Jeżeli ojciec był gwiazdą boisk europejskich albo i światowych, a jego syn trafił do Ekstraklasy, wniosek jest prosty – potomkowi zabrakło talentu. Przecież miał możliwości trenowania w warunkach, o jakich jego rówieśnicy mogli tylko pomarzyć, a mimo to wielkiej kariery nie zrobił.
Syn Rivaldo Vitora Borba Ferreiry występuje w Cracovii (foto: Reuters / Forum)
ZBIGNIEW MROZIŃSKI
Chociaż ta teza nie do końca jest prawdziwa, bo poza talentem do sportu trzeba mieć też końskie zdrowie i charakter, a tego czasami akurat brakuje dzieciom wychowanym w domach zamożnych piłkarzy.
My name is Luka
Od niedawna w Pogoni Szczecin gra napastnik Luka Zahović, który jest synem słynnego Zlatka, jednego z najlepszych piłkarzy w historii Słowenii, który grał w wielu mocnych klubach zachodnioeuropejskich, między innymi greckim Olympiakosie Pireus (zapłacił za niego 13,5 mln euro) i hiszpańskiej Valencii, z którą w sezonie 2000-01 wystąpił w finale Ligi Mistrzów. Luka przyszedł na świat 25 lat temu (urodziny będzie obchodził 15 listopada) w portugalskim mieście Guimaraes, gdyż jego tata grał wtedy w tamtejszej Vitorii. Ponad dwa lata wcześniej wyemigrował z ogarniętej wojną ówczesnej Jugosławii, a jego ostatnim zespołem w tym kończącym żywot państwie był Partizan Belgrad. Wcześniej Zlatko Zahović grał w Proleterze Zrenjanin oraz w drużynach z rodzinnego Mariboru. Najdłużej występował jednak w Portugalii, bo z Vitorii przeszedł na kilka sezonów do FC Porto, karierę zakończył zaś w 2005 roku w Benfice, po kilkuletnim w niej pobycie.
Właśnie w klubowej akademii Orłów z Lizbony szlifowano talent Luki, ale rodzina wróciła do Mariboru, więc i on wkrótce został piłkarzem tamtejszego NK. Na pewien czas został jednak stamtąd wypożyczony do NK Verzej. W wieku dwudziestu lat młody Zahović za 700 tysięcy euro został sprzedany do holenderskiego SC Heerenveen. Tam jednak specjalnie mu się nie wiodło i już po pierwszym sezonie został wypożyczony do Mariboru, a w połowie kolejnego został zwrócony klubowi ze Słowenii za zaledwie 250 tysięcy euro. Po powrocie do ojczyzny Luka Zahović pomógł Mariborowi zdobyć dwa tytuły mistrza Słowenii, a także dwukrotnie sięgnął po koronę króla strzelców ligowych.
Młody Zahović grał we wszystkich reprezentacjach Słowenii od U-16, ale w pierwszej wystąpił tylko trzykrotnie. Daleko mu pod tym względem do taty, który w latach 1992-2004 rozegrał w drużynie narodowej 80 meczów i zdobył 35 bramek, a dorobek byłby zapewne bardziej okazały, gdyby miał łatwiejszy charakter. Zlatko zagrał na Euro 2000 i dwa lata później na mundialu. Popadał jednak w konflikty z trenerami klubowymi i dlatego tylko po jednym sezonie spędził w Olympiakosie i Valencii oraz wcześniej niż przypuszczał pożegnał się z Benfiką. Od lata 2007 do marca 2020 Zlatko pełnił funkcję dyrektora do spraw piłki nożnej w NK Maribor, a po jego odejściu wkrótce odszedł również z tego klubu Luka, który obrał kierunek na Szczecin.
Barcelona i Cracovia
Kilka tygodni temu piłkarzem Cracovii został Rivaldinho, latorośl legendarnego Rivaldo, zdobywcy Złotej Piłki za rok 1999. Zawodnik Pasów przyszedł na świat cztery lata wcześniej – 29 kwietnia 1995 w Sao Paulo. Tata kopał wtedy piłkę w tamtejszym klubie Palmeiras, miał 23 lata, na koncie zaledwie 2 mecze w reprezentacji i przed sobą piękną przygodę w Europie. Sezon 1996-97 spędził już bowiem w hiszpańskim Deportivo La Coruna, gdzie tak się spodobał szefom Barcelony, że wykupili go za 23,5 miliona euro z galicyjskiego klubu. W stolicy Katalonii Rivaldo grał przez pięć lat i był to najlepszy okres w jego karierze, w tym okresie świetnie mu się także wiodło w reprezentacji Brazylii, z którą w 1998 roku został wicemistrzem, a cztery lata później mistrzem świata. Ogółem w barwach Canarinhos rozegrał 74 mecze i strzelił 35 goli.
W roku 2002 pożegnał się z drużyną narodową, a w następnym z Barcą oraz rozwiódł się z matką Rivaldinho. Wówczas był już zawodnikiem włoskiego Milanu, a potem rozpoczął wędrówkę wiodącą przez AEK Ateny i Olympiakos z Grecji, Bunyodkor Taszkent z Uzbekistanu, Kabuscorp SC z Angoli, a także brazylijskie Cruzeiro Belo Horizonte, Sao Paulo, Sao Caetano a zakończył ją w Mogi Mirim. W tym zespole w lipcu 2015 roku Rivaldo i Rivaldinho wystąpili obok siebie w mecz brazylijskiej drugiej ligi i obaj wpisali się na listę strzelców. Takie namaszczenie ze strony 43-letniego taty nie zdało się jednak na zbyt wiele, bo latorośl absolutnie nie dorównuje umiejętnościami Rivaldo.
Młody piłkarz wkrótce wyjechał do portugalskiej Boavisty, gdzie się jednak nie przebił, więc wrócił do ojczyzny. Trochę odbudował się w Paysandu i na początku 2017 roku podjął drugą próbę podbicia Europy. Wtedy wylądował w Rumunii, gdzie podpisał kontrakt z Dinamem Bukareszt, ale już po dwunastu miesiącach przeniósł się do sąsiedniej Bułgarii, do Lewskiego Sofia. Tam znowu nie udało mu się wypełnić kontraktu, bo został wypożyczony do rumuńskiego Viitorulu Konstanca. Pierwszy sezon w tym klubie Rivaldinho zakończył udziałem w wygranym meczu finałowym Pucharu Rumunii, a w drugim strzelił 11 goli w lidze rumuńskiej. Latem za 300 tysięcy euro przeszedł do Cracovii.
Attyla i jego syn
W letnim oknie transferowym wyjechał natomiast z Polski Tom Hateley, syn byłego reprezentanta Anglii – Marka, o którym głośno zrobiło się w roku 1984, gdy jako napastnik Portsmouth strzelił 22 gole na zapleczu angielskiej ekstraklasy i niespodziewanie podpisał kontrakt z Milanem. Transfer zbiegł się w czasie z debiutem w drużynie narodowej. We włoskim klubie zapanowała akurat moda na piłkarzy z Wysp Brytyjskich, bo przy ówczesnym limicie panującym w Serie A, pozwalającym w niej grać równocześnie w jednym meczu dwóm obcokrajowcom, z Manchesteru United kupiono o wiele bardziej znanego jego rodaka, pomocnika Raya Wilkinsa. Grali w zespole rossonerich przez trzy lata, a Hateleya nazywano Attylą na cześć legendarnego władcy Hunów, co przede wszystkim wynikało z podobnego brzmienia jego nazwiska. W sezonie 1987-88 Hateley wywalczył mistrzostwo Francji z AS Monaco, które kupiło go za równowartość 2,35 mln euro. Tam z kolei grał u boku innego kolegi z reprezentacji – Glenna Hoddle’a. Po trzech sezonach w drużynie z księstwa leżącego na Lazurowym Wybrzeżu przeniósł się do bardzo silnego w tym czasie Glasgow Rangers, z którym potem zdobył aż sześć tytułów mistrza Szkocji.
Ponieważ tata dużą część kariery piłkarskiej spędził zagranicą, więc nic dziwnego, że jego potomek urodził się 12 września 1989 w Monte Carlo. Z kolei największy sukces sportowy osiągnął w 2019 roku w Polsce, gdy został mistrzem kraju z Piastem Gliwice. Wcześniej dobrze został zapamiętany z gry w Śląsku Wrocław. Natomiast w ojczyźnie nie został specjalnie doceniony, w Reading nie przebił się do kadry zespołu grającego akurat w Premier League, a trudno uznać za osiągnięcie kilka występów w Ligue One w barwach Tranmere Rovers. Jako piłkarz spełnił się dopiero w pobliskiej Szkocji, gdzie przez kilka sezonów był zawodnikiem Motherwell FC, a między pobytami w naszym kraju grał w Dundee FC. Natomiast teraz Hateley junior gra w cypryjskim zespole AEK Larnaka. Wprawdzie do osiągnięć ojca jest mu daleko, ale też talentem mu nie dorównywał, zresztą gra na innej pozycji, nie jest łowcą goli, najpierw był prawym obrońcą, a potem defensywnym pomocnikiem.
Zresztą Mark Hateley zapowiadał się jeszcze lepiej. Gdy w 1984 z angielską młodzieżówką zdobył mistrzostwo Europy do lat 21, to został królem strzelców i najlepszym piłkarzem całej edycji imprezy. Natomiast dziesięć lat później zostały wybrany najlepszym piłkarzem ligi szkockiej zarówno w plebiscycie dziennikarzy, jak i przez kolegów i rywali z boiska. Udział w mundialu Mexico ’86 zaczął w pierwszym składzie i grał 90 minut, ale w drugim meczu został już zmieniony, a w spotkaniu 1/8 finału wszedł na ostatnie minuty. W takiej samej roli pojawił się też w trzech spotkaniach fazy grupowej Euro „88, co praktycznie zakończyło jego reprezentacyjną karierę, bo potem zagrał jeszcze tylko raz przed następnymi finałami ME. To był jego 32. mecz w drużynie narodowej, a goli zdobył dla niej 9.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU PIŁKA NOŻNA (44/2020)