Na piłkarskim bazarze w Katarze
To pierwszy i prawdopodobnie ostatni taki mundial, na którym cały futbolowy świat spotkał się w jednym mieście. Piłkarze, trenerzy, działacze, agenci, dziennikarze i kibice zawierają znajomości i dyskutują o piłce nie tylko na stadionach, ale też w metrze, autobusach, w restauracjach czy na targu.
Doha to wielokulturowa, międzynarodowa metropolia. Gdyby na podstawie widoków z metra czy którejś z wielu nowoczesnych ulic spytać nieświadomego obserwatora z jakiego miasta pochodzą, miałby absolutne prawo odpowiedzieć, iż z Londynu, Brukseli czy Nowego Jorku. Aby poczuć, że tegoroczne mistrzostwa świata faktycznie po raz pierwszy w historii odbywają się w kraju muzułmańskim, trzeba pojechać na Souq Waqif, czyli najpopularniejszy bazar Dohy. To miejsce gdzie krzyżują się wszystkie trzy linie katarskiego metra i zbiegają drogi wszystkich mundialowych gości. Mnóstwo tu stoisk i sklepów. Sprzedawcy oferują kolorowe tkaniny, aromaty, zapachy, tradycyjne wyroby ze skóry, rękodzielnictwo, no i oczywiście symbol Kataru – perły. Pomiędzy stoiskami wiele klimatycznych knajpek, w których przed i po meczach ludzie z całego świata rozmawiają o tym co wydarzyło się i co jeszcze wydarzy na mundialu. Bardzo interesująca jest zabudowa targu. Choć nie oryginalna. Cały teren był odnowiony i odbudowany z założeniem stylizacji na starą zabudowę. Koniecznie trzeba przyjść tu wieczorem. Podświetlenie nadaje miejscu baśniowego klimatu. Gwar jest jeszcze większy, a wszędzie w powietrzu unosi się zapach smacznego jedzenia i przypraw.
NIEDZIELA JAK PONIEDZIAŁEK
W Katarze świętem jest piątek, sobota to drugi dzień weekendu. W niedzielę, która dla Katarczyków jest jak dla nas poniedziałek, na Souq Waqif tłoczno i gwarno. Warto zagubić się w licznej sieci malutkich uliczek z nadzieją graniczącą z pewnością, że trafi się na coś lub kogoś ciekawego. Ja trafiam na Calister Enejele, dziennikarkę z Nigerii. Drobna, wzbudza zainteresowanie również niebotycznie długimi, kolorowymi paznokciami. Z podziwem obserwuję jak stuka coś nimi na klawiaturze telefonu. O piłce jednak specjalnie rozmawiać nie chce. – Idziesz na Maroko – Belgia? Zaczep Sundaya Oliseha, też powinien być. Jego w przeciwieństwie do mnie w Polsce na pewno wszyscy znają, jest ekspertem.
Mistrz olimpijski z 1996 roku zgadza się odpowiedzieć na kilka krótkich pytań. – Jestem pod wrażeniem mistrzostw, bardzo mile nimi zaskoczony – ocenia. – Z wydarzeń boiskowych zachwycił mnie mecz Argentyny z Arabią Saudyjską, Arabia wygrała absolutnie zasłużenie, po dwóch jej bramkach Argentyńczycy na dobrą sprawę nie byli w stanie stworzyć sobie żadnej sytuacji. Nie ma na mistrzostwach reprezentacji Nigerii, więc kibicuję wszystkim drużynom afrykańskim, szczególnie Maroku, bo z tego kraju pochodzi moja żona. Pracuję tu dla FIFA, nie mogę niczego prognozować ani typować, nie powiem kto zostanie mistrzem świata. Moje wspomnienia z mistrzostw? Najbardziej pamiętam jednak igrzyska w Atlancie i nasz złoty medal. Ale na mundialu gola też strzeliłem i to zwycięskiego. W 1998 roku we Francji w grupowym meczu z Hiszpanią wygranym 3:2. Wyszliśmy wtedy z grupy z pierwszego miejsca, ale zaraz potem przegraliśmy z Danią i było po mistrzostwach.
O ocenę startu afrykańskich drużyn w fazie grupowej po meczu Kamerunu z Brazylią pytam Isaaca Swila-Tijan, dziennikarza sportowego z Kenii. – Afrykańskie zespoły nie miały dobrego startu, żaden nie wygrał pierwszego meczu. Szczególnie bolała, dla mnie okrutna, przegrana Ghany z Portugalią. Potem było już dużo lepiej. Pojawił się ten afrykański duch walki. Maroko skutecznie zdemontowało klasową Belgię i zwyciężyło w rywalizacji w grupie, Senegal wygrał kluczowy mecz z Ekwadorem i też wyszedł z grupy. Kamerun odrobił dwa gole straty w meczu z Serbią i sensacyjnie pokonał Brazylię, Ghana pokonała Koreę, a Tunezja Francję, ale nie wystarczyło to, by awansować dalej. Jednak po 16 latach znów mamy dwie drużyny w najlepszej szesnastce i nadzieję na więcej.
AZJATYCKIE DYWAGACJE
Na meczu Maroka z Belgią na przepięknym Thumama Stadium miejsce obok mnie zajmuje Gairat Khas. Przyjechał z Uzbekistanu. Udziela się dziennikarsko, ale pracuje przede wszystkim dla jednej z agencji menedżerskich w swoim kraju. O konflikt interesów nie dopytuję. Wspólnie obserwujemy szaleństwo marokańskich kibiców i siedzących przed nami marokańskich komentatorów. Po golu w końcówce na 2:0, przesądzającym o sensacyjnym zwycięstwie Lwów Atlasu, jeden z nich rzuca się drugiemu na szyję, za chwilę wznosi ręce ku górze, zrywa się i biegnie po schodach w górę, ściska rodaków, zbiega z powrotem, kładzie głowę w dłoniach na dziennikarskim pulpicie, by znów się zerwać i tańczyć z radości. Zupełne szaleństwo! Z Gairatem przez cały mecz wymieniamy poglądy. – Znam Jasura Jakszibojewa – mówi między innymi. – On nie mógł sobie poradzić w Legii, ani nigdzie w Europie, ma muzułmańską mentalność, to nie jest świat dla niego. Powinien grać tu w Katarze albo w Arabii Saudyjskiej, świetnie by się odnalazł. W Europie nawet gol strzelony Realowi Madryt w Lidze Mistrzów nie mógł mu pomóc. Zupełnie inny jest Bobur Abdukhalikow, król strzelców tego sezonu ligi białoruskiej. Toczą się rozmowy o jego transferze z Energetyka BGU do Korony Kielce albo Zagłębia Lubin, jest też opcja węgierska. Miał bardzo dobrą ofertę, wielkie pieniądze, z Arabii. To jest w Azji najlepsza liga, ale nie chciał. Chce zrobić karierę i liczy, że przez Polskę czy Węgry przebije się do najlepszych lig Europy.
Khas w Katarze obserwuje przede wszystkim reprezentacje azjatyckie, piłka na jego kontynencie bardzo go zajmuje. – Uzbekistanowi ciągle brakuje punktu albo bramki, by zakwalifikować się na mundial, ale wierzę, że za cztery lata, gdy będzie 48 drużyn w końcu to się uda – mówi. O podsumowaniu gry drużyn z Azji w fazie grupowej rozmawiamy po jej zakończeniu. – Największe rozczarowanie to Katar, najsłabsza drużyna całych mistrzostw. Nie wytrzymali ciśnienia z góry. Znam ten zespół z Pucharu Azji, potrafi grać trzy, cztery razy lepiej. Od marca nie grali ligi, żeby przygotować się do mistrzostw meczami towarzyskimi. To kompletnie nie wypaliło. Iran było stać na wyjście z grupy, ale zespół rozbiła wewnętrzna polityczna sytuacja w kraju. Arabia zachwyciła z Argentyną, rozczarowała z Meksykiem, potwierdzając, że gdy traci gola ma problem. Australia jest dużo słabsza niż gdy dołączała do federacji azjatyckiej i miała najlepsze pokolenia, ale to teraz wyszła z grupy. Przynosi efekt długoletnia praca trenera. Wyjścia z grupy Japonii się spodziewałem, to tacy azjatyccy Niemcy. Bardzo zdyscyplinowany zespół, porażka z Kostaryką była wypadkiem przy pracy. Są jak maszyna. Po Korei nie spodziewałem się awansu do szesnastki, są słabsi niż w Rosji, zależni całkowicie od Sona, jeśli jemu nie idzie, drużyna nie gra. Błysnął jednak w końcówce z Urugwajem i jego zespół wyszedł z grupy.
WOJNA I MUNDIAL
W autobusie wiozącym dziennikarzy na – jak miało się okazać – pasjonujący mecz Kamerunu z Serbią, spotykam Walerego Prigornitskiego z Kijowa. Jednego dwóch dziennikarzy z Ukrainy, którzy dotarli na turniej. – W zasadzie jest nas trzech, bo jest jeszcze operator kamery – precyzuje. – Traktuję ten przyjazd trochę symbolicznie, chcę przez niego pokazać, że Ukraina jest, żyje i jak wszyscy też ma prawo uczestniczyć w tym wielkim święcie futbolu. Ale prawda jest taka, że dzisiaj w moim kraju nie o mistrzostwach się mówi. Na Ukrainie nie ma rodziny, która nie straciłaby kogoś bliskiego. Ja straciłem przyjaciela. 33 lata, mechanik, przywieźli mu do naprawy samochód, okazało się, że był zaminowany. Otworzył maskę, wybuch go rozerwał. Mundialu ludzie nawet nie mają jak oglądać, prąd w wielu miejscach jest włączany na dwie, trzy godziny. Z naszej telewizji nikt tu nie przyjechał. Zresztą zlikwidowano dwa kanały sportowe, które nadawały przed wojną. O tym się nie mówi, ale pracę straciło w Ukrainie około trzy tysiące dziennikarzy. Ja pracuję dla portalu football.ua, wcześniej dwa razy w tygodniu wychodziła też gazeta pod tym samym tytułem. Już nie wychodzi. Dorabiam sobie jako trener dziecięcy, ale łatwo nie jest. Mieliśmy zajęcia z dzieciakami, gdy nad naszymi głowami przelatywały drony. Środki na wyjazd do Kataru zabezpieczyłem sobie sporo wcześniej, jakoś się udało, sponsorzy się nie wycofali. Dotarłem tu samolotem z Warszawy, do niej jechałem z Kijowa pociągiem. Kibicuję Urugwajowi i Polsce, to co Polacy zrobili dla nas to jest nie do uwierzenia, wprost nie mieści się w głowie.
Kilka dni później trafiam na Walerego na równie ekscytującym meczu Senegalu z Ekwadorem. Z trudem udaje się pogadać, bo afrykańscy kibice dają prawdziwy koncert. Śpiewając i grając na tam-tamach zagłuszają wszystko, nie tylko znacznie na oko liczniejszą grupę fanów Ekwadoru. Pytam czy słyszał, że gdzieś nakazano zdjęcie ukraińskiej flagi na stadionie? – To ja napisałem i poszło w świat – śmieje się. – Pomylili ją z flagą LGBT, ale się wyjaśniło. Wiem to od ukraińskich kibiców, których jest tu sześciu. Niestety, hiszpańskim fanom faktycznie odebrano naszą flagę z symbolem pułku Azow. Swoją drogą, ukraińskim kibicom, mnie zresztą też, niełatwo było się do Kataru dostać. Na kartę hayya, która zamiast wizy uprawnia do wjazdu czekałem miesiąc, ukraińskim kibicom w ogóle ich nie chciano dawać, bo chyba boją się emigrantów. Jeden przyjechał tu z Dubaju bez karty, ale po kilku godzinach na lotnisku szczęśliwie ją otrzymał.
W przeciwieństwie do Ukraińców bardzo wielu jest na mundialu rosyjskich dziennikarzy. – Sam jestem zaskoczony, bo nasza drużyna nie gra na mistrzostwach – mówi Sebastian Terlecki ze „Sport Ekspressu”. Rozmawiamy w mixed zonie po meczu Polaków z Meksykiem, prosi, by pomóc mu w tłumaczeniu rozmowy z Piotrem Zielińskim, ostatecznie piłkarz mu umyka. – Chciałem pogadać też z Grzegorzem Krychowiakiem – mówi. – Znam go, robiłem z nim duży materiał w Krasnodarze. Chciałem wyjaśnić jak to było z jego odejściem z tego klubu. U nas uważa się, iż to on stał za tym, że inni obcokrajowcy też odchodzili, namawiał ich do tego. A ja nie wierzę, że to prawda, bo to porządny człowiek. Moim zdaniem robi mu się w ten sposób dużą krzywdę i chciałem, by sam zabrał głos, ale odpowiedział na kilka pytań na temat meczu, na inne się nie zgodził.
JAROSŁAW TOMCZYK
Doha
TEKST UKAZAŁ SIĘ W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA” (49/2022)