To pewnie ryzykowna teza, ale gdyby oceniać wrażenie z konkretnego meczu, to po jednym tylko występie przeciw Szwajcarii, uznalibyśmy Włochów, niedawnych mistrzów Europy, za najsłabszy zespół w całym turnieju.
Naprawdę smutno robiło się widząc brak jakości, serca, zaangażowania, pomysłu. To jednak problemy Włochów. My mamy przecież swoje. Bo żeby było jasne – to było złe Euro w naszym wykonaniu i nie wmawiajmy sobie po remisie z Francją, że było niezłe. Im dalej od mistrzostw, tym coraz mocniej wkręcać się będzie w naszą świadomość narracja, że czas wyciągnąć wnioski, rozpocząć budowę, myśleć do przodu. Często to słyszeliśmy. Myśleć do przodu zawsze warto, tyle że nie są to przyjemne myśli. Czy bowiem mamy wiele przesłanek do optymizmu?
Nie byłoby przecież tego punktu z Les Bleus, gdyby polski bramkarz nie został piłkarzem meczu. Był (jest?) Wojciech Szczęsny, będzie Łukasz Skorupski (albo Marcin Bułka) i już widać, że z tego powodu drużyna nie ucierpi. Wskoczył do składu Kacper Urbański i to na pewno jest przyjemna wiadomość – widzieć nastolatka w konfrontacji z Holandią i Francją, który nic sobie nie robi z faktu, że gra właśnie przeciw Holandii i Francji, a najważniejsze, że grać w piłkę potrafi. Nie tylko przeszkadzać, przesuwać się, doskakiwać, asekurować, obiegać, skanować, ale właśnie grać w piłkę.
Ci dwaj – Skorupski i Urbański (plus Piotr Zieliński, a w pewnym stopniu może i Szczęsny), to nasze najjaśniejsze punkty zakończonego dość szybko Euro 2024.
Ostatni mecz daje oczywiście jakąś nadzieję na przyszłość, z tym że wdziera się nachalnie do głowy myśl, że dobrze już było. Przed nami bowiem Liga Narodów z podrażnioną Chorwacją, jakościową Portugalią i twardą Szkocją. A potem eliminacje MŚ. Trzykroć trudniejsze niż kwalifikacje ME. Na mundial awansuje tylko 16 drużyn z Europy, to tak jakbyśmy mieli zakwalifikować się do 1/8 finałów ME… Losowanie MŚ, które odbędzie się w grudniu, będzie dla nas raczej ciężkie. Z pierwszego koszka niemal na pewno losowani nie będziemy, a tylko zwycięzcy grup bezpośrednio pojadą za ocean. Potem 12 drugich zespołów plus czterech zwycięzców z Ligi Narodów będzie walczyć w barażach. Możemy jeszcze swoją pozycję poprawić poprzez dobrą grę w LN, ale trudno w to dziś uwierzyć.
Ten najbliższy mundial naprawdę nie musi być dla nas. Tę cenę możemy długo płacić (oby nie 16 lat, jak to było ze słynna klątwą Zbigniewa Bońska w 1986 roku…), a jest ona konsekwencją także fatalnych eliminacji do Euro.
Tam zaczęło się całe zło – od kompromitacji w najsłabszej grupie. Fakt, że weszliśmy na Euro przez baraże skutkował zameldowaniem się w grupie „śmierci”. A swoją drogą Polska, Czechy i Albania na Euro ugrały po jednym punkcie. Razem 3 w dziewięciu meczach. Nawet zebrany urobek do kupy, mógłby nie wystarczyć do wyjścia z grupy w finałach…
16
Tylko tyle drużyn z Europy weźmie udział w finałach MŚ 2026.
Czekamy zatem, aż jesienią objawi się w kadrze przynajmniej jeszcze jeden Urbański. Czekamy aż Zieliński znajdzie swoje miejsce w Interze, jednej z najlepszych drużyn klubowych w Europie i że nagle – ni stąd, ni zowąd – wyrośnie na potrzeby reprezentacji jakiś nieoczywisty stoper. A na razie na horyzoncie majaczy – kto wie – może w jakiejś odległej przyszłości kolejny polski selekcjoner. Nie za szybko, ale jeśli pokładamy w kimś nadzieje, to w Łukaszu Piszczku. Mądry facet, ponoć utalentowany trener, pasjonat zawodu. Fajnie wypadł jako ekspert TVP Sport, ale kręci go co innego. I właśnie trafił do świetnej szkoły, bo bycie asystentem w Borussii Dortmund, to nie w kij dmuchał. Może za jakiś czas doczekamy się trenera w topowej lidze Europy.