Ostatnim zacząć i którym skończyć?
To już po raz trzeci w historii Polska znalazła się w ostatniej grupie mistrzostw świata. Jak to rzutowało na jej późniejszą postawę? I w ogóle kiedy kończyli udział w turnieju ci, którzy najpóźniej zaczynali?
TOMASZ LIPIŃSKI
Tę historię zaczynamy od 1974 roku, kiedy po raz pierwszy awansowaliśmy na mundial dzielony na grupy. Wtedy tylko cztery i biało-czerwoni znaleźli się właśnie w tej ostatniej. Logiczne więc było, żeby na boisko wybiegli jako ostatni. Ale jako że były to inne czasy, w których nie wszystko odbywało się pod dyktando telewizji, to wypada zrobić dwa zastrzeżenia. Po pierwsze – stało się to już dwa dni po meczu otwierającym turniej, po drugie – 15 czerwca 1974 roku odbyły się cztery spotkania, a o godzinie 18 rozpoczęły się dwa, zatem Polacy wcale aż tak długo nie czekali na swój pierwszy raz i jeszcze znaleźli się w dość licznym gronie. A później poszli jak burza i zatrzymali dopiero 6 lipca, dzień przed finałem.
Meksyk w 1986 roku pomieścił już sześć grup: od A do F. Jednak z powodu dość pokracznie ułożonego kalendarza nie wszystko odbywało się po bożemu. Na przykład w grupie A, w której meczem Włochy – Bułgaria zainaugurowano turniej, następne w kolejności spotkanie odbyło się całe dwa dni później. Co z kolei spowodowało, że broniąca tytułu Italia przed drugim występem odpoczywała pięć dni, a późniejszy triumfator Argentyna tylko trzy, co zwłaszcza w meksykańskim klimacie wydawało się rażącą niesprawiedliwością. Natomiast polska grupa stanęła do walki inaczej, niż wskazywała na to litera w alfabecie, i nasz mecz z Maroko był już szóstym w kolejności. Z dzisiejszej perspektywy trudno odgadnąć, co autor takiej rozpiski miał na myśli, ale na pewno nie w tym należało szukać alibi dla rozczarowującej postawy biało-czerwonych. Do fazy pucharowej przeszli z trzeciego miejsca i polegli 0:4 z Brazylią, która przystąpiła do fazy 1/8, mając dzień mniej na odpoczynek.
Dwa razy los przydzielił nas do grupy A: najpierw w 1982 roku i podobnie w 2006. Z kolei w 1978 roku, będąc obecni w drugiej grupie, zainaugurowaliśmy mistrzostwa. A to dzięki RFN-owi, bo w myśl ówczesnego zwyczaju obrońcy tytułu i jego pierwszemu przeciwnikowi przypadał w udziale ten zaszczyt. Został jeszcze 2002 rok, w którym rzuciło nas do grupy D, czyli pośrodku, co nie przeszkodziło podopiecznym Jerzego Engela w pierwszej kolejności pożegnać się z Azją.
Trzy razy w historii ostatni na starcie zameldowali się pierwsi na mecie. Tylko że trudno porównywać sytuacje Urugwaju i Brazylii z pierwszego i trzeciego powojennego mundialu z tą Hiszpanii sprzed ośmiu lat. Na przykład w 1950 roku wystarczyło, że Urugwaj pokonał Boliwię i już miał pierwszą fazę turnieju za sobą. I właśnie dlatego casus Hiszpanii można uznać za bezprecedensowy.
(…)
CAŁY TEKST MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (25/2018) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”