„Święci” ponownie zatrzymali Liverpool
To nie było wielkie widowisko. Liverpool jedynie zremisował bezbramkowo z Southampton przed własną publicznością i już do końca rozgrywek kibice „The Reds” będą drżeć o awans swoich piłkarzy do Ligi Mistrzów.
Liverpool nie potrafił wykorzystać atutu własnego boiska (fot. Łukasz Skwiot)
Niedzielne starcie miało dla podopiecznych Juergena Kloppa ogromne znaczenie. Jeśli piłkarze Liverpoolu chcieli już do końca sezonu mieć swój los we własnych nogach i nie oglądać się na rywali, to musieli pokonać Southampton. „The Reds” plasują się w czołówce Premier League, jednak przeciwnicy są bardzo blisko i każda strata punktów mogłaby się na koniec sezonu okazać brzemienna w skutkach.
Na Anfield nikt oczywiście nie zakładał przed starciem ze „Świętymi”, by Liverpool mógł wypaść poza czołową czwórkę i nie zagrał w następnej edycji Ligi Mistrzów, ale już pierwsze minuty niedzielnego meczu pokazały, że gospodarzom wcale nie będzie łatwo o zainkasowanie trzech punktów.
Zawodnicy Kloppa mieli problem ze stworzeniem sobie klarownych sytuacji bramkowych i obronne zasieki gości były dla nich nie do sforsowania. Southampton nie gra już w tym sezonie o żadne cele. Drużynie nie grozi ani spadek, ani europejskie puchary, jednak pomyliłby się ten, kto uważał, że zawodnicy Claude’a Puela nie podejmą walki i odpuszczą spotkania na Anfield.
Rozstrzygająca dla losów spotkania mogła być 64. minuta, kiedy to piłkę we własnym polu karnym ręką zagrał Jack Stephens. Sędzia nie zawahał się ze wskazaniem na „wapno”, a do futbolówki ustawionej na jedenastym metrze podszedł James Milner. Wydawało się, że doświadczony Anglik dopełni formalności, ponieważ na siedem wcześniejszym prób z karnych nie pomylił się ani razu. Tym razem na drodze piłkarza Liverpoolu stanął jednak rosły Fraser Forster, który w znakomitym stylu sparował uderzenie.
James Milner nie strzelił rzutu karnego po raz pierwszy od 2009 roku.
Klopp próbował dokonywać roszad w swoim zespole, jednak ani Daniel Sturridge, ani także Georginio Wijnaldum nie zdołali wznieść ofensywnej gry gospodarzy na wyższy poziom. Niemiecki szkoleniowiec wściekał się za linią końcową boiska na decyzję sędziowskie i grę swoich zawodników, jednak nic to nie dało.
Wynik już do końca nie uległ zmienia i bramek na Anfield nie obejrzeliśmy. Taki wynik to na pewno duże rozczarowanie dla gospodarzy i sukces gości, którzy rozegrali niezwykle solidne zawody w defensywie.
gar, PiłkaNożna.pl