Wspomnienie Gowarzewskiego: Tych telefonów będzie brakować
Dawno, dawno temu, w poniedziałki o 7 rano zwykle dzwonił telefon – stacjonarny, innego nie miałem. Kiedy dzwonił, wiedziałem, że to Roman Hurkowski po nocnym dyżurze koniecznie chce mi przekazać jakąś informację. I z reguły nie były to fajne informacje – dowiadywałem się ile głupot w nocy znalazł w moich tekstach nim puścił do druku. Ale nawet kiedy opieprzał, robił to w dobrej intencji. Po czasie, po kilkunastu latach, tych telefonów mi już brakowało.
Dlaczego o tym wspominam teraz, przy okazji śmierci Andrzeja Gowarzewskiego? Mieli z Romanem swoje racje, często się spierali, kłócili, ale – takie mam wrażenie – też szanowali. Natomiast wspominam o tym, ponieważ kiedy dzwonił Redaktor Gowarzewski, również nabierałem podskórnego wrażenia, że coś zawaliłem. Tak naprawdę tylko raz, może dwa, zbeształ mnie mocno – to całkiem niedużo biorąc pod uwagę jego temperament. Znacznie częściej jeśli dzwonił, to żeby za coś podziękować – tak miał, po prostu. Na przykład za wzmiankę o nowej pozycji spod znaku GiA. Tak jak ostatnio, przy okazji recenzji kolejnego albumu. Nie omieszkał przy tym wspomnieć, że pomyliłem się podając liczbę zdjęć. Akurat – pomyślałem – przecież z sufitu tego nie wziąłem tylko z notki zamieszczonej w książce. Dla świętego spokoju następnego dnia jednak sprawdziłem. Miał rację.
I już wiem, że tych telefonów też będzie brakować.
Nie znałem Go zbyt dobrze, kilka spotkań osobistych, znacznie więcej telefonicznych. Nie chcę pisać o Nim jako wielkim pasjonacie (wszyscy wiedzą, że takim był), ani wybitnym dziennikarzu (tudzież znakomitym publicyście!), znawcy dyscypliny (przecież to oczywiste), człowieku idącemu często pod prąd, aby w zgodzie z własnym sumieniem. Nie piszę o jego dokonaniach (są znane), ani zachwycającym archiwum (byłem, widziałem) – chcieliśmy w „PN” stworzyć reportaż pod roboczym tytułem „Jak to się robi w Katowicach”, bo to ewenement na skalę światową – stworzyć takie wydawnictwo i takie pozycje, jakich próżno szukać gdzie indziej. Reporter był umówiony, pandemia przesunęła pomysł w czasie…
Miałem udział przy powstaniu ledwie kilku książek spod znaku GiA, ale zaproszenie do tej ekipy stanowiło wyróżnienie i zaszczyt. Pamiętam, gdy wyjął z biurka moją wersję pierwszego z wysłanych mu tekstów. Z trudem odczytywałem druk, tak był pokreślony. Zwykła, choć tak naprawdę niezwykła, bo dziś już rzadko spotykana adjustacja. Jej skala była dla mnie zawstydzająca, ale też pouczająca.
Nie ma wątpliwości, że usystematyzował cały polski futbol, stał się jego najbardziej skrupulatnym i wiarygodnym kronikarzem. Przeczytałem właśnie pożegnalny tekst Marka Wawrzynowskiego. Są w nim zdania ważne i prawdziwe, więc dwie opinie po prostu zacytuję.
Kazimierz Marcinek: – Andrzej wychodził często z założenia, że wie więcej niż rozmówca. Zazwyczaj zresztą tak było.
Leszek Jarosz: – Nie ma poważnego dziennikarstwa sportowego bez odniesienia się do pracy Gowarzewskiego. Jego „Encyklopedia piłkarskich mistrzostw świata” to dzieło fundamentalne, punkt odniesienia dla historyków futbolu na całym globie.
Odszedł człowiek, który wręcz tworzył futbolową historię, przy czym nie cierpiał, gdy mówiono o nim jako historyku. Zależało mu natomiast, by o szeroko pojętej załodze GiA mówiono, że nie tylko piszą, co wiedzą, ale też wiedzą, co piszą. Zapewne Jego najbliżsi współpracownicy będą kontynuować ideę, którą przez tyle lat rozwijał Andrzej Gowarzewski – wszyscy mamy taką nadzieję. Przecież choćby spektakularnej i unikatowej, wielotomowej serii MISTRZOSTWA POLSKI. STULECIE, do końca jeszcze daleko…
Nie zdążył wydać książki o Erneście Wilimowskim, którą zapowiadał i rozbudzał apetyty. W głowie miał zresztą więcej pomysłów. Umawialiśmy się na telefon w połowie listopada, próbowałem dodzwonić się w poprzedni poniedziałek – mieliśmy porozmawiać o pewnej książce, a właściwie ustalić szczegóły tyczące produkcji, bo decyzja o jej powstaniu zapadła wcześniej. We wtorek oddzwonił Darek Leśnikowski z informacją, która za chwilę zmroziła całe środowisko piłkarskie.
Paweł Czado napisał na Twitterze, że skończyła się pewna epoka i – niestety – wiedział, co pisze.
FELIETON UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (NR 47/2020)