Widzew najadł się strachu, ale ostatecznie zaznał smaku zwycięstwa
Tyle że po wygranej nad Lechią Zielona Góra, trener Daniel Myśliwiec ma więcej powodów do zmartwień niż radości. Widzew dopiero po rzutach karnych pokonał drużynę z czwartego poziomu rozgrywkowego.
Widzew próbuje wydostać się z dołka, w którym znalazł się w ostatnich tygodniach. Po ostatnim spotkaniu z Górnikiem Zabrze delikatnie ulało się trenerowi Danielowi Myśliwcowi, który zwrócił uwagę na to, że zawodnicy trenowali kiepsko.
Po pierwszych 45 minutach ekipa z najwyższej klasy rozgrywkowej przegrywała ze zdecydowanie niżej notowanym rywalem 0:1. Bramkę dla zielonogórzan zdobył z rzutu karnego Mateusz Lisowski.
Łodzianie wzięli się za odrabianie strat w drugiej części spotkania. Najpierw w 66. minucie wyrównał Said Hamulić, a trzy minuty później goście objęli prowadzenie za sprawą Kamila Cybulskiego.
Kiedy wydawało się, że Widzew zwycięży po 90 minutach, znów do głosu doszła Lechia. Przemysław Mycan strzałem głową pokonał Jana Krzywańskiego.
Długo na tablicy wyników utrzymywał się remis, ale w 115. minucie Jakub Sypek wyprowadził drużynę z alei marszałka Józefa Piłsudskiego na prowadzenie.
Osiem minut później znów mieliśmy remis. Nieprawdopodobną wolą walki wykazali się zielonogórzanie. Już w doliczonym czasie gry arbiter wskazał na wapno po tym, jak piłkę ręką z linii bramkowej wybił Samuel Kozlovsky. Słowak został za to zagranie wyrzucony z boiska. Do futbolówki ustawionej na jedenastym metrze ponownie podszedł Mateusz Lisowski, który nie zwykł się mylić.
Do wyłonienia zwycięzcy potrzebny był konkurs rzutów karnych. W czwartej serii pomylił się Przemysław Mycan z Lechii, łodzianie byli bezbłędni. Widzew gra dalej, ale był to kolejny wstydliwy występ zawodników Daniela Myśliwca. (FT)