Przejdź do treści
Sprawa się rypła?

Polska Reprezentacja Polski

Sprawa się rypła?

Zadanie wydawało się proste i trudne jednocześnie: przypilnować wyniku, który da nam na pewno rozstawienie w barażach, ale jednocześnie uniknąć strat „w ludziach” – właśnie w kontekście meczów wiosennych, a zagrożonych absencją kartkową było aż siedmiu reprezentantów Polski.

Sousa musi przygotować się na krytykę po meczu z Węgrami. (fot. 400mm.pl)

Że intensywnie o tym myślał selekcjoner okazało się już po lekturze wyjściowego składu – podpora defensywy, Glik, nie został przewidziany do gry. Podobnie jak – w podstawie – Milik, na którego dyspozycję strzelecką chcielibyśmy liczyć w marcu. Możliwość odpoczynku otrzymał Lewandowski, co świadczyło o sporym zaufaniu selekcjonera do pozostałych napastników, bo przecież mecz mógł się ułożyć (i niestety ułożył) różnie. Po personalnych roszadach tylko dwóch graczy z wyjściowego składu – Klich i Świderski było zagrożonych absencją. No i ten pierwszy, niestety, ujrzał drugą kartkę eliminującą go z jednego meczu fazy play-off.

Można było obawiać się, że będzie to mecz-pułapka, bo – wiadomo – Węgrzy rozluźnieni, bez presji, szukający już nowego otwarcia. Zdawało się jednak, że fortuna jest przy Sousie – podobnie jak niedawno w Tiranie, teraz również przeciwnik był potwornie osłabiony, pozbawiony połowy wyjściowego składu na czele z Szoboszlaiem. Teoretycznie Madziarzy nie mieli szans nawiązać do dyspozycji z Euro 2020.
 
Jak bardzo Andora była mało miarodajnym tłem do oceny siły i dyspozycji biało-czerwonych przed starciem poniedziałkowym, świadczył fakt, że w porównaniu z piątkiem, w I składzie pojawiło się teraz tylko dwóch zawodników z zestawu wyjściowego na Andorę – Szczęsny oraz Klich.
 
Mocny, wcale niepozorowany pressing od pierwszej minuty, kazał wierzyć, że mecz ułożymy po swojemu. Tymczasem poza determinacją, naciskaniem przeciwnika, niewiele mieliśmy do zaoferowania. Szans bramkowych brakowało. Druga linia funkcjonowała źle. Piątek – w przeciwieństwie do Świderskiego – na dziś nie jest żadną alternatywą w ataku. Cash? Zdawał się ruszać i działać szybciej od innych, ale brakowało konkretów i dokładności. Po przerwie, kiedy trzeba było gonić wynik, gracz Aston Villi już się nie pojawił. Występ trudny do oceny, ale bardziej na minus niż plus.

Biliśmy głową w mur, a Lewandowskiego, oglądającego mecz z boku, momentami skręcało. Pierwsza bramka stracona – a jakże, po stałym fragmencie gry: złym wybiciu piłki głową przez Puchacza, następnie uderzeniu między nogi Szczęsnego. Druga bramka dla gości – popisowa akcja. W akcie rozpaczy Sousa wpuścił na boisko numer 9 – ale nie Lewandowskiego, a ubranego w jego koszulkę Płachetę (Piątek odmówił założenia trykotu z numerem kapitana). Magia nie zadziałała.

Sto lat temu, w pierwszym meczu reprezentacji Polski, ulegliśmy Węgrom w Budapeszcie. Rewanż się nie udał, rozegraliśmy bardzo słaby mecz, ponieśliśmy trzecią w historii porażkę na Narodowym, pytanie czy aby nie na własne życzenie? Czy selekcjoner przypadkiem nie przekombinował? Przed półfinałowym barażem mieliśmy ustawić w korzystnej sytuacji. Teraz trzeba liczyć na to, że korzystnie ułożą się wyniki w innych grupach. Szanse są, ale jednak niewielkie. Już w półfinale zatem możemy wybrać się w podróż np. do Portugalii albo Włoch, a miało być zupełnie inaczej. W piersi powinien uderzyć się selekcjoner i jego wybrańcy na mecz z Węgrami. Wszyscy.
 
Zbigniew Mucha

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024