Przejdź do treści
Powrót Lecha po siedmiu latach do LM

Ligi w Europie Liga Mistrzów

Powrót Lecha po siedmiu latach do LM

Dzisiaj mistrz Polski rozpoczyna tegoroczną walkę o Ligę Mistrzów. Kolejorz na mecz takiej rangi czekał siedem lat. W 2015 roku Lech po raz ostatni wystąpił w spotkaniu tych elitarnych rozgrywek. Wówczas musiał uznać wyższość FC Basel.




W 2015 roku format kwalifikacji do najbardziej prestiżowych europejskich rozgrywek wyglądał trochę inaczej niż obecnie. W I rundzie rywalizowały drużyny z futbolowych peryferii Starego Kontynentu (m.in. mistrzowie Andory, Gibraltaru, San Marino, Armenii czy Wysp Owczych). Mistrz Polski swój udział w eliminacjach zaczynał dopiero od kolejnego etapu. Aktualnie większość drużyn występuje już w I rundzie, ale przed nią mecze rozgrywają zespoły w tzw. rundzie wstępnej. Jest ona dokładnie tym samym, czym była I runda siedem lat temu, z niewielką różnicą, że występuje w niej mniej ekip. W tym roku w rundzie wstępnej uczestniczyli mistrzowie czterech krajów – Andory, San Marino, Islandii i Estonii. Wydaje się, że system kwalifikacji zbytnio się nie zmienił. Ot, dodanie nowej rundy i mała zmiana nazwy. Należy jednak pamiętać, że przed siedmioma laty zwycięzca Ekstraklasy miał teoretycznie łatwiejszą drogę do Ligi Mistrzów. Musiał rozegrać jedynie trzy spotkania (rundy II, III oraz play-off). Teraz mistrz Polski musi wygrać cztery dwumecze, żeby świętować awans do fazy grupowej elitarnych rozgrywek.


W 2015 roku swoją europejską przygodę Lech rozpoczął od starcia z bośniackim FK Sarajewo. Kolejorz poradził sobie bez większych problemów, wygrywając w dwumeczu 3:0. Prawdziwe wyzwanie czekało na mistrza Polski w kolejnej rundzie. Drużyna ze stolicy Wielkopolski wylosowała jednego z najtrudniejszych przeciwników – mistrza Szwajcarii FC Basel. Rywal poznaniaków przystępował do rywalizacji o Ligę Mistrzów dopiero od III rundy, miał też najwyższy współczynnik ze wszystkich ekip występujących na tym poziomie. Żeby zdać sobie sprawę z ówczesnych możliwości rywala Lecha, wystarczyło spojrzeć na częstotliwość jego występów w europejskich pucharach. W pięciu sezonach poprzedzających starcie z Kolejorzem aż czterokrotnie zakwalifikował się do Ligi Mistrzów (dwukrotnie zagrał nawet w 1/8 finału), a w tym jednym przypadku, kiedy mu się to nie udało, doszedł do półfinału Ligi Europy, w którym uległ przyszłemu triumfatorowi – Chelsea.

– Dostaliśmy najtrudniejszego przeciwnika z możliwych – mówi w rozmowie z „PN” Jasmin Burić, bramkarz Lecha w latach 2009-2019.

W Poznaniu wszyscy zdawali sobie sprawę z klasy rywala i poziomu trudności, który będzie mieć III runda kwalifikacji. – Basel ma bezdyskusyjnie więcej atutów, więc nam powinno być chyba łatwiej, bo nikt nie będzie mówił, że musimy wygrać. Oczywiście to nie ma stanowić dla zawodników wymówki, tylko pozwolić grać otwartą, a nie zachowawczą piłkę. Będzie można pokazać nasze umiejętności. Liczę, że w połączeniu z mądrością da to efekt – powiedział przed pierwszym spotkaniem Maciej Skorża, ówczesny szkoleniowiec Kolejorza. Szacunek do swojego przeciwnika mieli również Szwajcarzy. Kibice Lecha sprawdzili nawet reakcje fanów Basel po losowaniu. Co ciekawe, sympatycy zespołu z Bazylei nie chcieli trafić na mistrza Polski, wskazując go jako jedną z drużyn, których lepiej było uniknąć w kwalifikacjach. – Obejrzeliśmy 5 meczów Lecha. Jest to zgrana drużyna, która rzadko dokonuje zmian. Lech jest świetnie zorganizowany, agresywny i dobrze spisuje się zarówno w defensywie, jak i ofensywie. Lech potrafi szybko przechodzić z obrony do ataku. Gdy Lechowi pozwoli się grać, jest to bardzo groźna drużyna – to z kolei słowa trenera FC Basel, Ursa Fischera.


Miłe słowa na temat drużyny Lecha nie były tylko kurtuazją ze strony szwajcarskiego szkoleniowca. Pierwszy mecz rywalizacji, który odbył się w Poznaniu, był w wykonaniu mistrza Polski naprawdę przyzwoity. Gospodarze grali agresywnie, kreowali sobie sytuacje, na początku spotkania przed fantastyczną szansą na strzelenie gola stanął na przykład Denis Thomalla. Poznaniacy potrafili również szybko odpowiedzieć rywalowi na jego bramkę. W 34. minucie Szwajcarzy wyszli na prowadzenie za sprawą trafienia Michaela Langa, ale już po kilkudziesięciu sekundach było 1:1. Wyrównanie Lechowi dał Szymon Pawłowski.

Niestety okres dobrej gry Lecha nie trwał do ostatniego gwizdka sędziego. W 67. minucie Tomasz Kędziora sfaulował w polu karnym Birkira Bjarnasona, za co obejrzał czerwoną kartkę, a sędzia wskazał na jedenasty metr. Rzut karny obronił co prawda Jasmin Burić, dzięki czemu remisowy stan meczu się utrzymał, ale grając w dziesiątkę, Kolejorz nie był w stanie dłużej przeciwstawiać się drużynie z Bazylei. Czerwono-Niebiescy bezlitośnie to wykorzystali, zdobywając w kolejnych fragmentach meczu bramki na 2:1 i 3:1. – Przez długi czas graliśmy niezły mecz, byliśmy nieskuteczni, ale nieźle sobie radziliśmy. Przełomowym momentem była czerwona kartka. To popsuło naszą grę i od tamtego momentu nie potrafiliśmy panować na boisku. Niestety jak się popełnia na tym poziomie proste błędy, to płaci się za to tak jak dziś. FC Basel wykorzystało wszystkie sytuacje i pokazało jak się skutecznie gra w Europie – powiedział na pomeczowej konferencji prasowej Maciej Skorża.

– Do momentu czerwonej kartki byliśmy w grze. Graliśmy jak równy z równym. Było wtedy 1:1. Basel wykorzystał to, że graliśmy w dziesiątkę. To była bardziej doświadczona drużyna od nas, praktycznie co roku grała w Lidze Mistrzów. Po czerwonej kartce Basel zyskał dużą przewagę. Myślę, że Szwajcarzy zamknęli tę rywalizację już po pierwszym spotkaniu – wspomina Burić.



Sytuacja Lecha po pierwszym spotkaniu zrobiła się niezwykle trudna. Lechici musieli wygrać w Bazylei, najlepiej do zera. Każda stracona bramka jeszcze bardziej skomplikowałaby im kwestię awansu. Głosy dochodzące z Poznania oczywiście starały się tchnąć trochę optymizmu w serca kibiców, ale dla wielu osób było jasne, że szanse Kolejorza w rewanżu są już tylko iluzoryczne, a cokolwiek w tej sprawie zmienić może jedynie piłkarski cud.

– Wynik był wysoki, przegraliśmy u siebie 1:3 i musieliśmy strzelić dwa gole na wyjeździe. Mieliśmy nadzieję, że uda nam się to zrobić. Na pewno po pierwszym meczu się nie poddaliśmy. Nie było takiego przekonania, że już odpadliśmy – przekonuje bośniacki bramkarz.

W rewanżu poznaniacy zagrali solidnie, starali się prowadzić grę na trudnym terenie, stworzyli sobie dogodne okazje do zdobycia bramki, ale ponownie razili nieskutecznością. Mało brakowało, żeby mecz zakończył się bezbramkowym remisem, lecz w ostatniej minucie spotkania gola Lechowi strzelił Bjarnason. Ostatecznie mistrz Polski wypadł za burtę Ligi Mistrzów, przegrywając w dwumeczu 1:4. Suchy wynik mówi, że Basel zdominował Kolejorza i nie dał mu żadnych szans. Prawda jest jednak trochę inna, gdyż Lechici po prostu nie potrafili sfinalizować obiecujących akcji, których stworzyli sobie naprawdę wiele. Spróbowali postawić się drużynie lepszej, mającej więcej piłkarskich argumentów. Zagrać z nią jak równy z równym. Postawić na otwarte karty, a nie futbolowe szachy. Takie śmiałe próby zawsze są ryzykowne, ale tym dwumeczem Lech wstydu piłkarskiej Polsce na pewno nie przyniósł.

– Bardzo nam zależało, żeby awansować. Drużyna z Polski czekała wówczas na występ w tych rozgrywkach prawie 20 lat. Nasz trener, Maciej Skorża, również niezwykle chciał wystąpić z nami w Lidze Mistrzów. Przygotowaliśmy się do tego dwumeczu, mieliśmy dobry zespół, ale się nie udało. Trafiliśmy na lepszy zespół i nie daliśmy rady – kończy Burić.



Wszyscy wiedzą, ile w piłce znaczy doświadczenie. Tym bardziej, jeśli gra się w europejskich pucharach, a przeciwnikiem jest tak częsty uczestnik Ligi Mistrzów. W zespole Lecha z 2015 roku jedynym piłkarzem, który miał doświadczenie w grze w najbardziej elitarnych rozgrywkach Starego Kontynentu był Dariusz Dudka. Zawodnik urodzony w Kostrzynie o Ligę Mistrzów walczył w 2005 roku z Wisłą Kraków, a w fazie grupowej grał jako piłkarz francuskiego Auxerre w sezonie 2010/11. Reszta graczy Kolejorza miała na koncie występy co najwyżej w Lidze Europy. Dla piłkarzy rywala smak Champions League nie był pierwszyzną.

– W naszej drużynie praktycznie nikt nie grał nigdy w Lidze Mistrzów, występowaliśmy jednie w Lidze Europy. Doświadczenie na pewno było po stronie FC Basel. Ten zespół regularnie grał w Lidze Mistrzów. W nim grali też lepsi jakościowo zawodnicy. Mieli wyższe umiejętności piłkarskie – tłumaczy były zawodnik Lecha.

Przegrany w III rundzie kwalifikacji do Ligi Mistrzów automatycznie trafiał do rundy play-off eliminacji do Ligi Europy. Tam Kolejorzowi przyszło zmierzyć się z węgierskim Videotonem. Piłkarze z Székesfehérváru nie stanowili dla mistrza Polski żadnego wyzwania. Podopieczni Macieja Skorży pewnie wygrali 3:0 i 1:0, zapewniając sobie awans do fazy grupowej. W niej przyszło im się zmierzyć z Belenenses, Fiorentiną oraz… FC Basel. Klub z Bazylei w ostatniej rundzie kwalifikacji do Ligi Mistrzów uległ izraelskiemu Maccabi Tel Awiw.

A co Burić myśli o dzisiejszym starciu Kolejorza z Karabachem? – Lech wylosował bardzo trudnego przeciwnika. Moim zdaniem wynik tej rywalizacji w dużej mierze będzie zależeć od pierwszego meczu w Poznaniu. Piłkarze Lecha muszą osiągnąć dobry rezultat. Grałem już w Azerbejdżanie i wiem, że niezwykle ciężko się tam gra. Daleka podróż, gorąco. W dodatku Karabach jest bardzo dobrym zespołem. Myślę, że w tym roku Lech ma trudne zadanie, choć uważam też, że teraz w Poznaniu jest lepszy zespół niż siedem lat temu – podsumowuje Bośniak.

Pierwszy mecz Lecha z Karabachem dziś o 20. Rewanż za tydzień w Azerbejdżanie o godzinie 18.

Jakub Kowalikowski

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024