli klubu Newcastle zaszalało do tego stopnia, że dobiło do granicy prawa. Jej przekroczenie oznaczałoby surową karę, sportowo mierzoną prawdopodobnie w dwucyfrowej liczbie ujemnych punktów. To dlatego w czerwcu, przed końcem okresu rozliczeniowego, Sroki usilnie dążyły do sprzedaży piłkarzy (finalnie Yankuba Minteh odszedł do Brighton, a Elliot Anderson do Nottingham Forest), powodując zamęt na rynku i w szatni. Dlatego w kolejnych miesiącach musiały rozważnie zarządzać funduszami. Nic więc dziwnego, iż nie chciały dać się naciągnąć, zapłacić za gracza więcej, niż jest on w ich opinii wart. Za koronny przykład służy saga dotycząca Guehiego. Uiściły cztery oferty kupna Anglika, lecz Crystal Palace każdą odrzuciło, podbijając cenę. NU przestało licytować przy 65 milionach funtów na stole. Do finalizacji transakcji nie doszło.

Kibice zdają sobie sprawę z regulaminowych ograniczeń, jednak nie pojmują, czemu pieniądze proponowane za Guehiego nie zostały zainwestowane w innego zawodnika. Wzbudziło to w nich wątpliwość co do ambicji właścicieli, tego, czy rzeczywiście pragną wprowadzić drużynę na piłkarski szczyt, jak głoszą od przejęcia udziałów. Przywołało wspomnienia mrocznych czasów panowania poprzedniego włodarza, gdy klub dysponował środkami finansowymi, ale z nich nie korzystał.

– To było najtrudniejsze okno transferowe w mojej karierze trenerskiej – przyznał Howe, funkcjonujący w zawodzie od 2008 roku. Zapytany, czy kadra, którą dysponuje, jest słabsza niż w minionym sezonie, odparł wymownie: – Da się uargumentować tę tezę.

– Z pewnością popełniliśmy błędy w naszej strategii – stwierdził natomiast Paul Mitchell, dyrektor sportowy Newcastle.

PODZIAŁ ZAMIAST JEDNOŚCI

W ewaluacji ostatnich działań transferowych Srok obaj są zgodni. W ocenie ruchów wykonanych we wcześniejszych okresach wymian piłkarzy, szczególnie zaraz po pojawieniu się na St. James’ Park Saudyjczyków, nie – zatrudniony w lipcu Mitchell podważa ich przydatność, Howe, który był za nie współodpowiedzialny, je broni, uważa za udane, przypomina skomplikowane okoliczności (brak struktury dyrektorskiej, niejasna przyszłość ligowa), w jakich podejmowano decyzje. Nie osiągnęli jednogłośności również w kwestii częstotliwości kontaktów w trakcie letniego okna – pierwszy wspomina codzienne, długie rozmowy, drugi oświadczył, iż nie otrzymywał regularnych informacji na temat postępów w negocjacjach transferowych.

Między Anglikami ewidentnie iskrzy. Przekonują, że cenią się wzajemnie i że chcą razem pracować, lecz nie unikają sprzeczek na forum publicznym. Choć Howe twierdzi, iż w klubie panuje jedność, linia podziału, po drugiej stronie której stoi Mitchell, jest wyraźna. Zacięcie rywalizują o wpływ na rozwój drużyny, ponieważ dyrektor odebrał szkoleniowcowi lwią część władzy w tej dziedzinie.

Dla dobra Newcastle napięcie w relacji czołowych postaci należy czym prędzej rozładować. Prawdopodobnie nigdy nie zostaną przyjaciółmi, ale powinni kooperować, by przyszłe okna transferowe były lepsze, a zespołowi łatwiej przychodziła dobra gra. Trener to wie. – Nie sądzę, że musimy się bratać – mówi. – Musimy współpracować na rzecz wyższego dobra, którym zawsze są klub i pozytywne wyniki. Zawsze będę walczył o to, co uważam za długoterminowo właściwe dla klubu, ale chodzi o współpracę. Nie może być tak, iż jedna osoba dyktuje warunki działania.

Następna szpileczka wbita w dyrektora sportowego? Sympatycy Srok wolą wierzyć, że nie. Zgoda buduje, niezgoda rujnuje. A przecież kolejne okno tuż-tuż, wypada już planować transfery. Do wydania są poważne pieniądze. Do wzmocnienia wyglądająca na murawie mizernie drużyna.

guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Wbudowane opinie
Zobacz wszystkie komentarze

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024