Piłkarski wegetarianizm. Tottenham i Manchester United uparcie głodują
Tottenham i Manchester United wiedzą już, jak boli taktyczny dogmatyzm. Wciąż nie wiedzą jednak, czy popłaca, przynajmniej nie z autopsji.
Maciej Sarosiek
fot. PressFocus
W niedzielne popołudnie ich szkoleniowcy, podadzą sobie dłonie i wymienią spojrzenia mówiące: – Doskonale rozumiem, z czym się zmagasz i co czujesz, stary. Jestem w podobnej sytuacji. Nie poddawaj się. Pozostań wierny swoim ideałom.
Nie żeby któryś potrzebował ostatniej z porad. W Premier League nie ma aktualnie trenera bardziej uparcie dążącego do tego, by jego drużyna grała w zaprojektowany przez niego sposób, niż oni. Koguty Ange’a Postecoglou mają dominować nad rywalami poprzez utrzymywanie się przy piłce i zakładanie agresywnego pressingu, myśleć przede wszystkim o ataku, podejmować ryzyko, dostarczać rozrywki, być efektowne, ekscytujące i odważne. Tak jak każda z jego wcześniejszych ekip, od South Melbourne, przez reprezentację Australii i Yokohamę F. Marinos, po Celtic. Czerwone Diabły Rubena Amorima powinny cierpliwie budować akcje, kontrolować boiskowe wydarzenia, skutecznie pressować, dużo i mądrze biegać, zachowywać odpowiedni balans między ofensywą a defensywą – wszystko w ustawieniu z trzema stoperami, wahadłowymi i bez klasycznych skrzydłowych. Niczym Casa Pia, Braga oraz Sporting.
Australijczyk i Portugalczyk nie uznają kompromisów. Nieważne z kim, na czyim obiekcie, w jakich rozgrywkach i okolicznościach mierzą się ich podopieczni, nakazują im próbować pielęgnować własny styl. Liverpool czy Southampton, gramy swoje. Tottenham Hotspur Stadium, Old Trafford, Etihad Stadium czy Portman Road, gramy swoje. Premier League czy Puchar Ligi, gramy swoje. Kryzys zdrowotny, gramy swoje. Krańcowe zmęczenie, gramy swoje. Niedostatki w umiejętnościach, gramy swoje. Niekorzystna charakterystyka zawodników, gramy swoje. Brak czasu na treningi i naukę zupełnie nowych schematów, gramy swoje. Czerwona kartka lub nawet dwie, gramy swoje. Kiepskie wyniki, gramy swoje.
Po zjawiskowym początku kadencji Postecoglou – osiem zwycięstw i dwa remisy w pierwszych dziesięciu meczach ligowych – Tottenham oklapł. Z kolejnych 52 starć w ramach Premier League wygrał 20, a przegrał 25. Aktualnie zajmuje 15. miejsce w tabeli. Punktowo bliżej mu do strefy spadkowej niż do pozycji premiowanej kwalifikacją do europejskich pucharów. 17. rok czeka na zdobycie jakiegokolwiek trofeum i w 2025 prawdopodobnie się nie doczeka.
Mimo to, nie odchodzi od Angeball. – Nie wiem, czym jest plan B czy C. Ludzie chcą, bym zmienił swoje podejście, ale to się nie wydarzy – mówi Australijczyk. Coraz ostrzejsza krytyka uprawianego przezeń skrajnego dogmatyzmu, braku elastyczności taktycznej go nie dotyka. Nigdy nie dotykała. Jak oznajmił przed laty: – Jeśli jesteś wegetarianinem, nie jesz mięsa tylko dlatego, że jesteś głodny, czyż nie? Właśnie w to wierzę.
Manchester United nie doświadczył efektu nowej miotły po zastąpieniu Erika ten Haga Amorimem. Odniósł triumf w połowie z 20 występów pod wodzą Portugalczyka, lecz większość pozytywnych rezultatów zanotował w zmaganiach pucharowych. W lidze nadal cieniuje, co potwierdza 14. pozycja w tabeli (w momencie zwolnienia Holendra okupował 13.). Nie potrafi ustabilizować formy, w konsekwencji czego zwycięstwo nad Manchesterem City i remis z Liverpoolem przeplótł porażkami z Wolverhampton Wanderers i Crystal Palace. Kibiców przepełnia frustracja. Opinioniści podważają sens dalszego brnięcia w Amorimball, domagają się przynajmniej tymczasowej reformy planu gry zespołu. Młody szkoleniowiec oświadcza, iż Czerwone Diabły są zaangażowane w walkę o utrzymanie, stwierdza, że jego drużyna jest być może najgorszą w historii klubu i w szale wywołanym jej poczynaniami niszczy w szatni telewizory. Założeń taktycznych jednak nie modyfikuje.
z pierwszych 10 meczów ligowych pod wodzą Amorima przegrał Manchester United. Ostatnim trenerem z tak słabym bilansem na początku pracy w klubie był Walter Crickmer, w 1930 roku.
– Muszę wpoić piłkarzom mój pomysł, nie mam innego – tłumaczy. – Znalazłem się tu dzięki niemu i będę z niego korzystał do końca. Zmiana systemu na taki, w który nie wierzę, nie ma sensu.
W kwestii wierności wyznawanym ideałom Postecoglou i Amorim są ulepieni z tej samej gliny. Znamiennie, że w trakcie konferencji prasowych przed dzisiejszą potyczką Tottenhamu z Manchesterem United wzajemnie się chwalili, wspierali, bronili. – Jestem ogromnym fanem Ange’a Postecoglou. To dobry facet i bardzo dobry trener. Pragnie grać w piłkę we właściwy sposób, to dobrze – powiedział Portugalczyk. – Jeśli ktoś uważa, iż cokolwiek może ulec znaczącej zmianie w krótkim czasie, żyje w alternatywnej rzeczywistości, która nie jest oparta na realizmie. Jestem absolutnie pewien, że jeśli Manchester United pozwoli popracować Rubenowi przez następne dwa lata, zrobi postęp. Tyle trwa implementacja zmian – ocenił Australijczyk.
Niewykluczone, iż w dłuższej perspektywie upartość obu szkoleniowców faktycznie popłaci, zaowocuje sukcesami. Ale istnieje ryzyko, że nie zdążymy się o tym przekonać. Osoby zarządzające Kogutami i Czerwonymi Diabłami nie słyną z cierpliwości, raczej z szybkiego jej tracenia, co dobitnie pokazały zeszłe sezony i losy poprzedników Postecoglou oraz Amorima. Ze względu na fatalne wyniki pierwszy od dawna jest na cenzurowanym, nie sposób przesądzić, czy dotrwa do drugiej rocznicy zatrudnienia w klubie z północnego Londynu. Drugiego również czekają niebawem premierowe rozliczenia, miesiąc miodowy dawno minął, presja rośnie. Niedzielny uścisk dłoni może być ich ostatnim w aktualnych rolach.