Prawdziwa burza. Tak Barcelona wywalczyła sobie przepustkę do finału LM
W sobotni wieczór podopieczni Luisa Enrique staną przed wielką szansą na osiągnięcie założonego na ten sezon celu. Piłkarze FC Barcelona w starciu z Juventusem – podobnie jak Włosi – bić się będą nie tylko o puchar Ligi Mistrzów, ale także o potrójną koronę. Jednak by dotrzeć do ostatniego meczu najważniejszych europejskich rozgrywek, gracze z miasta Gaudiego musieli pokonać cały szereg rywali, w tym dwóch największych – tych z Madrytu oraz Monachium.
FC Barcelona będzie faworytem sobotniego finału LM (foto: Ł. Skwiot)
Bitwa odwiecznych rywali
Przed startem sezonu większość kibiców w ciemno stawiała na triumf w Primera Division Barcy bądź Realu. Wiadomo było bowiem, że te dwie ekipy znacząco zdystansowały resztę zespołów z Półwyspu Iberyjskiego. Zresztą, to całkiem naturalny proces. Nie mogło być inaczej, ponieważ zarówno Duma Katalonii, jak i Królewscy mają w swoich zespołach piłkarskich geniuszy. Czy lepszy jest Cristiano Ronaldo, czy też Lionel Messi – nie sposób chyba ustalić. Ale w związku z tym, że futbol jest grą drużynową, odpowiedź na pytanie, która ekipa obecnie jest dojrzalsza – już znamy.
Przed sobotnim finałem Ligi Mistrzów wszyscy kibice zastanawiają się jednak, czy gracze Enrique zdołają udowodnić, że tworzą najlepszą pakę na świecie. Ich przeciwnikiem będzie włoski hegemon ostatnich czterech lat – turyński Juventus.
W Hiszpanii Barcelona walczyła z Realem do ostatniego tchu i ostatecznie rozgrywki zakończyła z dwupunktową przewagą nad odwiecznym rywalem. W Lidze Mistrzów Blaugrana również pracowała na awans do finału od początku rozgrywek.
Jak burza
Przez rundę grupową Katalończycy przeszli jak burza. No, może nie licząc wpadki w wyjazdowym starciu z Paris Saint-Germain. W pozostałych spotkaniach podopieczni Enrique zdobywali po trzy punkty, a pierwszą fazę LM zakończyli z 15 oczkami na koncie. Ajax i APOEL mogły jedynie podziwiać dokonania Blaugrany. Okazję taką miał oczywiście Arkadiusz Milik, który wystąpił w obu spotkaniach z ekipą z Camp Nou.
Na Dumę Katalonii nie ma mocnego
Schody dla Barcelony miały się zacząć dopiero w fazie pucharowej. Już na starcie na FCB czekała wielka firma z Manchesteru, będąca – co warto zaznaczyć – w nie najlepszej dyspozycji. The Citizens nie byli w stanie sprostać późniejszemu mistrzowi Hiszpanii, oba mecze przegrywając jedną bramką. W pierwszym starciu Katalończycy mogli zwyciężyć dwoma trafieniami, ale rzutu karnego nie potrafił zamienić na bramkę nikt inny jak… Messi.
Fakt był jednak taki, że czterokrotny triumfator najbardziej prestiżowych europejskich rozgrywek awansował do kolejnej rundy. W ćwierćfinale natomiast podopieczni Enrique po raz kolejny musieli się zmierzyć z wcześniejszym grupowym rywalem – PSG.
Tym razem poszło im jednak gładko. Kibice z Paryża mieli po pierwszym przegranym 1:3 meczu nadzieję, że wynik taki był skutkiem absencji Zlatana Ibrahimovicia. W rewanżu na Camp Nou Szwed jednak wystąpił, a gracze Laurenta Blanca po raz kolejny zaznali goryczy porażki. Świetną postawą popisali się Luis Suarez i Neymar, którzy podzielili się bramkami w stosunku 2 do 3.
Miał być hiszpański finał
Na etapie półfinałów w grze pozostały FC Barcelona, Bayern, Juventus i Real. Hiszpańscy kibice zacierali już ręce, widząc w berlińskim finale graczy z Katalonii oraz ekipę Królewskich. O dwumeczu dwóch drużyn spod znaku FCB mówiło się potem długo i dużo z uwagi na świetną postawę Barcy i ambitną grę ekipy Josepa Guardioli, natomiast o starciu Los Blancos ze Starą Damą – ze względu na niespodziewane rozstrzygnięcie. Real na tym etapie nie umiał przeciwstawić się doskonale zorganizowanej jedenastce Massimiliano Allegriego i ostatecznie spisał sezon 2014/2015 na straty. Odpadnięcie z LM okazało się gwoździem do trumny zwolnionego później Carlo Ancelottiego.
Tymczasem Blaugrana święciła wielki triumf, jakim był czwarty w XXI wieku awans do finału Champions League. Miało być trudno, ale na dobrą sprawę Katalończycy przechyli szalę zwycięstwa na swoją korzyść już w pierwszym starciu na Camp Nou. A do 77. minuty wydawać by się mogło, że mierzą się ze sobą dwie równe sobie ekipy. Wtedy wystrzelił jednak Messi, pokazując całemu światu, że jest piłkarskim geniuszem. Argentyńczyk potrzebował zaledwie czterech minut, by zdobyć dwie bramki i kolejnych 14, by całość zwieńczyć asystą przy trafieniu Neymara.
Przed rewanżem na Allianz Arenie gracze Bayernu zarzekali się, że wszystko nadal jest możliwe. W pamięci mieli wcześniejszy dwumecz z FC Porto. Wówczas w pierwszym spotkaniu zanotowali porażkę 1:3, by tydzień później zaprezentować futbol totalny i rozbić Smoki – przy dwubramkowym udziale Roberta Lewandowskiego – aż 6:1. Czemu miałoby się więc nie udać w rewanżu z Barcą?
Ano dlatego, że piłkarze Enrique mieli w składzie piłkarzy z innej planety. Kibice zgromadzeni na Allianz Arenie łudzili się, że szybkie wyjście Bayernu na prowadzenie jest zapowiedzią kolejnego wielkiego wieczoru, ale ich marzenia w drobny pył rozbił w niecały kwadrans Neymar, który dwukrotnie został perfekcyjnie obsłużony przez Suareza. Bawarczycy gonili wynik. W drugiej części wyrównał Lewandowski, potem rezultat na 3:2 ustalił Thomas Mueller, ale do zagwarantowania sobie przepustki do Berlina podopiecznym Guardioli zabrakło jeszcze trzech trafień.
Ostatni przystanek: Berlin
W ostatnim spotkaniu bieżącej edycji Ligi Mistrzów graczy ze stolicy Katalonii czeka bój z wielkim zaskoczeniem rozgrywek – Juventusem. Przed startem mało kto dawał szansę turyńczykom na zajście dalej niż do ćwierćfinału. Tymczasem gracze Allegriego pokazali, że futbol to gra drużynowa i wygrywać da się również bez wielkich gwiazd w składzie.
Tercet doskonały
Barcelona ma jednak i gwiazdy, i drużynę. Swoistą, bo trzyosobową, tworzą napastnicy – Messi, Neymar i Suarez. Tercet ten w obecnym sezonie zdobył dla Dumy Katalonii już 120 bramek i jeśli tylko zdoła sforsować defensywę Juve – znacznie osłabioną brakiem Giorgio Chielliniego – jeszcze powiększy swój dorobek.
Niekwestionowanym liderem FCB jest oczywiście Messi, stawiany przez wielu na równi z Diego Maradoną. Podobieństwa między oboma Argentyńczykami są widoczne jak na dłoni, a dziennikarzom powodów po porównań dostarczył również ostatni gol 27-latka z finału Pucharu Króla. Napastnik Barcy – podobnie jak Boski Diego w starciu Argentyny z Anglią w 1986 roku – przebiegł pół boiska, przedryblował kilku rywali i strzelił obok bezradnego bramkarza.
Jak przebić mur?
Czy niesamowity atak Dumy Katalonii będzie w stanie podziurawić szczelny mur defensywy Juventusu? Czy gracze Enrique zdołają zaprezentować taktyczną dojrzałość z półfinałowego starcia z Bayernem? Niewątpliwie zadanie będą mieli bardzo trudne. Naprzeciw nich stanie – według wielu komentatorów (włączając Marcello Lippiego, selekcjonera mistrzów świata z 2006 roku) najbardziej zgrana ekipa ostatnich lat. Jaki czeka nas finał? Odpowiedź na to pytanie poznamy już niebawem. Jedno jest pewne – patrzeć na to starcie będzie cały piłkarski świat.