Na przestrzeni minionych pięciu lat przywdziewał barwy czterech klubów. W pełni ufano mu tylko w jednym. Jego oazę stanowi reprezentacja Belgii. Tam Michy Batshuayi czuje się potrzebny i skrzętnie się za to odwdzięcza.
W Valencii Batshuayi nie pozostawił po sobie dobrego wrażenia. (fot. Reuters)
Meczem z Rosją Czerwone Diabły zainaugurują w sobotę swój udział w mistrzostwach Europy. Choć uchodzą za jednego z głównych faworytów do wygrania turnieju, dyspozycja zdrowotno-sportowa części ich liderów nie może napawać Roberto Martineza optymizmem. Kevin De Bruyne walczy z czasem, starając się dojść do siebie po zderzeniu z Antonio Ruedigerem w finale Ligi Mistrzów. Eden Hazard przez cały miniony sezon starał się pokonać urazy i brak formy, lecz poniósł porażkę. Niezależnie jednak od ostatecznego wyniku zmagań Belgów, jest w ich gronie przynajmniej jeden piłkarz, który cieszy się z samego udziału w imprezie. Dzięki temu może na dłuższy okres oderwać się od wyjątkowo szarej w jego przypadku rzeczywistości futbolu klubowego.
PIŁKARZ REPREZENTACYJNY
Michy Batshuayi, bo o niego właśnie chodzi, otrzymał powołanie, mimo że w rozgrywkach 2020-21 pełnił w Crystal Palace rolę rezerwowego. Wystąpił w zaledwie 20 spotkaniach, w 9 z nich wybiegając na boisko w pierwszej minucie. Zdobył dwie bramki, zaliczył dwie asysty. Nie spełniły się więc nadzieje żywione przez niego oraz Roya Hodgsona. We wrześniu, kiedy 27-latek rozpoczynał drugie wypożyczenie na Selhurst Park, obaj panowie wyrażali ekscytację z powodu wznowienia współpracy, wierząc, iż ta będzie owocna. Że zarówno drużyna, jak i piłkarz bardzo na niej zyskają.
Fakt, że stało się inaczej, nie sprawił, iż selekcjoner Belgów pominął tymczasowego napastnika Orłów. Ufa mu i dotąd się nie zawiódł. W 27 meczach pod jego wodzą Batshuayi strzelił 19 goli, do których dorzucił 3 asysty. Zasłużył, by mówić o nim, jako o piłkarzu reprezentacyjnym. Nawet jeśli nie jest pierwszym wyborem Martineza, wszak niepodważalny numer jeden na szpicy stanowi oczywiście Romelu Lukaku. Minuty spędzone na murawie w barwach drużyny narodowej nie są zresztą dla gracza Chelsea warunkiem niezbędnym do uznania zgrupowania kadry za udane. Każda chwila spędzona w dresie Czerwonych Diabłów jest dla niego bezcenna.
– Kiedy przyjeżdżam na zgrupowanie drużyny narodowej, łapię oddech nowej energii, ponieważ w klubie jest mi bardzo trudno. Czuję duże zaufanie od trenera Czerwonych Diabłów, zaufanie, którego nie otrzymuję w Crystal Palace. Nawet kiedy jestem z powrotem w klubie, sporo rozmawiam z Martinezem. Daję z siebie 200%, by go nie zawieść – przyznał Batshuayi w trakcie poprzedniej przerwy reprezentacyjnej. Zdobył podczas niej bramkę i zanotował asystę. Do Londynu wrócił tak pozytywnie naładowany, że w trakcie treningów przekonał Hodgsona do wpuszczenia go na murawę w starciu z Evertonem. Dwie minuty po wejściu do gry 27-latek strzelił gola na wagę remisu. I o ile szkoleniowiec Orłów przekonywał po ostatnim gwizdku arbitra, że jest ze swojego podopiecznego zadowolony i że w ostatnich 8 kolejkach sezonu ten będzie miał dużo okazji do ponownego wykazania się, o tyle do końca rozgrywek Belg przywdział strój meczowy już tylko raz. W rywalizacji z Southampton przebywał na boisku przez 18 minut.
ZUPEŁNIE INNY ZAWODNIK
O niebo lepiej Batshuayi i Hodgson wspominać będą pierwszy etap wspólnej pracy na rzecz dobrych wyników Crystal Palace. W sezonie 2018-19 były gracz Olympique Marsylia spędził na Selhurst Park trzy i pół miesiąca. Wystąpił w 13 meczach, zdobył 6 bramek i pomógł zapewnić drużynie utrzymanie w Premier League. Warto odnotować, iż jego współczynnik goli oczekiwanych na 90 minut gry wyniósł 0.47. Najwięcej spośród wszystkich pomocników i napastników, którzy od kampanii 2015-16 rozegrali w barwach Orłów minimum 500 minut.
Rok wcześniej porównywalnie dobrze wypadł na wypożyczeniu w Borussii Dortmund. Starając się wypełnić wyrwę po Pierzrze-Emericku Aubameyangu, który przeniósł się do Arsenalu, miał udział w 10 akcjach bramkowych na przestrzeni 14 spotkań. – Michy to prawdziwy łowca goli, to była dobra decyzja, by go sprowadzić – mówił Peter Stoeger, ówczesny opiekun BVB, który chwalił Belga nie tylko za liczby, ale też pracę na rzecz zespołu. Niestety, z powodu urazu kolana Batshuayi zakończył sezon przedwcześnie. Na pożegnanie stwierdził: – Minęło dużo czasu, odkąd grałem tak regularnie. Gdy myślę o Chelsea, nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek wystąpił w dwóch kolejnych meczach. Kiedy przybyłem do Dortmundu, zostałem przywitany bardzo ciepło. Obdarzono mnie ogromnym zaufaniem i miłością, a kiedy piłkarz to dostaje, staje się zupełnie innym zawodnikiem. Grałem dobrze, ponieważ chciałem odwdzięczyć się za wiarę, jaką pokładali we mnie ludzie w klubie.
I to byłoby tyle, jeśli chodzi o udane momenty reprezentanta Belgii w futbolu klubowym od 2016 roku. Od chwili wartego 33 miliony funtów transferu do Chelsea, Michy rozegrał w jej barwach 77 meczów. Strzelił 25 goli, zaliczył 6 asyst, został mistrzem Anglii oraz zdobywcą Pucharu Anglii. Tym, czego najbardziej zabrakło mu na Stamford Bridge, było zaufanie trenerów.
Choć był pierwszym zawodnikiem, który trafił do klubu za kadencji Antonio Conte, Włoch korzystał z niego sporadycznie. Nie zmieniła tego nawet bramka w potyczce z West Bromwich Albion, dzięki której The Blues przypieczętowali tytuł mistrzowski. Taktyk rodem z Lecce nie potrafił znieść tego, że Batshuayi zapominał o wskazówkach, które otrzymał zaledwie 24 godziny wcześniej. – Michy nie jest geniuszem – miał rzucić pewnego razu. Maurizio Sarri skreślił Belga po okresie przygotowawczym. Frank Lampard z początku był pełen podziwu dla pracy, jaką Batshuayi wykonywał podczas treningów, i stawiał na niego częściej niż na Oliviera Girouda (ale rzadziej niż na Tammy’ego Abrahama). Potem stracił jednak cierpliwość. Chelsea skończył się zakaz transferowy, na Stamford Bridge trafił Timo Werner, napastnik będący do niedawna numerem dwa został pozbawiony nie tylko miejsca w kadrze meczowej, ale i numeru na koszulce.
Kilkanaście miesięcy wcześniej z belgijskim atakującym nie wytrzymał też Marcelino, szkoleniowiec Valencii. Dla tej Batshuayi zagrał 23 razy, trzykrotnie wpisując się na listę strzelców. Wypożyczenie planowane na rok zostało skrócone po sześciu miesiącach. – Sądzę, iż musimy sprowadzić jakichś napastników. Ewidentnie skończyła mi się cierpliwość do niektórych piłkarzy – stwierdził wtedy obecny trener Athleticu Bilbao. Reprezentant Czerwonych Diabłów wrócił do Chelsea, która oddała go Crystal Palace po raz pierwszy.
ZJEDNOCZENIE Z BIELSĄ?
Po zakończeniu mistrzostw Europy Michy Batshuayi ponownie pojawi się w ośrodku treningowym The Blues. Nic nie wskazuje jednak na to, by Thomas Tuchel odróżnił się od swoich poprzedników i zdecydowanie postawił na Belga. Londyńczycy chcą wzmocnić atak, a na ich celowniku znajdują się Erling Haaland oraz Romelu Lukaku (notabene, piłkarz Interu Mediolan był zawodnikiem Chelsea przez trzy lata i też nie doczekał się poważnej szansy). Według angielskich mediów, 27-latek ma zostać sprzedany.
Jako że nie ma za sobą udanego sezonu, a jego kontrakt obowiązuje tylko do końca czerwca 2022 roku, Roman Abramowicz i Marina Granovskaia nie mogą liczyć na zbicie fortuny. Kiedy Batshuayi’a chciała wykupić Borussia Dortmund, żądali 50 milionów funtów. Gdy pragnęło to zrobić Crystal Palace, domagali się 40. Teraz rzekomo zadowolą się 10.
Zainteresowany usługami Belga był ponoć Trabzonspor. Turcy raczej nie sprostają jednak wymaganiom finansowym Chelsea. Może to natomiast uczynić Leeds United. W maju portal Football Insider podał informację, zgodnie z którą Pawie zamierzają latem sprowadzić napastnika, który mógłby konkurować z Patrickiem Bamfordem. Zadanie to niełatwe, ponieważ w minionym sezonie Anglik wziął udział w 25 akcjach bramkowych. Na dodatek jest jednym z ulubieńców Marcelo Bielsy. Batshuayi nie jest jednak Argentyńczykowi obcy.
Panowie spotkali się w Olympique Marsylia. Napastnik rozegrał dla El Loco 29 spotkań i strzelił 10 goli. Tamten czas wspomina następująco: – [Bielsa – przyp. MS] rozumiał moją osobowość, wiedział, na co mnie stać. Opowiem coś. Pewnego dnia powiedział mi coś szokującego. Przez kilka dni prawie ze mną nie rozmawiał. Kiedy wreszcie się do mnie odezwał, stwierdził: „Kiedy stąd odejdziesz, zapłacą za ciebie 40 milionów.”. Po prostu to powiedział. Pomyślałem: „On jest szalony.”. Koniec końców miał jednak rację.
Czy Batshuayi przeniesie się na Elland Road – na razie nie wiadomo. W tym momencie może cieszyć się nadchodzącymi mistrzostwami Europy i przebywaniem w gronie, które w niego wierzy i które mu ufa. Pod okiem Roberto Martineza. W reprezentacyjnej oazie. Z dala od wyjątkowo szarej w jego przypadku rzeczywistości futbolu klubowego.
Maciej Sarosiek