Mistrzostwa Europy, które się nie odbyły
Mundial z wiosny/lata 2022 roku został już dawno przeniesiony na późną jesień, co nie znaczy, że faza grupowa Ligi Narodów miała być jedyną imprezą rozgrywaną w obecnym czasie na europejskich boiskach. Nie, miały się odbyć także Mistrzostwa Europy CONIFA, czyli konfederacji zrzeszającej związki futbolowe państw nieuznawanych.
Nic nie wyszło z mistrzostw Europy CONIFA.
Pewnie w ogóle bym nie miał świadomości istnienia takiej imprezy, ale odkąd przeczytałem (a ściślej wysłuchałem) w znakomitej książce Tomasza Grzywaczewskiego „Granice marzeń. O państwach nieuznawanych” reportaż z mistrzostw świata CONIFA odbytych w 2016 roku w Abchazji, zacząłem śledzić to, co dzieje się w drugim futbolowym obiegu, bo to bardzo ciekawa sprawa.
Relacja Grzywaczewskiego pokazuje lepiej niż cokolwiek moc futbolu. Na początku imprezy mieszkańcy Abchazji się nią nie interesowali, a wręcz ostentacyjnie kontestowali, jako bezsensowną namiastkę czegoś, co chcieliby przeżywać, ale nigdy nie będzie im dane, trochę w myśl słów jednej z piosenek Andrzeja Poniedzielskiego, że „jak się nie ma, co się lubi, to nie lubi się i tego, co się ma”. Ale oto dzielna drużyna kaukaska awansowała do półfinału. Już jej starcie w tej fazie z faworytem – Cyprem Północnym – wywołało pewien oddźwięk. A gdy udało się wygrać 2:0, puściły hamulce, zniknęły skrupuły i finał z Pendżabem odbywał się już przy komplecie widzów i w atmosferze patriotycznego uniesienia, jakby Apsny (Abchazja to nazwa rosyjska) grało finał prawdziwego mundialu. Pendżab, choć nastawiony defensywnie, prowadził 1:0, ale w 88. minucie gospodarze wyrównali. W karnych Pendżab miał już 3:1 i był o jeden strzał od złota, ale abchaski bramkarz wybronił dwa kolejne karne, a potem jeszcze jednego i wygrali gospodarze, co kibiców w Suchumi wprawiło w ekstazę. Najwięksi sceptycy padli na kolana przed magią futbolu. Czyż to nie piękna historia?
W finale MŚ w 2018 roku Karpatalja (reprezentacja zakarpackich Węgrów) pokonała w finale karnymi Cypr Północny. W 2020 roku mundial się nie odbył z powodu pandemii, w 2022 też teoretycznie była jego pora, ale nic nie wyszło. Miały za to dojść do skutku mistrzostwa Europy – nigdy byście Państwo nie zgadli gdzie. Mianowicie w Kraju Nicejskim, na południu Francji. Nawet kombinowałem czy by nie pojechać, to w końcu łatwiejsza wyprawa niż do Abchazji czy Osetii, a nawet na Północny Cypr, ale miesiąc przed imprezą CONIFA ogłosiła, że względu na problemy organizatora turniej się nie odbędzie.
W sumie to dobrze, że się nie odbył. Powiada się, że polityka nie powinna się mieszać do sportu, ale przecież można też ten slogan odwrócić i stwierdzić, że sport nie może się mieszać do polityki, a w przypadku mistrzostw państw nieuznawanych jest to właśnie coś takiego. Już Grzywaczewski kilka lat temu streszczał rozmowę z szefem CONIFA nie wiedzącym co zrobić, gdyby do jego federacji chciały się zgłosić Ługańska i Doniecka Republika Ludowa. Teraz, po napaści Rosji na Ukrainę, sytuacja jeszcze się zaogniła.
Euro-bis to też turniej z tradycjami. W 2017 roku Padania pokonała w finale karnymi Cypr Północny (to tacy Niemcy CONIFA, zawsze faworyci i zawsze wysoko), w 2019 Południowa Osetia wygrała 1:0 z Zachodnią Armenią. W 2022 zagrać miały: Kraj Nicejski, Dwie Sycylie, Sycylia (to nie pomyłka, istnieją dwie odrębne federacje), Sapmi (reprezentacja ludów z północy Norwegii, Szwecji, Finlandii i Rosji), Szekleria (transylwańscy Węgrzy), Elba, Abchazja, Kornwalia, Padania, Zachodnia Armenia i Karpatalja. Kto by wystąpił 12 czerwca w finale? O każdym z tych tworów należałoby napisać książkę. Ale czy dziś, w dobie szalejących nacjonalizmów, rozgrywanie takiego turnieju ma sens? Sam nie wiem.
Leszek ORŁOWSKI