Pierwszego ćwierćfinalistę już znamy
Poprzednia edycja Ligi Mistrzów nauczyła nas pokory, ale w tym przypadku nawet sam Frank Lampard nie powinien mieć wątpliwości, kto wykonał olbrzymi krok w kierunku ćwierćfinału. Bayern udzielił Chelsea srogiej lekcji, strzelił trzy gole, sam nie stracił żadnego, a tradycyjnie w Londynie pierwszoplanowe role odegrali Robert Lewandowski i Serge Gnabry.
Kiedy przypomnimy sobie jesienny przyjazd mistrzów Niemiec do stolicy Anglii, to nasuwa się na myśl jedno nazwisko – Serge Gnabry. 24-latek zapakował czteropak Tottenhamowi, dorzucił do tego jedną asystę i znalazł się na ustach całej piłkarskiej Europy.
Na Stamford Bridge znowu przypomniał sobie, że ma w tym sezonie patent na angielskie kluby. Niemiec tym razem ustrzelił dublet, a przy obu bramkach asystował mu Robert Lewandowski. Kapitan reprezentacji Polski popisał się bajecznymi podaniami i Gnabry popełniłby wielki grzech, gdyby chociaż jednej z tych okazji nie wykorzystał, bo oba zagrania Lewego były najwyższych lotów. Co ciekawe, niemiecki skrzydłowy w dwóch meczach w Londynie strzelił sześć goli jako piłkarz Bayernu, a przecież przez dwa i pół roku był zawodnikiem Arsenalu, w barwach którego tylko raz wpisał się na listę strzelców.
Wracając do spotkania na Stamford Bridge: Lewandowski po pierwszej połowie wyszedł z bardzo prostego założenia – nie możesz sam strzelić gola, to zrób wszystko, aby ktoś inny dokonał tej sztuki. Wszystko wskazywało na to, że Polak znowu choruje na „wiosenny wirus” w Champions League i dalej będzie czekał na gola w fazie pucharowej LM. Zanim Gnabry otworzył worek z bramkami, Lewandowski zmarnował dwie sytuacje sam na sam z Willym Caballero. Wydawało się, że golkiper Chelsea wyrośnie na największego bohatera tego spotkania, bo nawet kiedy piłkarze Bayernu zdołali kopnąć piłkę obok niego, to ta lądowała obok bramce albo na jej obramowaniu (raz piłka wylądowała na poprzeczce). Magia doświadczonego bramkarza działała jednak tylko w pierwszej połowie, a po zmianie stron dał się pokonać trzykrotnie.
W końcu swego dopiął też Lewandowski, który dopełnił formalności po znakomitym rajdzie Alphonso Daviesa. 19-letni Kanadyjczyk wyrasta na jednego z największych wygranych obecnego sezonu, a akcja, po której Lewy ustalił wynik spotkania wyglądała tak, jakby lewy obrońca Bayernu miał pobić rekord świata w biegu na sto metrów z piłką przy nodze. Osiągnął zabójczą prędkość, dwóch rywali minął jak tyczki i wyłożył futbolówkę jak na tacy do RL9, który znowu jest samodzielnym liderem klasyfikacji strzelców LM 2019-20 z dorobkiem 11 trafień.
Frank Lampard zapowiadał przed meczem, że wierzy, iż rewanż w Monachium nie będzie tylko wycieczką krajoznawczą. Na jego nieszczęście wszystko jednak wskazuje na to, że The Blues pojadą do stolicy Bawarii tylko w celach turystycznych. Chelsea mogła, a nawet powinna zadać Bayernowi co najmniej pożądny mocny cios i pokonać Manuela Neuera, który kilka razy pomylił się przy wyprowadzeniu piłki, ale na jego szczęście obyło się bez konsekwencji. Gospodarze mieli swoje sytuacje, choć nie stuprocentowe, ale nie mieli pomysłu jak złamać bawarską defensywę.
Bayern wygrał zasłużenie, nie pozwolił rozwinąć skrzydeł londyńczykom, a sam mógł już po pierwszych 45 minutach prowadzić różnicą dwóch lub trzech goli. Zwycięstwo 3:0 w zasadzie przekreśla szanse Chelsea na jakiekolwiek marzenia o odrobieniu strat w Monachium. Zatem pierwszego ćwierćfinalistę chyba już znamy…
pgol, PilkaNozna.pl