Przejdź do treści
Podsumowanie jesieni w II lidze

Polska 2 Liga

Podsumowanie jesieni w II lidze

Zimę na fotelu lidera II ligi spędzi murowany faworyt do awansu – Widzew Łódź. Czy zatem jesień była banalna i przewidywalna? Nic bardziej mylnego!

Marcin Robak zdobył jesienią 15 bramek. Ponad połowę z nich z rzutów karnych. Doświadczony napastnik nie zawiódł oczekiwań, wiązanych z jego powrotem do Łodzi



Widzew to zespół przerastający II ligę, który – wreszcie – w wielu meczach grał, jak przystało na posiadany potencjał. Na wyniki drużyny nie wpłynęło letnie zamieszanie spowodowane brakiem awansu na zaplecze Ekstraklasy. Zbigniew Smółka nie zdążył poprowadzić ani jednego meczu, a już został zmieniony przez Marcina Kaczmarka. To był strzał w dziesiątkę, choć po pojedynczych spotkaniach łódzcy kibice pomstowali na styl gry prezentowany przez 4-krotnego mistrza Polski.

W II lidze nie wrażenia artystyczne są najważniejsze, lecz regularne punktowanie. Rok temu Widzew w 20 kolejkach uzbierał 39 oczek, obecnie ma o cztery więcej. To dobry kapitał do walki o awans. Tym bardziej że końcówka jesieni w wykonaniu łodzian była koncertowa. Na solistę numer 1 wyrósł Marcin Robak, który latem zdecydował się wrócić do Widzewa, choć miał oferty z Ekstraklasy. To był przecież ostatni Mohikanin wśród polskich napastników gwarantujących ponad 10 goli w sezonie. Doświadczony goleador przewodzi klasyfikacji strzelców w dużej mierze dzięki egzekucji jedenastek. Robak trafił 9 na 11 możliwych, a z gry posłał piłkę do siatki sześć razy. Nie można lekceważyć umiejętności wykorzystywania karnych, ponieważ w niesamowitej wiosennej serii 10 remisów z rzędu piłkarze Widzewa zmarnowali trzy jedenastki. Między innymi to przełożyło się na końcowy rachunek – brak awansu.
Kto poza Robakiem zasłużył na wyróżnienie? W siódmej kolejce do bramki Widzewa wskoczył Wojciech Pawłowski i wreszcie (słowo-klucz w przypadku Widzewa) przypominał piłkarza, który występami w Lechii Gdańsk zasłużył na transfer do Serie A. Pewny punkt lidera i czołowy bramkarz rozgrywek. Defensywą kierował Daniel Tanżyna. Dixon czuł się tak pewnie, że w niektórych meczach decydował się na kilkudziesięciometrowe rajdy od własnego pola karnego. Łukasz Kosakiewicz radził sobie lepiej w ofensywie niż w defensywie, ale to nie znaczy, że był mierny w destrukcji. Bartłomiej Poczobut odżył w Łodzi i przypomniał o możliwościach, które regularnie prezentował w II-ligowych Błękitnych i I-ligowej Bytovii. Wsparciem Robaka w ofensywie był Przemysław Kita. Jego liczby nie porażają, ale sprytem i zrozumieniem gry mógłby obdzielić pół drużyny.

Zaledwie punkt mniej od Widzewa uzbierał Górnik Łęczna. Kamil Kiereś, uznawany za tytana pracy, osiągał najlepsze wyniki w GKS Bełchatów. Górnicze środowisko wyraźnie pasuje szkoleniowcowi, ponieważ na Lubelszczyźnie jego praca daje znakomite efekty. Tylko dwie drużyny znalazły sposób na zielono-czarnych, nawet lider z Łodzi nie może pochwalić się tak nikłą liczbą porażek.


W poprzednim sezonie Górnik po serii spadków miał odbić się od dna. Planowany powrót na zaplecze Ekstraklasy miał zbiec się w czasie z jubileuszem 40-lecia istnienia klubu. Kolejni trenerzy zawodzili, w tym gronie był eksselekcjoner Franciszek Smuda, a rewolucje transferowe zdawały się na nic. Kiereś potwierdził, że kluczem do sukcesu jest postawienie na właściwego człowieka. Dziurawa obrona – wzmocniona Pawłem Baranowskim – nagle przestała tracić głupie bramki. Na czołową postać drugiej linii wyrósł Marcin Stromecki, stary znajomy Kieresia ze Stomilu Olsztyn. Piłkarze z drugiego szeregu zrobili postęp, a doświadczony Paweł Wojciechowski znaczył tak wiele dla Górnika jak Robak dla Widzewa.

Na najniższym stopniu podium przezimuje Gieksa. Spadek katowiczan z I ligi był równie szokujący jak jego okoliczności (gol bramkarza na wagę porażki w ostatnich sekundach meczu). Trener Rafał Górak nie zna zasady mówiącej, że nie należy dwa razy wchodzić do tej samej rzeki. Nurt w Katowicach nie okazał się rwący dla byłego szkoleniowca Elany Toruń. Po degradacji kadra została przebudowana, w czym pomógł Robert Góralczyk, który dres trenera zamienił na garnitur dyrektora. Bartosz Mrozek, Szymon Kiebzak, Kacper Michalski, Grzegorz Rogala, Dawid Rogalski Maciej Stefanowicz – to w komplecie zawodnicy ściągnięci latem, bez których dzisiaj nie sposób sobie wyobrazić Gieksy. Po dwóch spadkach w jednym roku odkręcił się Arkadiusz Jędrych, który imponował skutecznością pod bramką rywali. Adriana Błąda i Arkadiusza Woźniaka stać na jeszcze lepszą grę, ale nie ma powodu, żeby czepiać się ich jesiennej formy. Krótko mówiąc: GKS ma wszystko, żeby na koniec sezonu być w najlepszej dwójce.

Pozytywnym zaskoczeniem jesieni była postawa Resovii. Team zbudowany przez Szymona Grabowskiego imponował stylem gry, ale i charakterem. W kilku meczach los rzucał Pasom kłody pod nogi, jednak skutecznie je omijano. Drugi sezon dla beniaminka – z zasady – powinien być najtrudniejszy, zaś dla Resovii był najlepszy od lat. Jak do tego doszło? Po pierwsze, Grabowski to fachowiec. Resoviak z krwi i kości. Po drugie, dokonano trafnych transferów, wyciągnięto najlepszych piłkarzy ze spadkowicza z Tarnobrzega, przekonano Adriana Dziubińskiego do odejścia ze Stalówki, odbudowano Daniela Świderskiego. Po trzecie, dobierano właściwą taktykę do rywali. Tylko Resovia podbiła łódzką twierdzę. Po czwarte, zbudowano liderów: Sebastiana Zalepę w obronie, Kamila Radulja w drugiej linii i Serhija Krykuna na skrzydle. W Rzeszowie dorobili się również najlepszych zestawu bocznych obrońców w lidze: Mateusza Geńca oraz Rafała Mikulca.


Wymieniony kwartet powinien między sobą rozstrzygnąć losy czterech najwyższych lokat. W pewnym momencie sezonu wydawało się, że tempo czołówki wytrzymają też Olimpia Elbląg oraz Stal Rzeszów. Nic bardziej mylnego. Podopiecznym Adama Noconia zabrakło sił na finiszu, co nie dziwi, ponieważ wiosną drużyna w podobnym składzie broniła się przed spadkiem do III ligi. Najlepszym piłkarzem Olimpii był Damian Szuprytowski (wicelider klasyfikacji kanadyjskiej). Dobry poziom utrzymywali również Cezary Demianiuk, Tomasz Lewandowski i przede wszystkim Sebastian Madejski. Jeżeli chodzi o Stal, bliżej jej do miana rozczarowania niż oczarowania. Ofensywny styl gry preferowany przez trenera Janusza Niedźwiedzia był przyjemny dla oka, jednak nie zawsze dawał wymierny (punktowy) efekt, szczególnie na wyjazdach. Wojciech Reiman robił co mógł, ale dziurawej obrony nie umiał załatać. Znamienne jest, że drużyny w pierwszej piątce straciły o około 10 bramek mniej niż beniaminek z Rzeszowa.
Tuż za strefą barażową zimę spędzą Bytovia i Błękitni Stargard. To pozytywne zaskoczenia jesieni. Spadkowiczowi z I ligi groziło nieprzystąpienie do zmagań, ale zbudował kadrę groźną dla najlepszych. Paweł Kapsa i Krzysztof Bąk dbali o spokój w tyłach, Daniel Feruga udowodnił, że wciąż stać go na duże granie, zaś Karol Czubak golami zapracował na miano odkrycia jesieni. Pod koniec roku znowu pojawiły się pogłoski o konieczności zgaszenia światła w Bytowie, jednak dla dobra II-ligowej piłki okazały się one jedynie pogłoskami. Błękitni to najbardziej bezkompromisowa drużyna w rozgrywkach. Trener Adam Topolski postawił na ofensywę i zebrał tego owoce. W Stargardzie dziewięciokrotnie radowano się ze zwycięstwa i tyle samo razy smucono po porażkach. Remisami już nie jeden spadł z ligi, więc pomysł doświadczonego szkoleniowca wypalił. Liderem ofensywy był Wojciech Fadecki, który powrócił na białym koniu po przeciętnym sezonie w I-ligowej Warcie Poznań.

Szóstą Stal Rzeszów od imienniczki ze Stalowej Woli dzieli ledwie 8 punktów. Nie takie straty były odrabiane w rundach rewanżowych II ligi. Tak więc grono drużyn walczących o miejsca 5-6 jest szerokie, ale i to samo można napisać o zestawie ekip drżących na myśl o degradacji. Niemal pewne swego losu mogą być Legionovia i Gryf Wejherowo. Obie drużyny mają poważną stratą do bezpiecznych lokat i największą liczbą porażek – 14.

KAMIL SULEJ

TEKST UKAZAŁ SIĘ W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA” (nr 50/2019)

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024