Przejdź do treści
Bildnummer: 01792954  Datum: 06.07.1974  Copyright: imago/WEREK
Freud und Leid: Grzegorz Lato (2.v.li.) und Kazimierz Deyna (2.v.re., beide Polen) bejubeln das 1:0, Torwart Emerson Leao und Alfredo Mostarda Filho (re., beide Brasilien) enttšuscht; Polen - Brasilien 1:0, quer, Jubel, jubeln, Torjubel, Tor, Treffer, Gegentor, TribŁne, TribŁnen, Rang, Ršnge, voll, ausverkauft, innen, Innenansicht Weltmeisterschaft 1974, Lšnderspiel, Nationalmannschaft, Nationalteam, Nationaltrikot, Vdia MŁnchen Olympiastadion, Spiel um Platz 3, drei Enttšuschung,  FuŖball WM Herren Mannschaft Gruppenbild pessimistisch Aktion Personen

Polska Reprezentacja Polski

Oczko, czyli subiektywny TOP 21 najbardziej pamiętnych goli w historii reprezentacji Polski. Ti, ti, ti i matka wszystkich bramek [CZĘŚĆ 3]

Czas na najlepszą siódemkę. Jan Domarski i Wembley. Komentarz Jana Ciszewskiego. Brzuch Petera Shiltona. Znamy to na pamięć, każdy kibic znać musi. To matka wszystkich biało-czerwonych bramek. Bez niej nie byłoby gola Grzegorza Laty przeciw Brazylii, tego najpiękniejszego z koczkodanów, tej cudnej, turlającej się francy i nie byłoby medalu mistrzostw świata.

Zbigniew Mucha

7. Janusz Kupcewicz (10.7.1982, Polska – Francja 3:2)

Wspaniały mundial Polaków, wspaniały ostatni mecz. Francuzi byli załamani okolicznościami półfinałowej porażki z RFN. Na spotkanie o III miejsce wyszli rezerwowym składem, między innymi bez Michela Platiniego, ale chcieli wygrać, byli niezwykle zmotywowani. Oddali 23 strzały, 10 celnych. Nie stracili wiary nawet wówczas, gdy tuż po przerwie jeden z mundialowych herosów, Kupcewicz, zaskoczył wszystkich, łącznie oczywiście z bramkarzem Jeanem Castanedą. Rzut wolny z boku boiska, zza bocznej linii pola karnego. Wszyscy czekali na centrę, tymczasem Kupcewicz uderzył pięknie i perfidnie zarazem, przy bliższym słupku.

Cytat z książki Romana Kołtonia „Zibi, czyli Boniek”. 

Opowiada Kupcewicz: „Strasznie się zagotowałem na Zbyszka w Alicante… Po pierwszej połowie Boniek, schodząc z boiska, mówi do Piechniczka: «Weź go pan zmień». Chyba nie wiedział, że idę za nim krok w krok… Pomyślałem sobie wówczas… «Ty rudy ch…, to ja dogrywam gola na 2:1, którego strzelił Majewski, a ty żądasz od trenera, abym zszedł!».

A potem był ten wspaniały gol i radość. Wszystko poszło w niepamięć. Znów cytat z Kupcewicza: „Patrzę, a Zbychu pakuje mi się na plecy…”.

6. Ernest Wilimowski (27.8.1939, Polska – Węgry 4:2)

Nieodzowne jest tło historyczne i cała otoczka meczu. Za kilka dni hitlerowskie Niemcy napadły na Polskę i zaczęła się wojna. Ale Warszawa żyła wojną od dłuższego czasu. Szykowała się do kataklizmu. Trwała mobilizacja żołnierzy, cywile kopali rowy przeciwlotnicze. I właśnie wtedy zaplanowano mecz na Stadionie Wojska Polskiego. Końcówka sierpnia, upalnie. Rywalem byli znakomici Węgrzy, wicemistrzowie świata. Nic dziwnego, że po pół godzinie goście prowadzili 2:0. – Nagle polska drużyna wpadła w jakiś trans. Wszyscy grali wspaniale, piłka od nogi do nogi, ataki bezustanne – opowiadał po wielu latach w Polskim Radiu Bohdan Tomaszewski, który jako bardzo młody człowiek był wówczas na stadionie przy Łazienkowskiej wśród 25 tysięcy fanów. Sygnał do odrabiania strat dał Wilimowski. Trafił dwa razy, później po karnym na nim na prowadzenie Polaków wyprowadził Leonard Piątek. A kilka minut potem… i tu opis z archiwalnego „Przeglądu Sportowego”: „Piontek wystawia Wilimowskiego, ten idzie naprzód między Kissem i Biro i strzela bombą czwartą bramkę.”.

– Wilimowski zagrał fenomenalnie. On przejeżdżał, dryblował tych znakomitych techników węgierskich, jak dzieci. Mijał trzech, czterech w drodze do bramki, a potem cudowne strzały tuż koło słupka… To może najpiękniejszy mecz w historii polskiego futbolu. 0:2 z wicemistrzami świata, a potem cztery bramki z rzędu i gra pełna polotu, inteligencji, rozmachu, dalekie strzały, świetna obrona. Jak gdyby na pożegnanie tej przedwojennej Polski. Taka mogłaby być polska piłka nożna, gdyby nie wojna – opowiadał znakomity polski komentator. Tymczasem na kolejny swój mecz biało-czerwoni musieli poczekać aż 8 lat.

5. Robert Lewandowski (8.10.2015, Szkocja – Polska 2:2)

Może za wysoko, ale najlepszego strzelca w historii reprezentacji trzeba uhonorować. Epilog eliminacji Euro 2016. Ten finisz mógł jednak wyglądać kiepsko, gdyby nie Lewandowski. Na Hampden otworzył wynik, potem dwa razy trafili Szkoci i zrobiło się nieprzyjemnie. Była 94. minuta. Właściwie już akcja rozpaczy Polaków. Niezwykła determinacja kapitana, który w ogromnym zamieszaniu podbramkowym wręcz wepchnął, wtłoczył futbolówkę do siatki. „Jest, jest! Gol! Coś nie-prawdopodobnego! Co tutaj się stało w Glasgow? Szok, szok, szok!” – Mateusz Borek tracił głos przed mikrofonem. Gdyby nie ten mało efektowny gol, spadlibyśmy na trzecie miejsce w grupie i przed ostatnim meczem z wyprzedzającą nas Irlandią bylibyśmy w trudniejszej sytuacji. 

4. Józef Klotz (28.5.1922, Szwecja – Polska 1:2)

To był trzeci mecz w historii reprezentacji, pierwszy wygrany, pierwszy ze zdobytą bramką. Tę premierową uzyskał Klotz z rzutu karnego. Fragment opisu zdarzenia z albumu GiA „100 meczów na 100. lecie reprezentacji”: „No zapisał się syn żydowskiego krawca z Brackiej pod Wawelem w sposób wyjątkowy i niepowtarzalny w historii biało-czerwonych… 

Trzeba też zacytować szwedzki dziennik «Dagens Nyheter», bo w sposób niemal poetycki zaprezentował pierwszego polskiego gola reprezentacyjnego. «Wezwano prawego obrońcę, wysokiego i przystojnego (…). Wykonał ten rzut z igraszką i nadzwyczajną elegancją; piłka utkwiła w lewej stronie u góry»”.

Nic dodać, nic ująć.

3. Zbigniew Boniek (28.6.1982, Polska – Belgia 3:0)

Mecz – wzór. Indywidulany występ – marzenie. Długo nie szło nam na mundialu w Hiszpanii, dopiero druga połowa meczu z Peru odmieniła wszystko, a zwłaszcza pierwszy gol Włodzimierza Smolarka (swoją drogą, czy nie powinien znaleźć się w zestawieniu?). 

Jadąc na mundial, Boniek miał już w kieszeni podpisany kontrakt z Juventusem. Skłoniło to wielu do wyrażania sądów, że się pospieszył, ponieważ po takim występie, jak przeciwko Czerwonym Diabłom, pogromcom Argentyny i wicemistrzom Europy, mógłby wynegocjować dla siebie (a wcześniej także Widzew Łódź) znacznie lepsze warunki. 

Zibi zdobył na Camp Nou trzy bramki. Każda inna i każda przepiękna. Żadnego przypadku: bomba w pełnym biegu pod poprzeczkę (gol numer 1), kapitalne minięcie bramkarza i uderzenie do pustaka (gol numer 3), ale my wybieramy trafienie numer 2 jako kwintesencję piękna gry całej drużyny. Janusz Kupcewicz dokonał przerzutu piłki z chirurgiczną precyzją, Andrzej Buncol odegrał futbolówkę głową jeszcze dokładniej i jeszcze bardziej w tempo, a Boniek wzleciał w powietrze i także głową przelobował Theo Custersa. Być może była to najpiękniejsza akcja biało-czerwonych na wielkich turniejach, może najwybitniejsza w całej naszej historii. Sam Boniek za trudniejszą wskazuje pierwszą bramkę przeciw Belgom, a za najładniejszego gola w historii polskich mundiali – trafienie Buncola z Peru, poprzedzone – tak się składa – znakomitym podaniem piętką Zibiego…

2.Grzegorz Lato (6.7.1974, Polska – Brazylia 1:0)

Stawką był medal za trzecie miejsce na świecie, rywalem obrońca tytułu, wielka Brazylia, choć w kompletnie innym składzie niż w Meksyku. Lato miał już sześć bramek na koncie. Walczył o tytuł króla strzelców mundialu, ale przede wszystkim o medal dla Polski. W Monachium był upał, 30 stopni Celsjusza. Wszyscy byli już zmęczeni turniejem. Wszyscy prócz Laty. W 77. minucie wykonał akcję niby brzydką, lecz piękną. Niczym na szkolnym boisku, nie szukając innych rozwiązań, bojąc się, że spalić może Kapka, ruszył na przebój – był tak szybki, że żaden z Brazylijczyków nie mógł go dognać. Wbiegł w pole karne, widział Emersona Leao, czy coś jeszcze?

Kilka opisów gola samego autora:

„Bramkarz myślał, że będę – jak w poprzednich meczach – strzelał górą i chciał mnie złapać w czapę. A ja puściłem koczkodana…”.

„Wszyscy mnie potem pytali jak to strzeliłem. Odpowiadałem, że kątem oka widziałem dolny róg. A prawda jest taka, że gówno tam wtedy widziałem. Widziałem tylko, że bramkarz wyszedł do przodu i tylko ostatkiem sił, bo już dwóch „chartów” siedziało mi na plecach, uderzyłem piłkę pasówką. I patrzyłem – wpadnie „franca” czy nie wpadnie. A ona „ti, ti, ti”. Ja mówię – No szybciej! – a ona „ti, ti, ti”. I koło słupka się wtoczyła”.

I krzyk Jana Ciszewskiego: „Idzie teraz Lato, wjeżdża w pole karne, proszę państwa, gol! Gol! Grzegorz Lato! Siódma bramka na mistrzostwach świata! Wspaniała sprawa! Siódma bramka króla strzelców X Mistrzostw Świata! Bramka wspaniała!”.

1. Jan Domarski (17.10.1973, Anglia – Polska 1:1)

Jest taka scena w „Weselu” Wojciecha Smarzowskiego, kiedy na salę między bawiących się gości wjeżdża na rowerze umorusany Mundek grany brawurowo przez Jerzego Rogalskiego. Ma na sobie czerwoną koszulkę reprezentacji z numerem 10 na plecach. 

„Wiesiu! Nie wierzy, nie wierzy, że to prawdziwa, oryginalna, Jasia Domarskiego” – krzyczy do Wojnara, wskazując na sceptycznego Edka Wąsa. Akcja dzieje się gdzieś w okolicach Sanoka, może Ustrzyk, w każdym razie na Podkarpaciu, co uwiarygadnia koszulkę bohatera z Wembley. 

Bo Domarski, obok Jana Tomaszewskiego, zapisał się w pamięci jako bohater najsłynniejszego meczu Polaków. Grzegorz Lato miał kiedyś powiedzieć, że gdyby nie Domarski, nie byłoby jego, Szarmacha, ani Górskiego. 

Polacy nie byli faworytami do awansu, nie mieli prawa zaszkodzić Anglikom, byli drużyną gorszą od wyspiarzy niezależnie od tego, że w Chorzowie odnieśli zwycięstwo. Na Wembley bronili się ofiarnie i szczęśliwie. Domarski grał, bo kontuzję leczył Włodzimierz Lubański. W 57. minucie ruszyła kontra gości. Henryk Kasperczak zagrał do Laty, ten wyłożył piłkę pędzącemu środkiem boiska Domarskiemu. Napastnik uderzył z kilkunastu metrów bez zastanowienia. Mocno, ale niezbyt czysto. Sam wówczas powiedział, opisując trafienie: „przyszła, naszła, zeszła i weszła”. Shilton był nierozgrzany, popełnił błąd, puścił piłkę pod brzuchem. – Bramkową akcję na Wembley stworzyli zawodnicy Stali: Henio Kasperczak, Grzesio Lato i ja. Pomógł mi trochę w ostatniej chwili Robert Gadocha, który ściągnął na lewą stronę angielskiego obrońcę. Miałem pół bramki wolne, aby oddać strzał – mówił po latach. 

Anglików stać było na wyrównanie, ale na mundial pojechali biało-czerwoni. Tak zaczął się najpiękniejszy okres w dziejach reprezentacji Polski. To była druga bramka napastnika Stali w tych eliminacjach i druga w ogóle, w sumie w 17 meczach w drużynie narodowej. Domarski nie miał wielkiego udziału w medalu MŚ. Zagrał tylko raz w wyjściowym składzie, przeciw Niemcom. W RFN błyszczał Szarmach. Po mundialu więcej w drużynie narodowej bohater z Wembley nie zagrał. Kiedy niedawno „The Times” sporządził listę 50 najważniejszych bramek w historii piłki nożnej, trafienie Domarskiego znalazło się w zestawieniu. Oczywiście sam ranking był dziwaczny, bo nadto sfokusowany na angielskim futbolu, ale to już osobna sprawa. Typowo zresztą angielska.

guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Wbudowane opinie
Zobacz wszystkie komentarze

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 41/2024

Nr 41/2024