Odpadamy z Euro, ale z honorem. Drużyna pokazała charakter, a bramkarz wielką klasę
Mieli zagrać ofensywnie. Jedni i drudzy. My, żeby ratować twarz, a Francja, żeby nastrzelać goli. W efekcie wyszedł remis z wicemistrzami świata. Niby dla nas bez znaczenia, ale ugraliśmy punkt z drużyną, która grała o konkretną stawkę. Mistrzostwa Europy przegraliśmy, lecz spalonej ziemi nie widać.
– Mam nadzieję, że kibice trochę nam wybaczą – powiedział Łukasz Skorupski w TVP Sport. Polski bramkarz wybrany został piłkarzem meczu, a nagrodę zadedykował drużynie. Zatrzymał siedem strzałów Francuzów, nie dał rady tylko przy karnym. – Te mistrzostwa niech będą dla nas nauczką, że musimy jeszcze ciężej pracować.
Francja nie zagrała na stojąco, ale rozegrała dość kiepski mecz. Nie ma wątpliwości, że Les Bleus chcieli bardzo wygrać (spadając na drugie miejsce wdrapali się na drabinkę turniejową z Niemcami, Hiszpanią i Portugalią), ale chyba podświadomie nie angażując stu procent sił. Przeliczyli się. Bazowali – jak w pierwszym meczu – na indywidulanych umiejętnościach swoich skrzydłowych. W efekcie nie wygrali grupy, bo im w tym przeszkodziliśmy biorąc malutki rewanż za Katar.
Już po spotkaniu z Austrią pojawiła się narracja – zaproponowana przez selekcjonera, a podchwycona raźno przez zawodników i spore grono komentatorów – że mecz z Francją powinien być już etapem przygotowań do Ligi Narodów i kolejnych eliminacji, tym razem mundialowych. To nie było właściwe postawienie sprawy. Niosło bowiem ryzyko zdjęcia presji z zawodników, odsunięcia na dalszy plan konieczność bezpardonowej walki o porządny wynik (no bo przecież to niemal sparing – szykujemy się już na jesień…). A mistrzostwa nie są od tego by na nich szykować się na eliminacje, bo powinno być dokładnie odwrotnie.
Dlatego od początku powinna obowiązywać spójna narracja – dokończmy te mistrzostwa z honorem. Zagrajmy ile fabryka dała, zabierzmy punkty, albo choćby przestraszmy Francuzów. Niech nas szanują. I tak właśnie, mimo wycieczek myślami już do jesiennych meczów ze Szkocją, Chorwacją i Portugalią, ostatecznie się stało! Michał Probierz po Austrii mówił, że nie zamierza schodzić z obranej ścieżki i wciąż będzie stawiał na futbol ofensywny. Postąpił wbrew swojej filozofii w Berlinie, kiedy ustawił zespół taktycznie i personalnie niemal identycznie jak w Cardiff szykując go na ciężką fizyczną walkę.
Wytrącił sobie wówczas z rąk ofensywne argumenty, próbując pokonać Austriaków w dyscyplinie, w której są mistrzami. Teraz wrócił do tego, co zaproponował na inaugurację w Hamburgu. Więcej – poszedł dalej. Postawił na ultra-ofensywę (w teorii), bo nie będącego w pełni sił Tarasa Romanczuka zastąpił Jakubem Moderem (co stanowiło mimo wszystko pewne wotum nieufności w stosunku do Bartosza Slisza). Po co? By nie tylko biegać za przeciwnikiem i piłką, ale wymieniać podania niwelując ryzyko jej straty
Bo kwartet Moder – Piotr Zieliński – Sebastian Szymański – Kacper Urbański w teorii gwarantował taką grę. Grę jakiej kompletnie nie byliśmy sobie w stanie zorganizować w miniony piątek (inna rzecz, że przeciw Austriakom ciężko jest komukolwiek i cokolwiek organizować, no ale przynajmniej próbować trzeba). Tymczasem w Dortmundzie momentami polska drużyna starała się nawet przejmować inicjatywę w konfrontacji z lepiej wyszkolonymi rywalami. Rzadko co prawda, ale nie widać było bojaźni i zwątpienia, wręcz namacalnego w rywalizacji z teamem Ralfa Rangnicka.
Moder, choć nie uniknął pomyłek, udźwignął rolę defensywnego pomocnika. Był do tej roli przygotowany. Urbański to w ogóle opowieść na osobny tekst. Zawodnik pozbawiony układu nerwowego i kompleksów. W ciągłym ruchu i nieustannie głodny gry. W końcu Zieliński miał z kim współpracować w środku pola. Więcej takich! Mocno i uczciwie pracował Robert Lewandowski. Uczestniczył w grze, absorbował rywali, wziął na siebie odpowiedzialność w kluczowym momencie ustawiając piłkę na wapnie. Selekcjoner trafił też ze zmianami, bo znakomitą dał Karol Świderski, na którego ocenę nie wpływa wyłącznie wywalczony rzut karny.
Używając terminologii Zbigniewa Bońka, dyskotekę musieliśmy opuścić szybko, po trzech wyjściach na parkiet, ale na koniec jeszcze fajnie zatańczyliśmy. I to bez żadnego obciachu, bez potykania się o własne nogi. Po drugim kawałku wydawało się, że pasujemy do tej imprezy jak pięść do nosa. Złe wrażenie udało się nieco odegnać.
Szkoda meczu z Austrią i chybionego planu na Berlin. Szkoda także meczu z Holandią, bo mecz otwarcia zawsze deprymuje pewne późniejsze zachowania. Jeśli we wtorek miał być to „mecz o przyszłość”, a takie określenie z lubością powtarzane było choćby w studiu TVP Sport, to faktycznie – ta przyszłość nie musi być ponura. Michał Probierz zostaje na stanowisku, zapracował na zaufanie. Nawet jeśli Francja rzadko wrzucała najwyższy bieg, to jest to już problem Didiera Deschampsa. Nasza droga została w każdym razie wytyczona. Deficyty są spore, wciąż szwankuje choćby organizacja gry defensywnej. Liga Narodów i eliminacje MŚ mogą zakończyć się dla nas źle i to z kilku powodów. Droga do Ameryki na pewno będzie znacznie trudniejsza niż do Niemiec. To już wiemy. Nie wiemy tylko, czy remis z Francją okaże się mitem założycielskim nowej, mocnej drużyny biało-czerwonych? Zgrabnie podsumował na Twitterze Michał Zachodny: „Zapomnijmy już o wzorcu z Cardiff, budujmy na szkicu z Dortmundu”.
5
Pięć strzałów Kyliana Mbappe obronił Łukasz Skorupski.
Budowa trwa co prawda od mniej więcej ośmiu lat, ale innej drogi nie ma. Piłkarzy sobie nie kupimy.
Mi nasuwa się tylko jedno zdanie „marzeniami żyłem jak król”. Jako naród i kibice co wielką imprezę szykujemy się na mistrzów, a potem zaczynamy przygotowania do następnej imprezy. A tymczasem może warto nieco zluzować? Nie mamy ani wykonawców, gdyż po za kilkoma wyjątkami nasi zawodnicy są słabi indywidualnie, taktycznie i mentalnie. Trenerzy to to raczej ludzie z łapanki, którzy nie mają pojęcia jak się gra na zachodzie, który chcemy gonić i ogrywać i jesteśmy przywiązani do nazwisk. Czy gra, czy nie gra, czy prezentuje piach – ma nazwisko – jedzie. Także raczej to drużyna bez perspektyw i bez przyszłości.
Nie raczej, lecz na pewno. I nie z honorem, a z humorem, grajki śmiechu warte.
Choć Nikola Zalewski był jasnym punktem!
Robert Artimag
25 czerwca, 2024 23:31
A ja widzę w nich potencjał. Pamiętajmy, że są po kilku udarach. Jeżeli wyciągniemy odpowiednie wnioski, że autobus jest dobry na krótkie wyprawy i że może Francja zagrała słabiej bo jej w tym pomogliśmy… a pracą poprawimy odbiór i dokładność to wtedy przyjdzie większa pewność siebie i lepsza gra
Gierwazy
26 czerwca, 2024 12:29
Po ostatniej przegranej Mariusza Masternaka o tytuł mistrza świata w boksie jego promotor, Andrzej Wasilewski, indagowany przez reportera o pięknej porażce jego podopiecznego wypalił zirytowany: ”Piękne porażki zostawmy polskim piłkarzom!”. Coś w tym jest. Kolejny beznadziejny występ w wielkiej imprezie (w XXI wieku tylko w jednej z nich, w ME w 2016 roku udało nam się wyjść z grupy…) a tu redaktor, za przeproszeniem, bredzi o odpadnięciu z honorem (dodajmy, że remis uzyskany został dzięki rzutowi karnemu za mocno naciągany faul…). Przy czym jako oczywistość bierze fakt, że grupę wygrywa Austria, z porównywanym przecież do nas potencjałem. Zresztą przeglądając historię ostatnich wielkich imprez zawsze trafia się ekipa(y), która z przeciętnym składem robi furorę. A u nas zawsze to samo: wystraszeni, słabi fizycznie i kondycyjnie piłkarze, trenerzy trzymający się tych samych nazwisk (taki Bednarek, w każdym turnieju zawala nam bramkę!), nie reagujący na boiskowe wydarzenia, z kosmetycznymi, zazwyczaj pod koniec meczu zmianami. Cóż, ja deklarację Probierza o ”podążaniu raz obraną drogą”, nawet jeśli jest to wyciągnięte z kontekstu, odbieram jako zapowiedz kontynuacji niepowodzeń…
Mi nasuwa się tylko jedno zdanie „marzeniami żyłem jak król”. Jako naród i kibice co wielką imprezę szykujemy się na mistrzów, a potem zaczynamy przygotowania do następnej imprezy. A tymczasem może warto nieco zluzować? Nie mamy ani wykonawców, gdyż po za kilkoma wyjątkami nasi zawodnicy są słabi indywidualnie, taktycznie i mentalnie. Trenerzy to to raczej ludzie z łapanki, którzy nie mają pojęcia jak się gra na zachodzie, który chcemy gonić i ogrywać i jesteśmy przywiązani do nazwisk. Czy gra, czy nie gra, czy prezentuje piach – ma nazwisko – jedzie. Także raczej to drużyna bez perspektyw i bez przyszłości.
Nie raczej, lecz na pewno. I nie z honorem, a z humorem, grajki śmiechu warte.
Choć Nikola Zalewski był jasnym punktem!
A ja widzę w nich potencjał. Pamiętajmy, że są po kilku udarach. Jeżeli wyciągniemy odpowiednie wnioski, że autobus jest dobry na krótkie wyprawy i że może Francja zagrała słabiej bo jej w tym pomogliśmy… a pracą poprawimy odbiór i dokładność to wtedy przyjdzie większa pewność siebie i lepsza gra
Po ostatniej przegranej Mariusza Masternaka o tytuł mistrza świata w boksie jego promotor, Andrzej Wasilewski, indagowany przez reportera o pięknej porażce jego podopiecznego wypalił zirytowany: ”Piękne porażki zostawmy polskim piłkarzom!”. Coś w tym jest. Kolejny beznadziejny występ w wielkiej imprezie (w XXI wieku tylko w jednej z nich, w ME w 2016 roku udało nam się wyjść z grupy…) a tu redaktor, za przeproszeniem, bredzi o odpadnięciu z honorem (dodajmy, że remis uzyskany został dzięki rzutowi karnemu za mocno naciągany faul…). Przy czym jako oczywistość bierze fakt, że grupę wygrywa Austria, z porównywanym przecież do nas potencjałem. Zresztą przeglądając historię ostatnich wielkich imprez zawsze trafia się ekipa(y), która z przeciętnym składem robi furorę. A u nas zawsze to samo: wystraszeni, słabi fizycznie i kondycyjnie piłkarze, trenerzy trzymający się tych samych nazwisk (taki Bednarek, w każdym turnieju zawala nam bramkę!), nie reagujący na boiskowe wydarzenia, z kosmetycznymi, zazwyczaj pod koniec meczu zmianami. Cóż, ja deklarację Probierza o ”podążaniu raz obraną drogą”, nawet jeśli jest to wyciągnięte z kontekstu, odbieram jako zapowiedz kontynuacji niepowodzeń…
W 2022 Katar jeszcze wyszli z grupy
Chyba że liczysz to jako wyczołganie 🙂
Racja. Mea culpa, zapomniałem o tym ”sukcesie’…
Redaktorze, oglądaliśmy różne mecze. W tych co ja oglądałem wynik dało się przeczytać po pierwszych pięciu minutach.