To już dziś! Kto faworytem LM? City, Real, a może niespodzianka?
We wtorkowy wieczór początek nowej edycji Champions League. Zmieniło się wiele, od formatu do wysokości premii, nie zmienili się faworyci. Ich grono niezmiennie pozostaje wąskie, a za największych uchodzą Manchester City i Real Madryt.
Zerkając w ubiegłym tygodniu na kursy jednego z polskich bukmacherów, widać było wyraźnie, że The Citizens i Los Blancos to najwięksi faworyci do triumfu. Za nimi była jeśli nie przepaść, to jednak spory dystans w stosunku do następnych, jeżeli chodzi o wysokość kursów. Podobnie zresztą szacowały szanse superkomputery Opty. Według ich wyliczeń, po dokonaniu 10 tysięcy symulacji przebiegu sezonu, MC ma 25,3 procent szans na zdobycie uszatego pucharu, Real Madryt – 18,2, a potem Inter Mediolan – 10,9, Arsenal – 6,2 i Bayer Leverkusen – 5,4.
9
Tyle triumfów w LM ma Real Madryt. Licząc z Puchar Mistrzów – 15.
Co do pierwszej trójki wypada się zgodzić, choć może niekoniecznie przyznać aż taką przewagę City nad Realem. Z prostego powodu – Liga Mistrzów to naturalne środowisko Królewskich. Niezależnie od tego, w jakiej są dyspozycji, jak ich szanse są szacowane, oni są po prostu fachowcami od wygrywania. Real w swojej historii 15 razy był najlepszy w Europie – 6 razy w czasach Pucharu Mistrzów, aż 9 gdy kontynentalną piłką klubową zawładnęła Liga Mistrzów. Jako jedyny klub był w stanie obronić trofeum, a nawet zdobyć je trzy razy z rzędu. Są obrońcami trofeum, mają skład mocniejszy niż w poprzednim sezonie. Co prawda bez Toniego Kroosa, ale za to z Kylianem Mbappe. Jedyny problem jest taki, że Francuz wciąż sprawia człowieka głodnego nie tyle piłki i trofeów, co odpoczynku. Od niemal dwóch lat nie miał porządnego urlopu.
Dlaczego tak wysoko stoją notowania Manchesteru City? Bo jak mają stać w przypadku mistrza Anglii o którym wszyscy mówili, że brakować mu może motywacji, tymczasem nowy sezon Niebiescy zaczęli koncertowo?
O brak motywacji nie martwił się Pep Guardiola. Czynnikiem motywującym jego piłkarzy miała być niepewność związana z tym, czy menedżer przedłuży wygasający wkrótce kontrakt, czy nie. Warunkiem nieodzownym była chęć ujrzenia głodnej drużyny. I taką Guardiola widzi. W dodatku dość nieoczekiwanie wzmocnioną zawodnikiem, który był kluczową postacią we wspaniałej kampanii 2022-23; mianowicie Ilkayem Guendoganem.
Barcelona tak zafiksowała się (niby słusznie) na punkcie Daniego Olmo, że szukając oszczędności zasugerowała Niemcowi możliwość wcześniejszego rozwiązania kontraktu. Kilka telefonów, kilka rozmów i wszyscy są szczęśliwi. City mają znów Guendogana, ten ma szansę na powtórkę sprzed dwóch lat (w Barcelonie jednak wygranie LM to dość iluzoryczna sprawa). Poza tym wszystko w drużynie pięknie gra, a najpiękniej Erling Haaland – zdobywca 9 bramek w czterech pierwszych kolejkach Premier League, co oznacza rekord tychże rozgrywek. Sęk w tym, że Norweg wypoczęty zawsze jest w gazie na początku sezonu. Pytanie czy dotrwa w formie do późnej wiosny?
W pierwszej kolejce rywalem City będzie Inter. A zatem powtórka finału LM sprzed ponad roku. Tamten finał piłkarze Guardioli wygrali dość szczęśliwie. Nerazzuri personalnie są silniejsi niż dwa lata temu, w ostatnich dniach formą nie imponowali, ale ta kampania rozłożona jest w czasie i z pewnością ich wysokie notowania nie wzięły się z sufitu. Kłopot? Doniesienia o stanie zdrowia Federico Dimarco, które mogą wykluczyć go z rywalizacji w 1. kolejce.
9
Tyle bramek w 4 meczach PL zdobył Haaland. Co na to defensywa Interu?
Ciekawe jak wyglądać będzie nowy projekt w Monachium firmowany przez Vincenta Kompany’ego? Jeśli w zdrowiu i formie przez cały sezon będzie Harry Kane, to o stylizacje od pasa w górę Bayern nie powinien się martwić. Ale co z dołem? Czy uda się poukładać grę obronną, która szwankowała w poprzednim sezonie? Na początek LM rywal z niższej półki – Dinamo Zagrzeb, a więc kłopotów nikt w Monachium nie przewiduje. Czas powinien w każdym razie pracować na korzyść Bawarczyków. A nie od rzeczy będzie wspomnień, że to drużyna podrażniona poprzednim sezonem, tymczasem dwa tak koszmarne sezony w przypadku tego klubu to byłaby rzadkość. No i że finał Champions zaplanowany jest w Monachium…
Z tylnego siedzenia będzie chciał zaatakować Arsenal, ale tu kłopot jest inny – Premier League i chęć zdobycia mistrzostwa mogą tę drużynę wydrenować z sił. Nieobliczalny może okazać się Liverpool, który w 1. kolejce zagra z Milanem. Jeszcze tydzień temu faworyt byłby oczywisty. Arne Slot pięknie ożywił drużynę mocno zmęczoną ostatnim sezonem pod wodzą Juergena Kloppa. Alisson, Alexander-Arnold, Van Dijk, Salah – wszyscy prezentowali się jak za najlepszych lat. Zaczęli sezon niczym rozpędzone czerwone ferrari, by w sobotę wypaść z trasy na niezbyt ostrym łuku. Porażka na własnym boisku z Forest nie była przypadkowa; była wręcz zasłużona. The Reds na Anfield zagrali fatalnie, Slot został przechytrzony przez Nuno Espirito Santo. Teraz przed Liverpoolem odświeżony Milan, który w końcu przełamał się w Serie A i rozbił Venezię. Trener Paulo Fonseca w obliczu starcia z LFC nie będzie szukał pięknej gry. Zamierza postawić na szczelną defensywę.
Barcelona ze swoją odmianą Flicki-taki udaje się do Monaco. Niby nic nadzwyczajnego, ale w sierpniu w Pucharze Gampera, Barca została rozbita przez ekipę z Księstwa przegrywając 0:3.
Z kolei mistrz Francji podejmie rewelację La Liga z poprzedniego sezonu – Gironę. Luis Enrique stara się tonować nastroje, nie wychodzić przed szereg, lecz jego nowe PSG, które na pewno jeszcze nie osiągnęło wysokości przelotowej, wygląda co najmniej ciekawie: żywo, świeżo, energicznie – braku Mbapppe nie widać, w jego buty wszedł Bradley Barcola, a Joao Neves dzieli i rządzi w drugiej linii, która z nim, Fabianem Ruizem oraz – jeśli dojdą do zdrowia – Vitinhą oraz Warrenem Zaire-Emerym może być jedną z najciekawszych formacji w lidze.